Pan Tealight i Malwersyntka…

„Palce…

… wszystko zaczęło się od obciętych palców.

W znaczeniu wszelakiej pandemii, ludziowej ino, może i samoodpadających, niepragnących już być z człowiekami jednością… może… a może jednak brutalnie im odbieranych? W końcu niczego nie można być pewnym w tych czasach, może i palce mają dość? A tak w ogóle, to wskazujące, czy kciuki, bo jakoś tak w onym dziwnym świecie one zdają się być najważniejsze, nawet dostały specjalniejsze emotinkonki… pewno że są też klapiące całe łapki, ale jednak…

Pan Tealight nałożył swój sherlockowy czapeczek, fajkę nabił i usiadł w fotelu starając się wczuć we wszystko. Bo coś się działo na Wyspie, a on chyba nie był wtłocony w ten łańcuch zareń, Pani Wyspy go nie poinformowała? A może sama nie wiedziała? Mógł się jej zapytać, błąkała się ostatnio w okolicy, ale naprawę była w strzępach… skóra złaziła z jej zielonkawej skóry, niegdyś tak emeraldowej, tak połyskującej, miejscami muskającej świat labradorytowym załamaniem barw, a teraz… po prostu błąkała się. Właściwie niczym stary i już niestraszny, raczej żałosny strach na wróble.

Nie wiedział co o tym myśleć.

Czy był to koniec?

Czegoś?

Czego może nie smakował, nie potrzebował, nie wracała na to nazbytniej uwagi, ale jednak, no jakoś tak był zaintrygowany. Nawet rozesłał swoich niewidzialnych pomocników, by zebrali wieści, ale nie potrafili niczego odkryć. Nawet oni. To się nie zdarzało, więc jakoś tak… zaczął się bać… on.

ON.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Spacer, plaża, rzeka…

Wiecie, tutaj jest wszystko. Czego tylko człowiek chce, znaczy, no może i w mniejszym rozmiarze, ale jednak. Jaskinia jest, górki, wybrzeże, lasy, znikające może lasy, ale są, no i rzeki, strumienie, wszelakie plaże różnorodne… takie z głazami, same głazy, piasek, kamyczki, różowe kwarcowe cudeńka…

Lub po prostu piach niczym śnieg, no wiecie…

Dueodde…

Ale… na razie zostajemy w okolicy, idziemy na południe, na mały spacer, najpierw oczywiście ścieżką, bo czemu nie, po prawej kozy, zwierzaczki wszelakie inne, gęsi i takie tam, drzewka, jeszcze trochę zostało, rzeczka jedna, strumyczek, pola, camping… no i w końcu plaża. Z najlepszymi kamyczkami. No serio. Najlepszy towar ino tutaj, bierzecie szlifierkę i można biżuterię na kolanie trzasnąć.

Może pełne tangu, się znaczy onych tam różnych roślinek.

Pływalnych.

No wiecie, wodorosty wselakie, ale nie tylko one brunatnice, ale też i te zieone i czerwone, cieniutkie pajęczynki, jakby się syrenicom perueczki popsuły. A może nastąpiło jakieś wielkie, oszałamiające modowe wzruszenie i wszystie kłaki ścięły i zgoliły. No wiecie, na jeża, czy na czysto?

Dla lepszej pływalności?

No co?

Ech… te fale, może i ciężkie od onych roślinności, ale niesamowite i rzeka, która sobie do morza biegnie… nie bacząc na nic. Bo po co ma baczyć, jak chce tam, to tam płynie i już… do morza!!! A co! I jakoś tak szepcze ta woda, jakoś tak… więc idę za nią, ale w górę, nie do morza, nie…

Tam gdzie drzewa, były…

Oj, znowu padły, kolejne. Jedne z ręki człowieka a inne przez wiatry… teraz nagle widać ten dom na górce, widać ścieżkę, ale i młodnik, który urósł i już jest raczej nastolatkiem chyba, ale i sama nie pamiętam już jak długo tutaj mieszkamy… dołem rzeka, całkiem nieźle sobie radzi, chociaż nie pada… a i przylaszczki są! I zawilce!!! ŁAŁ! Przylaszczki, kilka znalazłam, co jak na to miejsce jest wielkim odkryciem… i jeszcze błotka trochę i spacer, ścieżka wąska, wijąca się…

Szemrze rzeka, szumią drzewa…

Idzie człowiek, krok za krokiem… przysiad za przysiadem, no wiecie, spacer ze mną oznacza tysiące zdjęć. Sorry! I mostek… oj, ułamany tu i tam, jakoś tak, nagle człowiek traci pewność. Może lepiej wodą płynąć w górę niczym ryb, pan ryb jakowyś. Albo panna szukająca swego panicza… chociaż no nie wiem, te problemy z oną interpretacją płciową ostatnio, nie wiem…

Nie dla mnie one.

Oj, ale która to już godzina, kurcze, do domu trzeba wracać, a nie drzewa tulić. No weźcie no, a to trochę zajmie, w końcu zapatrzony człowiek łatwo ścieżkę gubi i chociaż tutaj zgubić się trudno, to niektórym się udaje…

A palce… a serio, plaga jakaś u nas.

Uważajcie na swoje!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.