Pan Tealight i Miecz Zapomnienia…

„Był ten od przeznaczenia i ten od naznaczania.

Ten, który zawsze, w sennym omamie ukazywał się królom i ten, który zawsze utykał w jakimś kamieniu. Szczególnie z tym ostatnim strasznie to było upierdliwe, jakby reagował na dotyk, może czytnik lini papilarnych, czy coś miał, jakieś takie ponadczasowe ustrojstwo… i jeszcze… no tak, był ten miecz, co od wody nie krwawił rdzawo, ale od krwi już tak, babski bardzo był. I ino od baby można go było dostać, od jakowejś władczyni jeziora, tudzież innego miejsca wszelako słodkowodnego, ale wiecie, zarośniętego brzegami, że niby skryte takie, ale…

… czy na pewno?

Bez pochwy.

Były miecze już kompletnie zużyte i takie, które dopiero, świeżo wykuto i jeszcze takie, które mimo onego znoszenia, zniszczenia, bitewnego czy nie, wciąż nie były przekute, tudzież złożone na wieczny spoczynek w muzeach, by tam kiedyś być na nowo odkrytymi i może… odrodzonymi… albo… tak, były też i takie, których przydatność miała się zakończyć dopiero wtedy, gdy rozpadną się w pył…

Bo taki był ich los, fatum, ono przenaczenie mityczne…

I był on oczywiście, Miecz Zapomnienia, jednym cięciem usuwający chciane i niechciane wspomnienia. Cięciem całkowicie niewyczuwalnym, więc często, po prostu następującym, po prostu, zwyczajnie się wydarzającym… niezależnie od tego, czy cięty obiekt będzie chciał czy nie pozbyć się wspomnień.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Nowy prom…

No i się zdarzyło.

Człowiek się wyszykował, akurat w przededniu Dnia Dziecka, wiecie, no nie ukrywajmy, tanie bilety były i tyle… jeszcze tanie, bo teraz już sezon, a zrestą i tak dzień później ten nowoczesny rys na Bałtyku znowu… się zepsuł. Znowu. I co gorsza, tym razem nawet załadowali ludzi, już mieli odpływać, a tu nagle wszyscy won i teraz co… wyjechali, zeszli z pokładu, nikt nie wie o co chodzi… Problem jest taki, że nikt wam nie mówi co się dzieje. Oni mieli jeszcze sczęści, bo organizowali dwa promy i za kilka godzin wszystko miało się ruszyć, ale teraz co? Czekać w samochodzie na rozgrzanej płycie betonowej, czy jednak nie… no i czekać na zmiłuj się, czy Poula Ankera, który na pewno przyjedzie… czekać, czy dać se siana i…

Ale nam się udało, na się jakoś w końcu udało i nawet było wględnie smooth… wiecie, jak to mówią Angole. Poranek oczywiście o tej porze roku to nie tyle ranek, co pełna światłość palącego słońca z zimnymi powiewami… człek wstaje po czwartej, ma już ten jakiś rytm zapisany w sobie, ale jednak wciąż się miesza, wciąż zapomina, chociaż przecież regularnie pływa, no ale… udało się, zapomniałam ino jednej rzeczy i co więcej, udało się znaleźć miejsce prawie perfekcyjne, ale…

Ja pierdziele, te fotele to masakra, a płynięcie przodem do kierunku możliwe jest ino w onych ściskowych fotelach na środku. Ocywiście, można nicym dama jakowaś schodami ze foyer udać się na górny dek, ale tam front zatkany i ciasno jeszcze bardziej… nie, nie dla mnie, potrzebuję okien.

Może jednak siedzieć na podłodze?

Problem z tym nowym promem jest taki, że ciasno…

A poza tym siedzieć można na środkowym – głównym – pokładzie ino pośrodku, bo po prawej jest strefa dla jedzących – dodatkowe 160 DKK od łebka, spojler alert, tyle kosztować będą mój żołądek dwie szklanki wody i podpieprzone dwa mini masełka, bo wiecie, nie mogę jeść przez leki inaczej paw pewien i pełny, cudowny właściwie, a po drugie piwo za darmo?!!!

Przecież tu sami właściwie motoryzowani!!!

Ale… najpierw skierujmy się w stronę Ystad, słońce wali, może spokojne, wielkie białe, niczym gołębne jakoweś monstrum sunie po maciupkich falach, Fotel odcina mym żyłom przebiegowość, więc patrę poprzez środek na prawo, żrą, na środku, siedzą i kimają lub w telefony się gapią, a potem po mojej lewiecy… no tak, bo widzicie, po lewej stronie jest kilka stolików z fotelami, ale mało, zaraz przy oknach, za mało niestety… za to jest miejsce na stworzenie kremowej wielce i oddzielonej od plebsu sali dla VIPÓW!!! Jakieś prawo mi się między komórkami kołacze…

Ekhm… Janteloven wiele ma w tym miejscu do powiedzenia o onych lepszych i lepsiejszych, ale wspomnę tylko, że na zapchany prom, tam siedziały dwie czy trzy osoby. Przyjemność siedzenia w onej kremowej minimalistycznej, ale  ardziej nadmuchanymi fotelami szaloności, to podobno koszt około 800 DKK od łebka, więc… skusicie się? Od razu powiem, iż bilety kupujemy z ogromnym wyprzedzeniem za 99DKK. Roumiecie teraz absurd i dziwną pokrętność sytuacji…

Chcą zarobić, problem w tym, że prom dla Wyspy to jak most…

A te winny być a darmo. C.D.N.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.