„Niebo było błękitne.
W tym durnym odcieniu baby puke, w którym kochały się młode matki smrodków, oczywiście płci głównie męskiej, ale wiecie, nastały czasy, których nawet Pan Tealight nie mógł do końca zrozumieć, więc nie wykluczajmy i żeńskich i nieokreślonych… takie czasy. Ale nie żeby był zaskoczony… znaczy on sam, Pradawny i Przedwieczny zarazem, ten ktoś, kto wiedział, ale często milczał…
Jego mało co zaskakiwało.
A to, co działo się ostatnio ze światem, to już w ogóle… jakoś tak, chyba od Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane przejął odjebanie totalitarne. Wkurzał się, no wiadomo, ale jednak jako obserwator, teraz, po prostu szedł z nią na spacer, coraz raziej, częściej siadali, zwyczajnie, w szarości dnia, jeśli się udało i nie było jak dziś, pełne słońce, rąbana pogoda dla tych powalonych szczęśliwych szaleńców… jak było słońce, to zasłaniali okna i tyle.
Zwyczajnie… jakoś tak.
A może chodziło o współprzebywanie… może przejął to od niej? Ale wtedy, to co ona przejęła od niego? Nie wiedział. Właściwie wiedział, iż się zmieniała, wszyscy się zmieniali, ale jednak, jakoś tak, jakoś tak gdy pojawił się Kosmiczny Jaj, to się roześmiali. Dziwnie i całkiem bez powodu. W końcu to przecież nic dziwnego? Przecież to kompletnie nic nowego, zdarzało się raz w miesiącu…
Ale potem nagle przestało…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Havgus słońce, słońce, havgus… i prom.
Oto opowieść o Wyspie. Wyspie, która okrywa się mgłą, zimną i gęstą, niczym gromada ludzi, którzy nie są już tacy, jak ci dookoła. Innych ludzi, może i ludzi, którzy po prostu zrezygnowali z takiego człowieczeństwa jakie widzą inni, a może jednak ci, którzy przeżyli i postanowili już do życia nie wracać. W końcu wciąż nie wiemy, czy jednak się odradzamy, czy jednak nie…
A może mamy wybór?
A może nie…
Koniec tych wywodów, wróćmy do havgusa, który przez ostatnie dni zmieniał wszystko dookoła w śnieżność wilgotną, w one cudowne odosobnienie. Zamknięcie, ale nie, że nie możecie wyjść, wolno wam, możecie dmuchnąć, możecie pomachać dłońmi i iść dalej, ale… poza tym, możecie nie…
Zaakceptować to, odnaleźć nawet w tym ono specyficzne piękno i…
Zniknąć.
Ale…
Najbardziej śmieszne tutaj jest to, gdy mamy słońce, pełna lampa, błękitne niebo i nagle, wszystko się mienia. Mrugnęliście, przymknęliście oczy na chwilę, grzaliście w słońcu całkiem starawe kości, a nagle, wiecie, nawet pod powiekami to widzicie, chociaż bardziej czujecie, że coś się zmieniło…
Coś nadeszło… śnieżna mgła bez śniegu.
Niebo zniknęło, ogród, a przecież siedzicie marznąc na tarasie…
Bo taka to pora, wieje, chłodno, ale wiosna. Niby nie lubicie, ale jednak, kurcze, może i lepiej wykorzystać wiosnę? To, co ze sobą przynosi… na przykład nowy prom. A tak, mamy nowy prom. Express 5. Wielki jest, w znaczeniu największy w tym typie, a jest – tudzież ma być, bo dopiero z fabryki go przyprowadzili, to… No chodzi o to, że dopiero go przyprowadzili, a zeszło im długo, prawie miesiąc. Wiadomo, raczej nie lecieli na skrzydłach, nad wodą się nie unosili, wyczuć maszynę kapitan musiał – a biedak wyglądał na tak wymęczonego, że no mówię wam. Do tego koleś jest mały i taki, wiecie, wygląda na młodszego niż jest i po prostu…
… mi go było szkoda, a przyznam, że uwielbiam jak stoi za sterem. Nie, to nie jest dwunaczne, no weźcie, zwyczajnie, fajnie między falami lawiruje! Respekt! Wielki, naprawdę!!!
Ludzie się zlecieli oglądać nową maszynę, co wygląda jak inne, ale jest większa.
I dwupiętrowa.
… nie byłam popatrzeć. Obejrzałam w telewizji. Znaczy w komputerze, ale wiecie jak to jest w dzisiejszych czasach, puścili na YT. To człek popatrzył jak nam kurna to nabrzeże poszerzyli. Nosz po prostu masakrastycznie…
Ale… oznaca to jedno, jak przyjdzie nam płynąć, to trza będzie sobie miejsce swoje znaleźć, bo jak większość wariatów dobrze się czuję tylko w jednej części statku, czy też innego pojazdu… no wiecie. LOL