„Właściwie to był Wodnik Morski.
Niebyt popularne w przyrodzie zjawisko, ale tak po prawdzie całkowicie nieróżniący się osobnik od swoich jeziornych i stawowych braci… bo wiecie, wodnikami sporadycznie były damy, raczej ino chłopy… tak już było i tyle… w niektórych ajęciach chłopy są lepsze, zresztą, po co się moczyć, jak już można być Utopielicą, czy Nimfą Bagienną, Szuwarkową, tudzież Szuwarkowo-Bagienną…
Lub cym tam baby chciały.
Baby mogły wszystko.
On nie…
On był jednak jedyny w swoim rodzaju, zrodzony z tego akwenu, wszelako przynależący jedynie do okolic Wyspy, więc… te nazwyczajnie bogaty, ale niekoniecnie w rzeczy i sprawy, marzenia i przemyślenia, które innych by przyciągały… nie był smokiem na górze złota, oj nie.
On zwyczajnie wolał inne kamyczki.
Te morskie bardziej, dziwnie niezauważalne przez ludzi, nim nie zaczną tonąć. To dopiero wtedy im się one ukazują. To dopiero wtedy doceniają ich jasność, gładkość, piękno, one zarania tworzące światy, w których mogą…
Odpocząć.
W końcu…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Czarownik Iwanow” – … no tak. Cały mój zapas Pilipiukowego pisarstwa mi zdechł znaczy się, no wiecie, pleśń zeżarła… więc teraz tom za tomem. Może nie wszystkie są dla mnie dostępne, to jednak, chociaż ten i tamten… czyli mam dwa. Skąpo, ale…
Przynajmniej coś jest… No a teraz do szczegółów. Po raz pierwszy wydana w 2002, miałam chyba z 2 wydania, książka składa się z 4 opowiadań i jednej mini noweli? Opowieści… Nie wiem jak to nazwać, miniatury? Czyli mamy: Hiena, Bestia, Mięcho, Kocioł i ten tytulowy, czyli Czarownik Iwanow. Mała nader opowieść o Iwanie Iwanowie, co to nam Jakuba zabić chciał. Bezczel jeden no…
Oczywiście, znając kolejne tomy wiemy, że się mu nie uda.
Chociaż po pierwszym tomie opowiadań możemy mieć wątpliwości…
LOL
No wiecie, jest jak to u Pilipiuka. Jest abawnie, jest lekko pogańsko, są duchy, no i młoda dziewoja się trafi, są postacie lekko zaprzeszłe i całkiem nowoczesne prosto z Watykanu. Bo Wojsławice to specyficzne miejsce, gdzie nie tylko ścierają się siły, światy przenikają, ale przede wszystkim każdy coś pędzi…
I to nie pędzi w ramach nordic walkingku czy innych biegów…
Jakuba się lubi, albo nie i tyle.
Karleby i Ekornavallen
No przecież… oczywiście… wyciek. A czy coś widać? Statki. Wiadomo, że tam, okolice Dueodde, pływać nie wolno… i tyle. Kilometr w jednym miejscu bubli, dziwne dźwięki czasem słychać… Czy nieczynne rury były pełne i dlaczego, nie mam pojęcia, poa tym, że no, fiyka… Czy to sabotaż? A jaki byłby w tym sens ze strony P.? Szczerze? A z innej, oj mam swoje pomysły…
… zbyt ich wiele nawet…
A prasa duńska podbuża wsio… nakręca spiralkę lęku znowu…
Mniejsza.
Kolejny news jest taki, iż nasza Królowa odebrała tytuły książęce rodzinie swojego młodszgo syna. Znaczy, w Danii jest tak, iż pierworodny, w zależności od tego jakie imię nosił jego poprzednik na tronie dostaje imię Christian albo Frederik… i w ten sposób my mamy tego drugiego, a jego młodszy brat, Joachim, który rozwiódł się z duńską małżonką imieniem Alexandra, by poślubić francuską Marie… ma czówrkę dzieci, po dwa z każdego związku, co sprawia, że rodzi się we mnie taka teoria spiskowa, iż w rodzinie królewskiej, w naczeniu w każdym małżeństwie, zezwolenie było ino na dwa potomki i dlatego kronprins, jako że ślubował ino raz miał dzieci dwoje pocątkowo, a potem nagle czwórkę dzieci… i one bonusowe bliźniaki u nich pojawiły się po ślubie młodszego brata… jakby dla wyrównania? No ale, do portu Wiedźmo!
Do portu!
Bo nas sztorm złapie.
Podobnie jak w UKej problemy z królowaniem, królestwem i tak dalej są. Są tacy, którym się wydaje, iż Królowa nic nie robi. Idiotyzm, no ale… cała pyskówka obecnie w mediach i najazd na nią, że odebrała synusiowi, a dokładniej wnukom tytuły, jest dość zabawna, jak wcześniej tak wrzeszczeli, że za bogata jest i dzieci leniwe… I w ten sposób tylko książę – następca tronu i jego małżonka mają prawa do tytułów, oraz oczywiście czwórka jego dzieci, ale…
No właśnie, bo jak takie sprawy to wiadomo o co chodzi… o kasę.
Joachimowym dziatkom wraz z tytułami odebrano apanaże, podobnie u syna starszego, nastęcy tronu… Znaczy, poza pierwszym synem Frederika – Christianem, dzieci choć będą wciąż księciami i księżniczką, to jednak… nie będą dostawać kasiorki.
Hmmm…
Zgubiliście się?
Wracamy do Szwecji…
Stoimi pod ruinamy Gudhem i zastanawiamy się ile uda nam się zobaczyć w ciągu tej chwili, która nam została. Już wiedzieliśmy, że będziemy wracać po ćmoku… wczujcie się w atmosferkę. LOL
No wiecie, jesteście na jakimś pustkowiu, niby droga asfaltowa, ale jednak dziwnie nie taka jak wszędzie, w oddali jakieś wielkie jezioro, może zdążymy obejrzeć, tam też fajny krąg kamienny na wzgórzu – spojler, nie zdążymy… no zwyczajnie, nie da się. Tam trzeba pojechać, zostać gdzieś, zanocować, a nie wracać 300 km z powrotem na wybrzeże, gdzie se człek kocha mieszkać.
Szcerze…
Polecam wynająć coś i poobjeżdżać te miejsca, nad jeziorem na pewno coś jest, a kurchanów tam jak kot nasrał! Znaczy wiele! I w ogóle mocno megalitycznie i tak dalej, ale… myśmy postanowili przynajmniej w tamtym momencie zobaczyć cokolwiek. Znaczy co najbliżej, co się da…
I najpierw…
Karleby.
Stajecie przy drodze, po jednej stronie widok dech zapiera, pola, drzewka, domki, gospodarstwa, wszędzie te trawniki, kurna, no jakby za Ludwika z nożyczkami je i tą no, poziomicą cięli. Ta zieleń, czerwień, błękitne niebo, gdzieś tam chmurka… po drugiej strony głazy i pola w oddali pagórki i…
Po prostu cisza.