Pan Tealight i Zapomniany Dzień…

„Zapomnieli o nim.

Jakoś tak, pomiędzy poniedziałkiem i wtorkiem kiedyś był, ten lepszy poniedziałek, ale wciąż nie do końca… wiecie, nie mogli dojść do porozumienia najpierw, czy w ogóle jest potrzebny, czy się nadaje, czy dobrze brzmi, czy jest istotny jak inne dni… aż w końcu, jakoś tak przyszły nowe: nowe myśli, nowe wspomnienia i marzenia, nowe wydarzenia… jednak w końcu…

… w końcu, jakoś tak…

… ale jakoś, no zapomnieli. Jeszcze niedawno było/był ten dzień, jeszcze chwilę temu, mgnienie miesiączka… ale w końcu, już nie. Już go nie było, a oni nawet tego nie zauważyli, że go nie ma. Z dnia na dzień, właściwie w chwili dziwnej, jakoś tak… zniknął. I naprawdę miał to gdzieś.

Nie obchodziło go to…

Bo nadal był, choć niezauważalny, a w dzisiejszych czasach raczej lepiej tak niż być na świeczniku. Opisywanym, fotografowanym, wyśmiewanym, kochanym, lubianym, hejtowanym… po prostu był sobie dniem między dniami i złośliwie komentował każdą nową marszckę na twarzy, cellulit, wszelakie braki w wielkości czy małości, rozmiarowość i łysienie… a już w szczególności krosty na zadkach. Tak skrupulatnie ukrywane, chowane, smarowane… oj tak…

To jego konto na Instagramie ludzie oglądali najchętniej…

Nieświadomi prawdy.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Pralka, suszarka, raz w tygodniu.

Okay, lodówka i zamrażarka non stop, ale jednak nic poza tym.

Jest to coś, co grzeje wodę, ale to stałe, więc, no jakoś tak… nawet jeśli, to nic więcej… nic więcej nie chodzi, nie działa, poza komputerem, który człowiek włącza coraz później i później, używa coraz krócej i mniej, rzadziej, bardziej sporadycznie… Światło z góry raczej nie, nie stać mnie. Tylko te światełka, malutkie, słabe może, ale nad kartkami wiszące wystarcy, a po co mi widzieć szerszy plan?

Po co?

Widziałam rano, jak był jakiś tam słoneczny promień.

Tia, nie ma co, ale te rachunki dojeżdżają nas w szczególności, bo ekologia. Nie chcecie opon wąchać, musicie płacić więcej i tyle. Taka rozrywka… i niby człowiek to rozumie, ale jak się dowiaduje ile inni marnują prądu, a ile płacą, to go trafia. Bo już bardziej nie da się zacisnąć pasa. Tak, zmieniliśmy taryfę i cały cyrk z praniem jest i z nieużywaniem ciepłej wody, czy też wyłączanie kompa od tej do tamtej…

Nosz człowieka trafi no!!!

A może już trafiło?

Ale…

Wiecie, co najbarziej wkurza? Jak ktoś mówi: no ale mieszkacie w tak pięknym miejscu. No przecież kurna to nie znaczy, że więcej nam w nim płacą, że nie mamy podatków, norma wszelakich i tak dalej. Zwyczajności, prozy życia, której nie udrowi jod z morza czy promieniowanie ze skał.

Nie.

Tia, wschód słońca oglądam, zachód też… i tak, piękne są, czasem zwalają z nóg, ale… nawet tu w tym jodowanym powietrzu, krzyczących mew pełnym, jakoś tak codzienność jebie po plecach, dupie, duszy i innych tam, namacalnych mniej lub bardziej organach czy metafizycznych tworach. Nie oszukujmy się, piękno przyrody nie oznacza, iż władający nią są inteligentni i wciąż jeszcze ona przyrodność będzie a tydzień, dwa, czy jutro… bo jakoś tak, zwyczajnie, szlag mnie trafia.

Naprawdę.

Ostatnio tak mi wyrwali drzewa wokół Przodków, że nie wiem co czuć. Wkurwić się? No ale co mogę zrobić? Nie mój teren, nie mój świat w rzeczywistości. Tak naprawdę człowiek prawa ma… niewielkie, nawet jak staje się onym właścicielem ziemskim, to jednak wciąż, nie wie… nie wie czy nie obudzi go huk pił niszczących lesistość na horyzoncie. Nie wie, czy wszystko nie padnie pod piłami…

W końcu historycznie patrząc już tak kiedyś zrobili…

Nie uczą się na błędach innych.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.