„Kapłan jak kapłan, wyglądał na siebie, wyglądał na swą definicję i wyglądał, jak najbardziej na kogoś kapłańskiego…
… a może kapłaniastego?
No weźcie, po pierwsze wiadomo, facet miał sukieneczkę.
Do tego taką narzutkę, spiczaste coś na łbie i jeszcze…
… w rękach takie coś do machania, walił kadzidłem, ale zarazem i niczym, najdroższymi perfumami, ale też i dziwną słodkością, którą przypisuje się ino padlinom. Dodatkowo miał książkę, i to tylko jedną, nucił coś tam, no i jescze ta walizeczka, której nie pozwalał dotykać z jakimiś krzyżykami i inymi symbolmai, ułożonymi dziwnie, ale te i przemawiającymi do wszystkich…
Nazbyt głośno.
Nie żeby był jednoreligijny, on chyba zwyczajnie głosił coś swojego, a sam apperance opracował na podstawie znanych religii, ale to wystarczyło. Nie Biblia cyniła człowieka marnej prominencji… No i dodatkowo, wiecie, tutaj, tera, on… Pojawił się, miał czelność, po prostu był, istiał…
… oburzenie…
Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane właśnie waliła dożylnie rumianek na uspokojenie, bo ostatnio jakoś tak wsio się waliło, więc jak tylko go zobaczyła, cóż, adrenalina zrobiła swoje. Pioruny z oczu, dym, ogień, wszelakie plagi, egipskie i nieegipskie, te zapomniane i niezapisane: obudziły się i zrozumiały, iż może to być ich jedyna szansa… teraz, albo nigdy…
… droga wolna.
A potem się okazało, że to sprzedawca zioła i już było okay.
Nie trzeba było nawet płacić… jakoś zioła wiedźmia wkurwia nie dotknęła.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Oj tak…
Święta upłynęły względnie spokojnie, jak ktoś obchodził, to obchodził, jak nie, to opitoli w końcu rewka – wcześniej nie było pogody – potem dorzucił do tego wywalenie tego i tamtego, zajął się ogrodem, ale niezbyt inwazyjnie, bo wiadomo, przecież cebulki wciąż nie wszystkie wyszły, więc nie należy im przeszkadzać.
Z drugiej strony, to kurna co to znaczy obchodzić?
Że jak trzepiesz razem z tradycją to jesteś okay, a jak robisz coś inaczej, to już nie, a może jednak, no nie wiem… wiadomo, religijnie religijni wiedzą co mają robić, raczej, ci, co się wyłamują na Hawajach czy innych Bangladeszach, to wiadomo… robią sobie co sobie robią, ale w pewnym sensie przecież też świętują… bo świętować można wszelako i definicji jest wiele…
A w ogóle to a mało świętujemy.
Popatrzcie na ludy tak zwane – jeszce wciąż – pierwotne.
Oni czas pracy mają serio ograniczony. Dopiero jak wchodzi przymusowe świętowanie, a nie zabawa na całego, dorzuca się do tego religia, to ju jesteście w dupie. Ino rola, zwierzaki i nic z czasu dla siebie.
No co?
Imprezka?
Jako takie imprezowanie, dla wielu ma różnorodną definicję.
Na przykład dla mnie to siedzenie na zewnątrz, w lesie, na plaży, na skałach, tudzież w domu, samej, i wszelakie próby niemyślenia o czymkolwiek. A potem robienie tego, co się chce. Po prostu. To moja imprezka. Nawet w tym nie jestem definiowalna. Nie upijam się, nie palę, wróć, nienawidzę alkoholu, a już smród papierosów to po prostu… bleeee… jak tak można. Znaczy wiem, że można, ale jednak.
Ech!
Bez muzyki, chociaż nie abstrachuję od niej, nie odstępuję, wprost przeciwnie, jak wychodzę one sznurki od słuchawek pomagają w odłączeniu ludzizny, czasem, bo nie zawsze, ale jednak, zawsze można krzyczeć, śpiewać… i tak dalej, ale i tak ludzie podchodzą i dlaczego? Może jakiś kapelusz będę za sobą ciągnąć? No przecież bez urazy, ale kurna za darmo już nie robię. Znaczy robię, ale nevermore!!!
A co!
Niech najpierw płacą… ktokolwiek? #buymeacoffee
Nie oszukujmy się, jak chcesz być one and only, wiadomo, nie kopiujesz innych, jesteś sobą, to po prostu jesteś niewidzialny. Nawet w niedzielę. Gdy to piszę… całkowicie niewidzialny i już… ale, co do pogody, to było nawet słońce w one święta. Nawet całkiem, chłodno, ale jednak, jak ktoś lubi takie klimaty, ja wolę deszczowo, mgliście, wszelako pochmurnie, zimowo najlepiej, wiadomo…
Upierd ze mnie! LOL