„… wiedziała, że tak jest.
Co prawda dopiero godzinę temu wyszedł, ale jednak, tak czuła. Choć nie spakował wszystkiego, choć wciąż miała w ręku jego kubek z niedopitą kawą, czuła, była pewna, wiedziała… nie mogła się mylić. Czuła to w każdej cząstce swego ciała i w każdym atomie wdychanego powietrza.
Zwyczajnie… niczym wiadomość.
Znajomą…
To nie był pierwszy raz.
Ale mógł być ostatnim. Mogła precież w końcu zwyczajnie nadmuchać tego smoka, co w kącie stał, poprosić dżina o przysługę, którą jej wisiał od tylu wieków i rozpierdolić ten świat. I tych facetów, którzy nie chcieli jej, chociaż ona naprawdę chciała i potrafiła zrobić im wszystko. Wszystko, czego pragnęli…
Potrafiła dać wszystko, a jednak… jeden za drugim odchodzili.
Porzucali ją niczym zużytą skarpetkę z dziurą na wielkim palcu, startą podeszwę, buta uciskającego, o kroju dobrym w zeszłym wieku, i wciąż nieprzywróconym do łask przez modowe istoty… niczym liście, które dopiero co sprawiały radość, a teraz, suche i kruszące się, śmieciły… tak, tym była, śmieciem. Niegdyś prezentem z opakowaniem i wstążką, a teraz tylko śmieciem.
Po raz ostatni…
Nie mogła już więcej.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Jak człowiek jest uzależniony, to jest… no i te zagramaniczne tak inaczej pachną niż te drukowane w Polsce, czy nawet tutaj u nas. I te oprawy, one okładki, nie no, oczywiście, że to się zmienia, ale…
Co oni dodają do farby?
A może do papieru? Może to o to chodzi… mniejsza, dostałam coś, o czym nie myślałam, że dostanę w Malmo i coś jeszcze co znam, ale nie do końca i coś całkiem nieznajomego dla mnie… piękne są takie… Szczególnie Zoe Gilbert. Dopiero właściwie co wydana, no dobra, kilka miesięcy, ale jednak, potem klasyk English folktales. Spytałam, czy mają, nie wierząc, no i… boom. Jedna…
Jedyna.
Moja!!!
A kartka… dostana, pasuje aż nazbyt do otoczenia… po prostu jak ulał i przyłatał i jeszcze utulił.
Wiatr na zewnątrz wygrywa mruczliwą pieśń, by już pod powałą zmienić się w zbiór szeptów i westchnień. Czasem coś zaskrzypi, wiadomo, drewno, w końcu przegonił wilgoć, więc wsystko zdaje się wracać na miejsce… bo jak mieszkacie w drewnianym domu, to jest jakoś tak, prawdziwej… dziwne to, bo od dieciaka wmawiano mi, iż tylko kamień i cegła, a jednak…
Po raz pierwszy „zaliczyliśmy” rewniany dom w Szwecji.
I było to szokujące uczucie nagłego… oddychania.
Po prostu.
Nie chodziło o przestrzeń, biel ścian, podłogę lekko skrzypiącą, drewnianość wszystkiego, ale właśnie o dziwną lesistość przeniesioną z jednego miejsca w drugie. Tak właściwie, to było widać tylko na zewnątrz, że to drewno, w środku położono płyty, więc żadnych bel, ale jednak, czuło się to… a już gdy zawiało…
Ech, drewniane domy niesamowicie nastawiają się na wiatr.
A potem wracają do swojej stałej pozycji.
Dlatego wiesz kiedy zacznie pizgać, a gdy przestanie i już. I choć czasem to uczucie może być odrobinę lub bardziej przerażąjące, to jednak uczysz się go. Uczysz się domu. Stajesz się znajomym ścian i sufitu, dachu i okien. Drzwi, które zdobisz kręgami z kraczków, gałązek i czerwonych jagód głogu…
Albo świerkiem…
Zależy.
Wyspa niestety bardzo lubi pleśnieć.
Niestety.
Domy, w których przyszło nam mieszkać przed tym niszczyły nam przedmioty, płuca i zatoki, a już ostatni, no wiecie… straciliśmy kilka lat temu prawie wszystko. A zrąbane oskrzela czy inne tam wnętrzności to już raczej będzie na zawsze. Nie warto tutaj ufać starym predmiotom i cegłom. Pleśń, gdy już kogoś dopadnie, to z nim zostaje. Musisz się jej pozbyć razem z przedmiotem.
W końcu nigdy nie wiadomo kiedy nadejdą te dziwne, wilgotne dni, gdy wszystko zdaje się być aż nadmiernie lepkie i świeże. Tia, nauczyłam się kochać suche powietrze, chociaż nie służy ani mi ani roślinom.
Ale…
Mniej się traci.
Dziwne to w jaki sposób miejsca potrafią jednocześnie cię chronić i zabijać. Jakby chciały mieć ludzi tylko dla siebie. Może i cała Wyspa taka jest? Chciwa? Ludzie ostatnimi czasy znowu z niej uciekają. Kolejne domy pojawiają się na rynku i dość szybko zostają kupione, chociaż… spoglądając na niektóre, to serio no, jak tak można… rok pomieszkałeś, coś zmieniłeś, a teraz od razu sprzedaż?
Skąd ludzie mają tyle kasy?