Pan Tealight i Grób…

„Właściwie był to Grób Znanego Nieznajomego

… wiecie, poznali się, ale nie przedstawili się sobie, potem coś spadło, coś się rozlało, foliowa torebka, a raczej wielki wór na śmieci, czy cała rolka onych worków, chociaż… wszystko działo się w lesie, więc…

… ekologicznie.

Wcale nie trzeba było sprzątać, w końcu zamówiony był deszcz, chociaż wcale się nie spodziewali, że tak się stanie, ale jenak, wiadomo, lepiej zamówić, na wszelki wypadek, pewne sprawy się dzieją i mogą zawsze przybrać inny obrót, albo i kilka obotów i jeszcze kierunek i się zachwiać, obalić, uderzyć w ten dziwnie wystający kamyk, granitu kawał, jakby specjalnie tutaj postawiony, no i jeszcze te liście, takie na miejscu, niczym koc jakowyś, wyciszyły wszystko…

Miło.

Pamiętajcie, las zawsze z wami współpracuje, zawsze.

Może pomóc i wam zniknąć, tak po prostu… nawet i grób nie zostanie, jak sobie życzycie, no chyba że nabroiliście, wtedy zwycajnie będzie tak, jak się lasowi chce… lasu? No las wie zawsze lepiej. I już!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Prom, Szwecja, święta…

Tia, trzeba przyznać, że w tym roku święta mnie zaskoczyły, głównie dlatego, że ich nie obchodzę, więc… po prostu Chowaniec pracuje z domu, życie jak zawsze się toczy, tylko sklepy otwarte krócej i tak dalej, poczty nie ma, no wiecie, tutaj jednak ludzie mają prawie cały tydzień wolny, więc wyjeżdżają na wakacje i tyle.

Odpoczynek…

Ale dla większości to po prostu czas ogródkowy i tyle. Tutaj coś posprzątać, przyciąć drzewka, jeśli pogoda pozwoli, ale wiadomo, ostatnio pogoda raczej szaleje, więc może jednak w końcu człowiek się prześpi, wyśpi czy coś w ten deseń? Nie wiem… wiem jedno, rzeczywiście ludzie się zjechali… czosnek niedźwiedzi już wyłazi, więc mogą się pożywić, gdy fale przestaną szaleć może i nawet popływają, w końcu woda jest, a że zimna, oj weźcie no, cieszcie się, iż jest…

Przyroda nieśmiało wypuszca to i tamto…

Ptaki szaleją, ćwierkanie doprowadzi nawet najspokojniejszego na granice szaleństwa.

No wiecie, ta tam, wiosna czy jak to nazwać, w końcu wciąż nocą przymrozki jakieś niezapowiadane, już człowiek niczego nie może być pewny. Wciąż nie przycięłam jabłonki, boję się coby grzyba nie załapała, ale w końcu trzeba będzie. Niech ino przestanie tak… no powiedzmy to szczerze: pizgać.

Się stormować znaczy…

Buja…

No właśnie, ale jak wieje to i buja, nie oszukujmy się… czasem nawet dość przypadkowo, ale od początku… wybraliśmy się do Szwecji – no co, świeczki się skończyły, a Szwecja bliżej, więc… nie jest już jakoś taniej i człowiek sprawdza ceny w te i wewte, ale jednak oni mają rzeczy, których u nas nie ma.

Jak właściwie prawie wszystko.

Serio…

Ostatnio czuję się mocniej jak ten dzikus wpuszczony do jakiegoś Walmartu i dziwiący się, iż wsio na drzewach nie wisi, a jeszcze dodatkowo, że w ogóle jest, ale… co do Szwecji, to jak zwykle na gałęziach ma piórka, to zawsze w modzie, one kolorowe piórka, wszelakie jajeczki i zajączki oraz kolory pastelowe, które mi nie pasują. Wcale, więc w końcu dostałam swój wymarzony od kilku lat plecak, czarny na czarnym pod czarnym i już. Równowaga zachowana we Wszechświecie.

Ale, o Szwecji napiszę następnym razem, dziś będzie ino o promie.

W jedną stronę, chociaż na lądzie pizgało, to jednak fale były na niebiosko, znaczy na apce od fal, wiecie, od wszystkiego są apki… i nie bujało. Dość spokojna podróż, niewiele ludzi, ale wiadomo, wcześnie i tak dalej, za to powrót, nie dość, iż wsio na kilka dni wykupione i jakbyś miał jakiś problem, to nie wiem jak sobie radzisz… szczerze. Przecież ludzie poróżują częściej niż ja, znaczy raz na miesiąc czy dwa…

Ale… w drugą stronę, w Ystad deszcz i wiatr, ale morze dość spokojne i na początku, szczerze powiem, że przez godzinę no raj. Płasko, bez bujania, dzieci obżarte cukierkami i czekoladą cichły, siedziały, a Chowaniec zjadł swoją bułkę… spojler alert, pożałuje tego za chwilę… bo po godzinie nagle zaczęło promem rzucać z prawej na lewą. Dopiero po kiku minutach odezwał się kapitan, grzecznie informując, że będzie rzucać prez 25 minut, potem przestanie, zresztą i tak już jesteśmy niedaleko, więc wbijać pazury w siedzenia i cierpieć. Torebki są dostępne…

Ja pierdziu, po raz pierwszy widziałam na tych promach zielonych dorosłych. Niby mam tabletki, ale kto weźmie od obcego, no i nie oszukujmy się, nim zaczną działać… ale, najgorzej miał niemowlak… ciągłe 25 minut darcia się. Musiał cholernie cierpieć. I przyznam, iż nie wiem dlaczego, przecież bujało na boki, jak w wózku, wystarczyłoby, jak to mówią: do cyca… ale to są inne czasy, może, a może zasysał strach od rodziców. Nie wiem, walczyłam o własne niepanikowanie.

I bałam się… właściwie wciąż się boję.

Dziwny jest ten strach.

Ludzie, sprawdzajcie apki i bierzcie leki i nie jedzcie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.