„Świat zmierzał ku zagładzie i Pan Tealight o tym wiedział.
Zagłada też była tego świadoma, ale jeszcze kompletnie na cokolwiek niegotowa, wiecie, nieposprzątane miała w domu i w ogóle, jakoś tak, wiecie, wiosna, więc inne sprawy miała na głowie. No wiecie jak to jest. Pozimownie jakoś tak, wciąż leniwie, wciąż jeszcze jakoś tak powolnie, a tam już rosną, burzą się, krzyczą… ludzkie głosy przeszywają dookolność swoimi szponami i niszczą cenną ciszę i oną niesamowitą spokojność. Oną gładkość wszelkich głosów…
Mógł tylko patrzeć.
Mógł, ale tego nie robił, szukał przyczyny onej zmiany, bo przecież jeszcze niedawno, ojejku, przecież on inaczej spoglądał na ten czas… całkowicie inaczej, więc coś przegapił. Przegapił moment, w którym coś upadło, coś się złamało, ktoś się pojawił, kogoś zabrakło, ktoś się zmienił… to wszystko, jeszcze w czasach, kiedy nie było Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane, a od jej przybycia, tak, wtedy, od tego momentu zaczęło mu zależeć…
Nie na sobie…
Na niej.
Dziwna była ona troska w nim, jakaś taka niepasująca do rysów twarzy, czy też ich braku, oczu, które widziały, ale nikt ich nie widział… onych papci i kubka, fajki, w której się układał, onej mocy… pryzwyczaił się do tego wszystkiego, jakoś tak, nie chciał tego zmieniać, nie chciał przywyczajać się do czegoś innego. Zdziwił się tak strasznie onej myśli, zachwiał, zroumiał, że nie może na to pozwolić.
Po prostu nie mógł, bo nie chciał.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Kwiecień…
Śnieg, zimno, ciepło…
Znaczy wróć, no bez przesady oczywiście, nie ma 20 stopni, ale w okolicach 5, jednak nocą, gdy spada o minus pięciu jest już dziwnie. Nie dość, że ta egarowa kołomyja w głowie, to jeszcze na odatek to… ta pogoda, ta cała aura, wietrzność nieustająca… i nagle, wieczorem, wychodzisz spod prysznica i czujesz to coś… chociaż w domu jesteś i tak to czujesz. Czujesz zimę. Spoglądasz przez okno, machasz do sąsiada zapominając, że masz na sobie mały ręcznik i właśnie miałeś się wytrzeć w newralgicznzch miejscach i… widzisz oną zimę. One wsio obklejone. Oną wiosenność oblepioną i jeszcze, jeszcze… to światło z niewielkiej lampki i spadające płatki…
A wcześniej, w ciągu dnia, w pełnym słońcu spadały takie wielkie…
Niczym dyski, rąbane opłatki, kurna komunia z nieba prosto, ona manna może, kto to wie? No kto, ten co wyjdzie i złapie kilka śnieżynkowych zlepieńców? Wychodzisz, ale zmarudziłeś, bo buty, bo bluza, bo znowuś nieubrany i nie ma już śnieżnych płatków, ot kilka jeszcze kołysze się gdzieś wysoko, ale nawet nie sięgną ziemi. Nie dotkną kamyczków, onych krokusów i wyłażących winogronek, no wiecie, muscari… nic z tego nie będzie. Nie dotkniesz ich…
Może rzeczywiście wszystko tylko mi się przewidziało?
Może…
Wcześniej powlókł się człowiek do lasu, tak po prostu, by być gdzieś tam, gdzie jest jakaś tam normalność, zwyczajność… wiecie, kroki i drzewa i niebo, wszelakie cieki wodne, wszelakie liścieje zeszłoroczne, a może i nawet sprzed dwóch lat, może… i jeszcze te kształty, bezlistne wciąż oczywiście, ale jednak…
Byłam tutaj jesienią, teraz wczesna wiosna, ledwo wyczuwalna…
I co…
… i znalazłam niezłe składowisko śmieci i wycięte połacie drzew, i zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie wiem co ta Skandynawia odpierdala, ale serio im odwala w klimacie i gestii onych wycinek. I to tłumaczenie, że przecież to czy tamto… nie, nie kupuję tego, nie chcę tego słuchać, widzę co widzę, zniszczenie w imię dziwnych idei, które jeszcze podobno są ekologiczne… I tak, wiem, meble z drewna wolę i metalu nie z plastiku, ale jednak, jednak nie wymieniam ich kurna co sezon.
Kupione są tak na zawsze.
… więc jak to jest?
Kto marnuje, kto wycina tylko dla widoków, a kto… po prostu jest stuknięty i zwyczajnie uznaje drzewa za wrogów numer jeden?
Czy płaczę bardziej nad drzewami niż ludźmi? Tak… człowieka zrobić względnie łatwo, a takie drzewo, by było stare musi oprzeć się żywiołom wselakim, między innymi onemu ludzkiemu, głupiemu.
… więc w lesie było smutno.