„Pana Tealighta obudziły tego dnia palmy. I to wyraziście kokosowe. Nie miałby nic przeciwko bananowcom, ale to były palmy. Soczyście odbijające Pani Wyspie. Wysokie, lekko skrzywione, totalnie wybijające się z granitowego podłoża. Z tego bardziej miękkiego też.
I właściwie było wiadomo. Pani Wyspy dokonała kolejnego wyboru. Choć nie, tego Pan Tealight był świadomy od zawsze. To nie był pierwszy raz. Wiedział i tym razem, jak poprzednio, że Pani Wyspy wybrała akolitkę, nazwała ją, opisała, zwyczajnie naznaczyła kolejną fanatyczkę… ale kto mógł wiedzieć, że ta jedna zrobi wszystko, a nawet więcej, by tutaj zamieszkać?
Na dodatek była Wiedźmą. Nic innego nie wyjaśniało palm na Wyspie tak bliskiej temu, co zwano Północą. Nadchodziły zmiany, choć sądząc po włochatych nadmiernie kokosach o dziwnych kształtach, które uderzały w ziemię dyskretnie wymijając roześmianą, uciętą główkę… Wiedźmie nietypowej maksymalnie!
I coś było nie tak z wronami…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
HA! Książki przybyły!!! Mój cudowny prezent urodzinowy, który zrobiłam sobie sama, a co…
A książki poprzedził brawurowy Grabowski!!!
Który to przełamał bariery, nie bacząc na granice, ani kontrole paszportowe… w międzyczasie, gdy okrutny Evil przetrzymuje mi pewnego monstera na granicy w Kopenhadze… Grabowski z Monsters.Etc dał radę!!! Pokonał wszelkie baczne oczy i śledczych, no Bond w futerku!!!
Mój nowy lucky charm!!!
THANK YOU RUTI, You are amazing!!!
Life without Monsters is not a real life… Monsters are cool!!!
No i poczta z Perulandii… Ciekawe miejsce, plują tam lamy, albo na lamy, albo coś w ten deseń. No i mumie mają, no i w ogóle.
Dziękuję Nicole!!!
Dlatego wciąż jeszcze pisuję listy i wysyłam kartki, no i kocham lizane znaczki… Taka jestem starożytna. Ale to taki piękny, fascynujący sposób komunikacji… osobisty, choć do odczytywania mnie to samego Champolliona trzeba!
Przeczytane „Ścięte głowy” -to jedna z tych książek, które czyta się dla języka. Dla orgazmu dobrze poukładanych słów. Dla owych bohaterów… Nie, nie ma tutaj wartkiej akcji, czy wyposażonych, sterylnych laboratoryjnych sal. Jest człowiek, zdolny do wszystkiego i pasja. I są oni… Dalziel i Pascoe. I ja, co się zakochałam i chcę więcej książek Reginalda Hilla.
Niestety Autora, który zmarł kilka miesięcy temu. Książki pozostały! A w nich na pewno on, specyficzna osobowość z dużą dawką humor i zmysłem obserwacyjnym tej specyficznej Wielkiej Brytanii!
PS. Recenzja „Zakład o miłość” Agnieszki Lingas – Łoniewskiej.