„Podświadomość była ostatnio nie dość, że bardzo poirytowana, to jeszcze chodziła wciąż w butach na ogromnych obcasach, których nienawidziła, ale stwierdziła, że trzeba rozchodzić… wiecie, te kryzysy i tak dalej… i jak je rozchodzi, to w końcu jakoś zaczną do siebie wzajemnie pasować i już tak zostanie… a ona w końcu chodzić z wyżej frunącą głową będzie mogła.
Bo widzicie, Podświadomość miała kompleks niższości.
Dosłowny.
Pan Tealight przez dłuższy czas starał się jej wpakować do głowy, tej nisko położonej, że przecież to nie ma znaczenia, szczególnie przy jej umiejętnościach, tych manipulacjach, przy jej mocach, właściwie opisywanych jako magiczne i jeszcze… no wiecie, w końcu była sobą… SOBĄ!!! Kimś, kto się byle komu nie kłaniał, a na tych obcasach wywijała już orły, mewy, wrony i ogólnie mówiąc, każdy ornitolog by bielika zaliczył, gdyby zobaczył one ptactwo… naprawdę.
Ale nie dało się…
… więc chodziła w tych butach, a one ją piły w palce i pięty obcierały, i coś do kostki się jej przylepiło, więc skarpetki, więc bandaże, plastry i inne tam, maści jakoweś, listki, nielistki, nawet rozgnieciona ważka z wodorotlenkiem mniej określonego metalu… lepiej nie mówić, niebezpieczne to…
… jak zapałki i gaz.
Albo wiecie… benzynka.
I tylko Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane, która ostatnio znowu bawiła się kryształkami jakoś tak wcale się temu nie dziwiła. Spoglądała na swoje kobaltowe, własciwie prawie purpurowe w onej kobaltowości buty i stękała. Powinna była coś zrobić… ale bolało… kryzys bolał.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Może skromnie, ale to udało mi się zdobyć. Niewiele, ale jednak, ważne, że jest… wiem, iż nigdy nie będę mogła swojej biblioteczki odrodzić… nie odzyskam tych książek, ale chociaż część… chociaż… smutne to…
Poranki zaczynają się już coraz bardziej wcześnie.
Dotakowo wschodzące słońce bezczelnie znajduje każdą szparkę w zasłonach czy żaluzjach i sprawia, że wydaję dźwięki jak jakowyś wampir czy wąpierz. No wiecie, pierun wie jak to jest, mało doświadczenia mam, ale syczę pięknie. Czasem nawet dymię… jakoś tak nie rozumiem dlaczego tak musi być. No wiecie, jasno… oj wiem wiem, wiem… no przecież zdaję sobie sprawę z tego, iż rośliny potrzebują promieni słonecznych by przeżyć. Właśnie próbuję uchronić pieprzniki moje. Znaczy się, jak one się nazywają, no takie rośliny, co to wiecie, nie a bardzo wodę lubią, słońce też nie do końca, ale jednak internet kłamał, bo kazał mi trzymać je bez słońca, a się wydaje, że jednak potrzebują… w końcu znalazłam odpowiednią stronę.
Tyle to kurde zacodu z tymi roślinkami… ale… lubię je.
Bardzo.
Czy ludzie tu mają fioła na punkcie roślin? Oj tak, w szczególności storczyków wszelakich tam, do których takie fikuśne patyczki są. Ale spogądając na sklep ogrodniczy, to przede wszystkim gotowe bukiety wychodzą. Czy dla teściowej, żony, matki, kochanki, tudzież żyjącej, czy już nie. No co? Na grobach to może nie jak w Polsce, ale jednak casem coś stoi, leży, czy kwitnie.
Wychodzi na to, iż więcej wiem o wystroju grobów niż domów.
Ale można sobie domy pooglądać na stronie boligsiden. LOL
No wiecie, znowu, więc wiedzcie…
Świat się kręci, tu sprzedają, tu kupują. Tego stać tamtego nie stać i tyle. Większość jednak wciąż spogląda na ceny i się dziwuje. Ale, drugiej strony, jakoś tak, jakoś… nie widać popłochu. Wszyscy mówią, że drogo, ale jakoś tak, po prostu, starają się chyba przeżyć.
No i wyjazdy zagramaniczne nadal w modzie.
Bo przecież…
Nie, nikt się nie boi zarazy, chyba, nie wiem… raczej wszyscy mają już wszystkiego dosyć. Kompletnie dosyć. Jakby zwyczajnie byli już na onej granicy mocy wielkiej czy mniejszej, jakby już mieli wszystkiego dosyć.
Wszystkiego!!!
Ale…
Jak na razie, po dniu ciszy znowu wieje, więc wybaczcie, ale będę smarkać i kichać i zapewne mnie wysyfi… właściwie, to dlaczego mnie wysyfia na sztormy? Wiatry przynoszą jakieś kokistrepto? Czy inne tam prądki tudzież wiecie, no wiecie, co nie? Ale przecież… przecież na logikę to teoria jest prawilna, ale z drugiej strony…
Z drugiej strony miesiąc wiatru to przegięcie!!!