Pan Tealight i Mechanik Umysłów…

„To było chyba w nim najdziwniejsze, wiecie, takie uderzające od razu, jakoś nie zaskakujące klapkami w umyśle, jakoś tak, smęcące, że ale dlaczego on tak i czy zawsze tak, a może to model specjalny, czy fashion taki?

Mechanikowy?

Bo miał na sobie kombinezon, razem z pasem, za którym powsadzane miał zwyczajne klucze, te takie obcojęyczne jak francuski, czy ten zaciskowy, jakieś wkrętaki, jakieś młotki, no rzeczy, których używał zwykły mechanik czy monter, do tego skrzyneczka, w której masa śrubek i nakładek, do tego jeszcze te plamy z oleju. I włosy, jakby je dopiero napędowym popryskał i grzebieniem przeczesał, bo miał go: w prawej, górnej kieszonce… miał, czerwony taki, spory nawet, ale o cienkich ząbkach…

Cienkich, wrażliwych, ale ostrych ząbkach.

Jadowych zapewne… w końcu tutaj nic nie było takie, jakim się wydawało.

Ani on, ani jego narzędzia, ani to, co o nim myśleli, jeżeli w ogóle pozwalali sobie na jakiekolwiek myśli, gdyż w końcu był tym od nakręcania umysłów, od luzowania ich, w sobie tylko znanych miejscach i oliwienia, wszelakiego nastawiania, przestawiania, dociskania, doklejania nalepek z ważnymi datami przeglądów, czy też dawania ostrzeżeń, co do złego prowadzenia i oprowadzania się z onym urządzeniem.

Mózgowym.

To on wiedział gdzie puknąć, gdzie nie pukać, w ogóle, a gzie naprawdę lepiej było nie pluć i wsadzać paluchów…

Wiedział, a przynajmniej taką mieli nadzieję, gdyż…

… nie wyglądał, ale mówią, że nie powinno się po wyglądzie oceniać, ale jednak, jeśli nie po wyglądzie, to kurcze w jaki sposób mieli osiągnąć i mieć ten pierwszy i ostatni zapewne, oka rzut? W końcu to on miał ostatnie zdanie…

Zapewne?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Zauważyłam, że istnieją na tym świecie ludzie, którzy naprawdę wraz z pierwszym stycznia zyskują jakąś dziwną nadzieję, plus tysiąc do pewności siebie, wiecie, mają te plany i tak dalej, rozpisują sobie listy, szykują się na to czy tamto, podsumowania robią, wyciągają jakieś wnioski…

… nie wiem, szaleńcy…

Jakby się nie nauczyli poprzez poprzednie lata, że serio nie warto. Wróć, właściwie nie powinno się sobie tego robić, bo potem jeszcze bardziej boli, jak się po dupie dostaje. To zwykły kolejny rok. Dzień z dnia poprzez noc przechodzi i tyle… jak wczoraj, jak jutro, no chyba że nas w końcu ta apokalipsa dojedzie to wiecie, inaczej pewno będzie, ale na razie… no zwykły dzień, więc jak?

Dlaczego?

Co ćpają?

Ale… to a nich pewno wydają te kaledarze i tak alej. Chociaż, przyznaję się, że sama sobie nabyłam, w charakterze notesu taki, jeszcze w zeszłym roku, ładny był i na przecenie, no co? Niebieski! A pisać w czymś trzeba, to dlaczego nie? Ale nie znajdziecie tam goalsów na 2023. Nie. Dlaczego? Bo wiem czego chcę i wiem to od jakoś dawna. Jakoś tak bardzo dawna. Nie potrzebuję mody, coacha czy czegoś w ten deseń, a tych naucycieli życia to się namnożyło… ja pierdziu, u nas to po prostu jak one grzyby… a wiecie, pada od wielu dni, więc się mnożą… może przez pleśniowe sprawy?

Nie wiem…

Nie wnikam.

Unikam!

… więc coachów nie chcę, onych rad, że trzeba sobie jakieś mapy marzeń rozpisać, też nie chcę. Bo wiem, co chcę. Oj, aż za bardzo, nawet w jakim kolorze, chociaż co do tego, to wiecie, raczej można się jeszce dogać, ale ogólny zarys… kurde no, patrząc na siebie z onej przestrzeni lat, to szłam przez cały czas onym torem, z jednym zawirowaniem, ale ono musiało być, może zbyt wiele bólu, ale na to często nie miałam wpływu, więc nie trza się biczować, olać to…

Wykorzystać rzucając onym przemądrzałym mordom prosto w nosy, pewno chirurgicznie poprawione, niech się zadziwią…

Jestem.

Mam.

Nie mam… ale wiecie, to jest na liście, a tak, mam taką listę jeszcze z czasów spred internetów, czego chcę, wiecie, onych marzeń największych i takich mniejszych, by pamiętać, a potem może i wymazać… zmienić zdanie, bo co do onych pobocznych spraw, to zawsze można je zmienić.

Właściwie…

Ech.

Wiadomo, że cozienność rzuca w nas bobkami i to nie takimi suchymi, ale tymi, co się rozbryzgują i cuchną, ech, antybiotyki, czy co… szparagi w moczu? Erm… TMI. Chodzi mi o to, że świat i tak jest nieprzewidywalny, więc zawsze trzeba być gotowym na to, iż by spełnić marzenia, tra będzie iść po trupach. I modlić się o to, by były już zeschnięte, bo takie miękkie, nie no, padlinka wali mocno! Wystarczy po lesie się przejść i poczujecie. Wystarczy… no dobra, bez obrazowości… chodzi mi o to, że tak wielu zdaje się podążać drogą cudzych marzeń…

I nie rozumiem tego.

Cudzych nosów, cudzych rysów twarzy, figur i zachowań, mimiki, mebli, kolorów, szat, w które się odziewają…

No zero zabawy w tym świecie i wyjątkowośći! A tego optymimu noworocnego nie kupuję. Schowajcie biały proszek i powiedzcie prawdę!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.