Pan Tealight i Niewidoczny Może Szpital Dla Błąkających Się…

„Byli tutaj, w dużych ilościach i różnorodni…

… mali, więksi, z jedną nogą i trzema, nudni z tymi najtańszymi, optymalnymi dwoma stópkami i dwoma rękami, dłońmi muskanymi, z przepisowymi dziesięcioma paluszkami na górze i na dole też diesięcioma, a inni , to jakoś tak, niczym ośmiorniczki… opancerzeni czy w koszulinach i jeszcze szalikowcy byli przecież i ci z czapeczkami. No tym to dachowało pod nimi, na pewno…

… przegrzanie organizmu.

I flagami.

Oj tak, byli tacy z banerami, ci ze szturmówkami, zwykłymi pinselami smukło-cienkimi i jeszcze ci, co szli na cało targając przez życie ze sobą coś, co mogłoby przykryć jakąś tam Dakotę czy inne Wisconsin. Wiecie, wsystko to dla życia. Jedni wyciągali to z przeszłości, inni dostawali w prezencie, a jeszcze inni…

Wiadomo, że DNA odkrywało tutaj największą rolę, ale…

Jednak chyba nie zawsze zwyciężało.

Bo przecież były mody i ludzie, którzy chcieli ci coś sprzedać i ci, co uważali, że powinieneś to i tamto i jescze oni, co mieli na uwadze twoje zdrowie i wszelki łelbijing, ale jednak, tak naprawdę… zwyczajnie chcieli się doczepić. Może dla rozrywki? Może nie mieli innego pomysłu na życie…

Może?

Takie chcieli wieść życie, uczepieni kogoś… kogoś się błąkającego…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Przylaszczki…

Wyobraźcie sobie że z onego ogrodu rajskiego prawie, o którym już wspominałam poprzednio, wiecie, staruszki i meczenie… z kwitnącymi drzewami, z onymi owieczkami, maluszkami dopiero spoglądającego na świat… na plażę… ale jaką plażę, z jednej strony piasek mięciutki, z drugiej okrągłe, pokryte zielonościami kamienie… niesamowite w swoich odcieniach.

No i morze, niebiesko-szmaragdowe, spokojne, chociaż wieje, słońce wali, niebo błękitne jak z obrazka, może już mniej świętego… nogi wbijające się w nagrzany piach… i ten zapach, prawie smak powietrza… ale kurna, gzie moje kwiatki… kawałek nabrzeża, wapienne, więc pewno zniknie kiedyś, gdzie ktoś wymalował ochrą serduszko. Nosz kurna no, pewno tu trzeba skręcić, znaczy pod górę iść… ech… weźcie no, dyszu dyszu blech. Udało się, nawet nie było tak źle!

I już je widać, zaraz przy żółtej jak rzeka drodze…

I słychać.

Głębiej, w niewielki lasek, ale nie zagajnik, bo mamy tutaj i zróżnicowaną powierzchnię, przylaszczki, zawilce i pierwiosnki, oraz niesamowitą rzekę z małym wodospadem, właściwie geometrycznym… od linijki… do tego ono słońce, nosz światło doskonałe… przenika przez płatki, muska liście, pali ryj fotografa. No cóż, tak się zdarza, no wiecie, nie da się wszystkiego zakryć…

I te drzewa i te dźwięki…

Malutki raj botaniczny… a może nie tylko. I nikogo… okay, przyleciał zaraz pies, za nim idiota właściciel, ale poza nimi i rodzinką, która szybko się zmyła, jakaś taka widać miejscem nieoczarowana, to wszystko było dla mnie, tylko dla mnie!!! Tyle kwiecia… a Instagram zaleję nimi!!!

A na kontynencie sprawy się komplikują, wiecie, ten gender cały… nawet u nas, więc świat się podniecać zaczął sztuką. I tak… ponownie, a może po raz pierwszy w takim temacie na jaw wyszło istnienie pewnych rzeźb… ot, dwie rzeźby, które wywalił mi internety w twarz prosto… Szokujące?

A może pasujące do współczesności… jedna, czy druga dziwniejsza, bardziej wymowna… a mawiają, że Duńczycy to taki spokojny naród. Nie wiem dlaczego, ale ludzie tak mawiają… to dziwne trochę, bo kobiety wydają się być zmęczone, a mężczyźni wkurzeni i leniwi, roszczeniowi. No ale, do rzeczy…

Ale, ale ale… Ale najpierw muzeum. Kvindemuseet… Stoi przed nim rzeźba z facetem karmiącym piersią dziecko, facetem facetem, ale z cyckami… w znaczeniu ma wsio na miejscu, jednak, powstał podobno na dzień facetów, więc… nie wiem, jakoś tak, w obliczu kobiet przegrywających z facetami, gwałconych przez nich w więzieniach… nazywających się kobietami, czy półbietami, nie wymagajcie ode mnie tego, by to ogarniać. Nie chcę… już nie. Po prostu. Co dziwne, problemem nie jest sama rzeźba z 2021 roku by Aske Kreilgaard, pokrętna, bo broda i te piersi… nie wiem, nie, nie chodzi o rzeźbę, chociaż i o nią opinia publiczna jęczy, a o muzeum, które nazywało się muzeum kobiet, a teraz jest Gender Museum

Ktoś coś mi wyjaśni?

Wróć!

Nie chcę wiedzieć… widać kobieta to zakazane słowo.

Druga rzeźba to gruba sprawiedliwość niesiona przez chudego Bambo, twórca Jens Galschiøt… eee… nie wiem, ale wiem, rozumiem, lecz mam dość? „I’m sitting on the back of a man. He is sinking under the burden. I would do anything to help him. Except stepping down from his back.” Rozumiem, iż ona sprawiedliwość to zwykle baba i tak dalej, zasłonięte oczy, symbolika jest, ale…

Co się dzieje z tym światem?

Kobieta, towar niebezpieczny?

Narkotyk?

Nagle to na kobiety zwala się wszystko, bycie oną, matką, kochanką, businesswężem, seksualną wampirzycą, facetem męskim, kobiecą kobietą, przedsiębiorczą i prebiegłą, obrotną, ale i łagodną  i jeszcze… kuguarzycą, dziewicą wieczną, dziewecką, a do tego wszelkie ło to przez baby, zaraz zaraz, maleus maleficarum? Kurna… ile tego jeszcze… nagle się cieszę, że nigdy dzieci mieć nie chciałam…

Zwykle w ogóle o tym nie myślę… lepiej nie myśleć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.