„Pan Tealight unosił się w mleku. Bez kożucha i grud zdawało się być aksamitne i specyficznie ciepłe, jak na tak wczesną porę. Unosił się nadzwyczaj spacerowo i jak zwykle elegancko. Znał ten nastrój Pani Wyspy. Znał go aż za dobrze. Nadzwyczaj kobieca, w obliczu okrywającej jej Wiosny, Pani Wyspy wstydziła się zeszłorocznych liści i burych barw. Wolała ją ukrywać, butwieć szybciej, zasypywać ziemią, zakrywać świeżością. Ale nie powinna była, w końcu zieleń już jej totalnie odbijała. Odbijała za wszystkie lata, za wszelkie niepewności i stokrotnie na szczęście.
Jednak Pana Tealighta nie interesowała zieleń i żaroczne Żonkile. On spoglądał na Wrony. Zawsze je obserwował w tym czasie baczniej, podobnie jak pilnował swojej kolekcji kolorowych, miękkich włóczek. A Wrony pracowały. Jako jedyne widoczne w mglistej, mlecznej powłoce otulającej Wyspę, budowały swoje M1. Każda para swoje. Ciężarna, obarczona. Każda nosiła patyczki i piórka. A potem w ciągu kilku chwil spojawiało się w Aleii Pradawnych Lip kolejne gniazdo.
Jak co roku. Wiatry niszczyły gniazda poza jednym Wielkim Miejscem Przodków, a potem one powracały.
Nowe, jednorazowego użytku.
Ale przynajmniej zawsze nadążały za modą. Zawsze!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Czerwona królowa” P. Gregory – kolejna opowieść z cyklu: Anglia jaką była. Znowu historia kobiety, jak to zwykle bywa w przypadku tej Autorki, a raczej kobiety-fanatyczki. Przenikliwej, ale tylko w granicach swego pragnienia. Marzenia, by nazywać się Małgorzata Regina. By być królową. Gdy tymczasem jej świat staje w ogniu. Walą się utarte ścieżki. Oczekiwania płoną.
Marzenia… nie chcą się ziścić.
Jak zwykle u tej Autorki więcej w całej historii psychologii, odkrywania prawdziwej twarzy postaci historycznej, owej subtelnej kobiecości, siły… niż fascynującej akcji. I mi to odpowiada. Właśnie owo pełne opowiedzenie o tym, co kryje się za zakurzonym portretem, za wydłubanym graffiti z okresu Wojny Róż. Ta subtelność Philippy Gregory, owa natrętna drobiazgowość. Owo poszukiwanie prawdy, a jeżeli jej brak, jeżeli źródła zawodzą, wyobraźnia, zrozumienie, okruszki niczym w bajce o Jasiu i pewnej… Małgosi.
Philippa Gregory jest naukowcem, ale przede wszystkim gawędziarką!
Czy Wam na Wiosnę też tak odbija?
No nie chodzi już o sprzątanie i nadmierną kreatywność, ale kurcze wciąż mi się czytać chce! Nie żeby to było coś złego, ale pokarmu mi nie starcza.