Pan Tealight i Glutomat…

„… bo to tak pora roku.

Ni to zima ni to wiosna, zresztą, ofcjalnie Zima przysłała pismo, że jakby co, to jej nie było, więc niech nie marudzą marudzący, bo zaproszenie widać zniknęło w eposach PostNordowych, co to sama sobie firma pisze, więc nie jej to wina, że łaziła po innych miejscach, myślała, że jej nie chcą…

A wiosna…

Z Wiosną to w ogóle inaczej.

Niby przyszła, w końcu to jej czas, więc nie chciała niczego przegapić, ale jednak, jakoś tak, nie chciała od razu iść na całość. Po prostu nie chciała. Była sobą, inną sobą, małą babuleńką w chuście, której zawsze było zimno i chodziła o rzeźbionej laseczce i miała baloniki do niej przyczepione z siuśkowych chmurek. Małe bukieciki kwiatków zdobiły kaptur jej płaszczyka w mocno czerwonych barwach, jak te tulipany, które lubią wyłazić tak dziwnie, podejrzanie… wiecie, te wydłużone, niewielkie, ale jednak jebiące kolorem na tle onej świeżej zieleni.

Młodej i niewinnej… chociaż powtarzalnej.

Ona nie była w tym roku młoda i niewinna, wprost przeciwnie, wiedziała czego chce, czego nie chce i mocno znała się na rzeczy, ale jednak, jakoś tak, nie chciała się od razu rozpędzać. Chociaż miała swoje plany. Mogła od razu odwalić wszystko, ale jednak, jakoś tak… nie, nie ziś, nie jutro.

Powoli…

Najpierw postawiła Glutomat.

No co… pandemie może się chwilowo skończyły, ale jednak, ona wiedziała.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

W Aakirke znaleźli martwego faceta na cmentarzu.

I tak, wiem jak to brzmi.

Jeżli myśli się o śmierci, raczej tak normalnie, że nie jak ja, wiecie, nazbytnia wyobraźnia, pod płotem, pod stopniem, ofiara zakładzinowa, takie tam rzecy, wypchana ciotka w szafie, szkielet w gabinecie pani profesor od biologii, no wiadomo, takie rzecy… ona w zamrażarce, bo on ją wciąż kocha, nie że jakiś obleśnik…

I nie, nie chce jej emerytury.

Jeśli myśli się o śmierci jakoś tak po luzkiemu, to ciało na cmentarzu racej jakoś pasuje. Pasowałoby i w kostnicy, zapewne, na stole sekcyjnym czy w jakiejś tam innej prechowywalni. Nie no, pewno iż arzają się i tutaj momentu zgrozy, mordy i tak dalej, ale cmentarze tu zdają się tchnąć jakimś uporządkowanym spokojem. Jakby nic nie zaszło, nie było tam ni bólu tych żyjących, zostawionych, wciąż nadających wspomnieniom bieg… ni płaconych latami podatków, by sobie tam zapewnić miejsce, a wcześniej mówić wszystkim jakim to się jest ateistą…

No co?

Tak jest.

Ale… tutaj po prostu znaleiono ciało… ciekawe jak to jest, idziesz sobie, może po prostu spacerowo, bez modlitwy, w celach historycnych, czy wycieczkowych, a tam ciało… znaczy, na początku pewno nie wiesz czy ciało, czy po prostu wciąż człowiek… ale jak już tam nie bije, powietrze nie krąży, ino inne gazy, to nagle ciało… Jak to łatwo przemienić się z człowieka w ino ciało.

Dziwne to…

Potem czekasz na karetkę, policję… dopiero w szpitalu oficjalnie stwierdzają zgon. I nie człowiek bez dechu, bez onej poruszalności/prytomności jakiejś, ino ciało samo, dziwnie inne, odmienne, się objawia… Nie, nie wiadomo czy powody są naturalne, czy jednak będzie ciąg dalszy…

A nawiązując do popredniego wpisu, to coś mi podesłali fińscy znajomi. Otóż, u nich istnieje też takowe miejsce, nie do końca chyba góra, zwyczajnie obszar, który zdaje się należeć… do magii…

Kyöpelinvuori: „Kyöpelinvuori w fińskiej mitologii to miejsce, w którym (które) nawiedzają martwe kobiety. Plotka głosi, że dziewice, które umierają młodo, gromadzą się tam po śmierci na początku życia pozagrobowego. Podobne historie rajskich gór dla pobożnych dziewic znane są także w katolickiej Europie Środkowej i Rosji.” Pobożnych? Ech no… Ale czy to miejsce jest opowiednikiem szwedzkiej Niebieskiej Góry, gdzie wiedźmy latają, czyli taka kolejna Łysa Góra czy też coś jak Brocken w Harzu. Bo tak, cytat przytoczony, z jakiejś chyba Wikipedii, żeby mieć pewność, kiepsko tłumaczony… to też miejsce, gdzie wiedźmy się gromadzą.

Czy dla diabła, nie wiem…

W ogóle nie rozumiem dlaczego baby miałyby się gromadzić w imię chłopa jakowegoś, a jednak Szatan to… kurde. a moe Matka Szatanowa?

No co?

Ostatnimi czasy one wszelakie feminizmy i równouprawnienia, problemy ze sportsmenkami, które wyglądając jak facet i wygrywając jak facet, wciąż twierdą, że są słabiutkie jak kobiety… no wiecie, co innego problemy, z jakimi mierzą się ludzie, szczególnie w okresie dojrzewania, sama miałam, co innego pokręcone iksy i igreki, a co innego wykorzystywanie tego dla korzyści finansowych, albo co gorsza, przestępczych… ale nie chcę o tym pisać, mówić, myśleć… nie…

Lekarz zabronił.

Nazwanie mnie archeolożką przyprawia mnie o takigo wkurwa, że po prostu nie podchodź, serio… ić stond!!! LOL Tyle mamy problemów na tym świecie, a jak zwykle wszystko od dupy strony chcą rowiązywać…

Ech, ludzizna…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.