Pan Tealight i Milczek…

Pan Milczek był starszym panem z laseczką… melonik miał i niewieki woreczek na kupy w prawej ręce, a w lewej, w skórzanej rękawiczce miał drugą rękawickę ze smętnie obgryzionym kciukiem i oczywiście linkę jakowąś, która po bliższej inspekcji okazała się być odgryzioną smyczą…

… ale po kim?

Zwykły pies na pewno nie pasował do grubego, skórzanego garnituru bardziej przypominającego pancerz, dziwnej maseczki, niby hokejowej, wiecie, takiej grubszej wersji siateczki jak na pogrzeb damy zakładają, by nie było widać ich jakże kpiącego uśmiechu, braku onych łez, tudzież wyrazistej radości z powodu odejścia tej durnej świekry… i z powodu nadejścia na konto okrągłej sumki… mniejszej lub większej, to jednak zawsze cieszy.

… maseczki, woalki, ale jednak z grubszego drutu.

No i jescze ten plecaczek, w kolore jaśniejącego, neonowego, no nadgorliwego współpracownika Marii S.-C. Znanej  tego, iż się radowała ponad przeciętnie… oj była z niej dusza towarzystwa, Einstein świadkiem, że nawet się uśmiechała. Ciekawe, czy woalkę nosiła… hmmm…

… no ale…

Stał tak, z dziwnie zakłopotaną miną, jednak widać było to wyraźnie, pochylony, jakby chciał preprosić, ale jednak jeszcze nie był na to czas, jaby czekał na ten moment, ale jakoś tak, był askoconym, iż on wciąż nie nadszedł… i spoglądał na Pana Tealighta w koronkowym fartuszku, stojącego przy ognisku do szaszłyków – miał taki do grilla i wszelakich prac, wiecie, z elfickiej materii, odporne na wszystko: miłość, nienawiść, tłuszcz, ogień, ziemię…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Kocham wrzask mew… może nie rano jak tupią mi w dach…

Nosz kurna, skubane no, jak lądują, to jakby coś spadło na dachówki, już człek leciał, w czym akurat był odziany, bez butów, ratować swoje domostwo, no i co, a tam siedzi ta rzeźba na dachu i się gapi. Czeka na jedzenie, oklaski, czy pierun wie co… i jeszcze tak przestępuje z onej błoniastej jednej łapy na drugą. I na zewnątrz w ogóle tego nie słyszycie, ale jednak… w środku, pod dachem, pod sufitem, niczym stado obutych w jakieś tam metalowe trzewiczki do tańców wszelako irlandzkich, no wiecie, stepowania, czy coś tam… te takie dźwięczące…

… a może jednak mają te buty…

Kto to tam wie, tak mrużysz oczy, chcesz spojrzeć bardziej, a ta mewa co, prycha i odlatuje, nosz kurna, no, zrobiły sobie jakiś meeting na polu, świeżo zaoranym… jest ich tam właściwie cała masa, przez chwilę wydawało mi się, że rozwinęły się one kulki trawy i siana, co to, wiecie, się tam kwaszą.

No te marshmallowsy no…

Nie widzieliście ich na polach?

No więc ten biały welon, na onej świeżej ziemi, dziwny taki, mocno kontrastujący z czerniawością przyszłych wzrostu, przyszłej zieleni. Co robią, o czym rozmawiają? Czy tylko chodzi o robaki, a może jednak planują jakiś tam przewrót, a tutaj człowiek całkiem tego nieświadomy obiera ogórka, który na pewno przybył z jakieś zbyt dalekiej zagranicy… i patrzy przez okno…

Czy powinien się bać?

Królowa nie przyjedzie.

No niestety, jeśli chodzi o naszą Królową, to chyba jednak pooperacyjnie wciąż nie doszła do siebie. Człowiek zaczyna się martwić, bo przecież… ech, Europa już straciła jedną Królową, a po nasej, to chyba tylko Wiktoria Szwedzka na tronie będzie zasiadać z żeńskiej populacji… choć, czy mi wolno w ogóle użyć tego słowa, onego wielkiego, obraźliwego dla tak wielu…

… czy tak wielu?

No mniejsza, panowanie dam się kończy, powiedzenie Król Karol kupił królowe Camilli korale nabiera teraz lepszego znaczenia…

Miejmy nadzieję, iż nasza Królowa jeszcze poszaleje i popali trochę na tym świecie. Bo serio, jest cudowna. Niesamowicie intrygująca jako człowiek, pełna pasji, artystyczna dusza… ma jeszcze tyle do stworzenia, ma na pewno tak wiele pomysłów… kurde, martwię się, ale, na Wyspie jej nie będzie.

Co do innych pojawień się i spotkań, na razie niepewność.

Czasem się zastanawiam nad onymi cjami i izmami. No wiecie, demokracja, władza jednostkowa, panowania tyranów… czy istnieje jeden, idealny ustrój? Nie, na pewno nie, ale demokracja, jak mawiali starożytni, to ten z najgłupszych, widać to doskonale… no ale… widać też i to, że święta idą. Znaczy przyszły, piórka wiszą na gałęziach, wszelako wieje, chłodno, jakoś tak dziwnie smutnawo…

Ceny powalają…

Jak tak dalej pójdzie, to kurde dogadam się z mewami w sprawie diety i tupania… worny też na pewno mają swoje sposoby, więc…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.