Pan Tealight i Mydelniczka i Pędzlarka…

„W życu Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane wyznaczyć można było pewnego rodzaju okresy… okresy okresów oraz te odpowiadające za wszystko dookoła nich. Wiadomo… jak gąbka wchłaniała uczucia innych, duchy zjawiały się właśnie pod jej drzwiami, oknami, obok komina, który dziwnie manifestował się, bo przecież nie miała kominka… a jednak ten komin, na wschodniej ścianie, gdzieś w rejonach miejsca, które miało być sypialnią, a stało się biblioteczką.

Mydelniczka i Pędzlarka były jak najbardziej prawdziwe i kompletnie dla niej nieprzydatne, więc gdy pojawiły się pod oknem wyglądającym sobie radośnie na taras, zastanowiła się, czy jednak tym razem ktoś się nie zagubił… a jednak, nie… były z przeszłości, jej własnej przeszłości. Z miejsca, gdzie czuła się i dziwnie i bezpiecznie, jednak sikało się na zewnątrz lub do wiadra, więc i miejsca przerażającego, ale miało kotki, małe i psa na sznurku, który czasem jej sięgał…

Jej, Małej Wiedźmy.

Tak, to były wspomnienia Małej Wiedźmy, wtedy uczonej co jeść, a czego nie, jak wić koszyki, ale i cudze marzenia, jak zamykać wspomnienia w klatkach, rozbijać lustra, by innych duse nie mogły się w całych preglądać, ale składały się na powrót z onych kawałeczków… tak… to było wtedy…

Dawno temu…

Gdy magia orzechów i jaj, gdy barwienie się sokami i okładanie domów liśćmi, było jakieś takie, normalne. Gdy kury zdawały się naprawdę nazbyt gadatliwe, a kogut zawsze próbował ją zaczepić… i gdy można było znaleźć piórko perliczki bażanta niewychodząc zbyt daleko poza miejsce, które się znało…

Tam, gdzie nazwa była jedna, a jednak były ich dwie.

Daleko teraz… i w czasie i przestrzeni, gdy książki jeszcze nie były wszystkim, prawie tylko wszystkim.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Faceci w gumofilcach” – … czekałam. No co? Wiem, nie jest to literatura lotów najwyżsych, aczkolwiek wiecie, to jak kto soie ustawia one definicje… ale jednak nie da się odmówić naszmu bohaterowi onej fantaji ułańskiej, onych wspomnień wszelakich, tego życia prygód pełnego, a wnuk jest, więc wiecie, jest komu opowiadać… oj jest. Ile Semen może słuchać?

Czy coś się w Jakubie zmieniło?

Moim zdaniem tak… lekko zgłupiał, a przynajmniej tak mi się zdaje. Semen chyba na dobre się przeprowadził do chaty, więc trochę taki Sherlock i Holmes, ale który który, no wieicie, granice się zacierają…

Ale jest zabawnie, jest współcześnie i jakoś tak, bardzo szybko czytanie zlatuje. Jest trochę Wojsławic, Niemców, Ruskich, no wiadomo… do tego formy krótsze i dłuższe, wypady do miasta, przeczucia, anioły i inni tam znani nam z historii.

Wiadomo.

Z jednej strony jak drzewiej bywało, z drugiej Jakub wciąż żywy!!!

Dla wielbicieli tematu! Nie brać na trzeźwo!!! Pamiętać, że cykl ma tomów wiele… najlepiej zaczynać od początku!!!

Zaprawdę powiadam wam, Skandynawia zamyka się poza sezonem…

No co?

Prawda jest taka, iż poza sklepami w większych miastach, to do muzeów nie wejdziesz, co możesz oglądać, to to, co w naturze, tudzież sztukę mocno użytkową… architekturę, jak nie jest remontowana… ale knajpki, czy budy z żarciem, no u nas zamykają się we wrześniu, potem czasem niektóre w okresie przedświątecznym się otworzą, ale nie ma co na to liczyć, że na pewno… wiecie…

Nawet sami Duńczycy się z tego wyśmiewają…

Oczywiście, że w miejscowościach kręgu śnienego nie napotkacie tego problemu, ale dla nich sezon, to troszkę inna definicja, a tutaj, cisza, sąsiad co zapomniał sobie drewna narżnąć może przez chwilę powkurzać, ale jednak… cisza, spokój, jakiś durny pies, serio, tutaj… i pomyśleć, że jeszcze lat kilka wstec nie byłoby takiego problemu. Ciach i po kłopocie, a potem, że niedowidzisz i dlatego sąsiad, a nie jego cudowne szczekadełko. No weźcie, tak psa, jak tak można?

Ma się jakiś kodeks moralizatorski… bo moralnego, to nie tutaj.

Weźcie, jednak protestantyzm chowa swe dzieci inaczej. Znaczy wychowuje, nie że do ziemi, to raczej jak w większości miejsc europejskich, ale chyba z naciskiem na popiołki… no wiecie, mniej miejsca zajmuje.

Sama takie mam plany…

… mniejsza…

Odejdźmy od onych myśli i zagłębmy się w 2023ci, czyli rok… uszatego.

Podobno królik to siła, pewność i determinacja, więc kurna, przemy do przodu, albo patrzymy, jak inni za nas odwalają robotę? No nie wiem, ale tak grzmi jedno źródło, inne zaś dorzuca, iż królik jest wodny, a to oznacza spokój. I wiecie co, ja chyba jednak pozostanę po prostu przy walce o swoje marzenia nie zwracając uwagi na uszatego poza naszym domowym zającem.

Czy raczej ogrodowym…

Mniejsza… zając wodny to samorozwój i współpraca z ludźmi? A co z kulturą ja ja ja ino ja się liczę, ja mam traumy, ja jestem najważniejszy, ja ja ja, i w ogóle won, ja, moja przestrzeń osobista, ja nie mogę tak… jak nic internety i social media się rozpukną, co wtedy, wróć, ja mam ino instagrama i facebooka, a i tak na tym drugim już mnie nie chcą, więc co za zgroza?

Ekhm, rozpędziłam się.

Ale… wyszło na to, że rok tygrysa mi się sprawdził, bo podjęłam ważną decyję i dokopałam się o tego, cego chciałam, Może potem okopano i mnie, ale wiecie… to jak z tym królikiem? Wodny on i spokojny, czy umyka? Mniejsza, jako smok mam mieć podobno niezły rok i się mi powiedzie. Niech zgadnę, nie da się tak, że będę siedzieć i nicnierobić, co nie? Ech, no to sorry, do roboty!!!

Samo się nie spełni!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.