Pan Tealight i Ogór…

Pan Ogór miał się świetnie i był nasiennym.

Bogaty w oną grzechotliwość, po prostu leżał na plaży, popijał drinki z palemką z wielkiego kubła i po prostu, znaczy zwyczajnie tak, swojsko możnaby rec nawet… tak sobie sechł. Nic go już nie obchodziło. Kompletnie nic. Po prostu nie miał do tego głowy, ani jednego mózgowego ziarenka.

Nic.

Bo on miał właśnie mózg z ziarenek i jakoś mu to nie przeszkadzało. Wiedział, że jakby co, to zombie go nie zeżrą i tak dalej, w końcu te apokalipsy ostatnimi czasy zaczęły przybierać na sile, więc kto tam wie co się stanie i kiedy, trzeba, jak to sama Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane mówiła: „mieć marzenia, tworzyć je, tkać i wszelako nawet farbować, ale żyć teraz, żreć co się ma teraz, siku zrobić jak się chce, właśnie teraz ale nie tu!

Ty durny ty…”

No tak było…

Jeszcze wtedy z nimi był, widział wszystko, ale nie komentował, po prostu patrzył, a teraz przemyślał to wszystko… i patrzył z ukrycia wiedząc dobrze, że oni też go na pewno podglądają… chociaż może nie? Może był dla nich całkiem nieważny i nieistotny i ta dziwna babka/zamek na piasku postawiony wcale nie miał księcia z jego budową, specyficzną i kolorystyką z sałaty morskiej zrobioną… już raczej bleknącą, ale wciąż jednak, jakoś tak…

Świat był już inny… zmienił się, obrócił, potem podkopał pod sobą kolejny dołek, piwniczkę na wino, piwnicę na sery, głębszą, no by i studnia była, potem i te wielkie, projektowane przez najlepszych lochy, a potem znowu i ogrzewanie trzeba było założyć, więc się dokopał do środka…

… i tak sobie podpiekał ten bekon na wiszących rusztowaniach na jądrem Ziemi… ten świat…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ed…

… tym razem obeszliśmy go tylko, znowu, od tej łosiowej strony dookoła i powiem wam, że warto.

Całe ono ranczo łosiowe ma domki do wynajęcia, więc jeśli ktoś coś, to fajnie mieć i wodę i niesamowity las, zwierzaki i jeszcze to niebo ponad… i poza tym cisza. Trochę ludzi w sezonie na pewno, ale wiecie, zawsze można trochę poza seonem, trochę na skraju sezonów.

Dookoła rancza, chociaż wciąż na ranczu, idzie się… kawałek.

Idzie się najpierw prostą, leśną drogą, uważajcie na korzenie, a potem nagle wszystko się zmienia i z jednej strony przepaść z drugiej siatka ochraniająca zwierzątki, bo wiecie, tutaj jak pukniecie łosia, to nie można go leczyć, a tak, dowiedzieliśmy się, iż ostatnimi czasy prawa w Szwcji pomieniały się w wielu wymiarach… jednym lasy zabierają, ale to niby zawsze było problemem, drudzy znowu, nie rozumieją co  tymi łosiami. Bo niby jest ich więcej, odstrzał, okay, rozumiem to, ale…

Ale jednak serio?

Stukniecie łosia, znajdziecie malucha, to od razu w kazamaty, a zwierz na suszone mięsko czy wędzonki jakieś. Nie wiem, są do kupienia… po prostu, jakoś tak, patrząc w ono łosiowe oko człowiek wie, że może i w większości mięsożerny i tak dalej, ale jednak, po kiego ono nadmierne okrucieństwo? Nie lepiej dać im żyć, zjeść, ale nie męczyć… oj wiem, wzdłuż lasów jak jedziecie w szczególności autostradą są siatki w Szwecji. I w pewnym momencie dociera do was, że odgradzają was od lasu, ale… no przecież to dla dobra zwierzątków, oj no przecież, tylko, czy na pewno… nie wiem… w Danii jest artia, która chce odebrania ludziom zwykłym prawa do posiadania ziemi…

Znamy to?

Znamy…

… więc jak jedziesz, idziesz, nagle nie wiesz czy to ciebie chronią, czy trzymają w klatce?

Idzie sobie człowiek, po prawej przepaść, ścieżka zdradliwa, wszędzie czyhają na ciebie korzenie, szyszki i wrzosy i jeszcze jagody! W końcu jagody, zapewne i nawożone łosiową kupą, więc…

… więc super!

Przyznam, że łosia nie widzieliśmy po drodze ale sama droga, te punkty widokowe, wszystko zasłonięte, nic nie widziałam, ale wiecie, jam wzrostu siedzącego psa. A łosie potrafią się genialnie wtapiać w ono tło lesiste. Czasem, jak się nie poruszą, to zwyczajnie ich nie widzicie… a dobre są w nieruszaniu.

Oj bardzo…

No ale… idziemy i po drodze one rewa potężne, ścieżka dla samobójców, chyba podziękuję i jakoś tak człek w końcu się zalesił, że dwa razy tyle nam ta droga zabrała. Ale każdy zakątek sprawdziliśmy, skrótów nie było… te wrzosy, one roślinki i porosty takie inne, jakby świat dopiero co wynurzył się z wody i wciąż na onych iglastych gałęziach włosy topielic i topielców…

Widać łysi nie toną?

Nie wiem… creepy subject? Lub durny żart?

No mniejsza, porosty, włosy, po prostu magia rąbanego elfickiego alfosna, który chce stworzyć sobie gdzieś lekko niedostępną samotnię. Ale wiecie, z dostępem, w końcu interes musi się kręcić… rany mojeskie, co ja mam dzisiaj za skojarzenia… wtedy tam ich nie miałam, butelkę wody miałam i jeszcze za ciężki plecak, i wracając do sklepu by popatrzeć na inne teraz łosie, oraz poczynić zakupy, wiadomo, to po prostu było magicznie. To słońce tak się zniżające, ona jeziorność tak blisko…

Mistyczne wprost wrażenie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.