Pan Tealight i Obce skały…

„Niby były obce, niby ju się kiedyś spotkali, ale jednak, to inny czas, inne skały, inne miejsca, nawet i morze jakieś inne. Inne było niebo i wiatr chłoszcący onym słonecznym żarem, ale też i chłodzący, nie wiadomo, ubierać się czy nie… ale lepiej nie ciemnieć, na starość nie…

One skały może i obce, ale jakoś tak swojskie.

Jakoś tak lekko znajome… jakby w innym życiu, poprzednim, tworzyły coś na kształt tła, w którym się odbijało, wtapiało, działało… ale z innym życiem pojawia się i niepamięć, a w niepamięci i strach ten…

I jeszcze…

Skały.

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane kochała one Obce Skały. Kochała w nich oną inność, to nieodkrycie i jeszcze tą gładkość, tak aksamitną, oną lekkość i ciężkość, poddawanie się żywiołom innym i stawianie się im. Dotykanie wody i jej odychanie. Podziwianie wietrznych mocy i jeszcze… tylko podziwianie. One, co tak niedawno z wody wyszły. Pokazały się temu światu i wciąż się mu dziwowały. Wciąż rozpamiętywały swą oną przeszłość, więc gdy tylko przyszedł ktoś je wysłuchać, te opowieści, od rau się poddały…

Może nie urokowi osoby, co raczej, dziwnej potulności…

Wiedźma Potulna i Obce Skały… tak nie do końca, a jednak, trochę na pewno, a jednak, jakoś tak.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Tjurpannan…

Wciąż poniedziałek.

Ale najpierw powiem, że kilka dni temu już było 10 stopni w nocy!!! Ja pierdziu. Nagłe przejście ze strefy tropikalnej w znajomy chłodek, to jest takie niesamowite, a wtedy, w tamten dzień, końcówkę września, wtedy właśnie… te wiało. Też było chłodno, ale nie popadywało jak dzisiaj…

Nie…

Słońce grzało, nawet i paliło, ale na skałach było dziwnie, z jednej strony naprawdę było chłodno, z drugiej ono palące słońce, ta żarówka z nieba… i jeszcze te dziwne… nieodgłosy. Kompletna cisza. Nikogo dookoła. Kamienna pustynia, ale nie gołoborze, a raczej dziwnie pofalowane dno pozbyt wody.

Dno smagane niegdyś falami, magmami, mocami i siłami, temperaturami, ale też i głazone, jakby wielka dłoń po prostu je utuliła, zwyczajnie jakoś tak, przytuliła, ugłaskała, niczym w śnieżne kule, ale lekko się do siebie tulące i tak szliśmy… przez kilka godzin. Noga za nogą, łapiąc cień w tych kilku kępach onych karłowatych iglaków, bo wiecie, brutalnie tutaj wsio czyszczą…

Jakby nic nie miało prawa tu rosnąć, a jednak…

Rośnie!

To miejsce jest rezerwatem przyrody i tak, odwiedzilśmy je rok temu, jednak szliśmy z drugiej, łatwiejszej strony, ale tym razem chciałam skał, onego dziwnego, pustynnego ucucia, onego tchnienia mocy wiatrów…

I spalonej pewnej części ciała.

Ryj też mi sfajczyło, może jednak maska na ryj to byłoby dobry pomysł? Ale co  oczami? Worek? Dziury?

Nie wiem…

Idziemy…

… a tam i załamania i kształty i jeszcze więcej. Ona sarość, miejscami prawie biel rażąca oczy, od któej odbija się słońce. Fascynujące miejsce… w oddali morze, ale po godzinie już bardziej obok, ju idziesz inaczej, zastanawiasz się, czy wciąż jesteś na szlaku, czy nie, czy ściągać gacie i skakać w oną widoczną wodę, czy jednak nie ryzykować. Z jednej strony droga się dłuży, z drugiej…

Nagle zakręęca i ruiny w dole, jakieś takie miejsce, gdzie na pewno mieszka smok, który biega to, co morze mu wyrzuci… piaszczysto/kamienista plaża i jeszcze trochę drewna. Możnaby tutaj zostać, na zawsze, ale tęskniłabym za drzewami. Nie mogłabym tak, więc idziemy dalej odkrywając miejsca, których wielu nie zobaczy, przynajmniej od tej strony… od morza może? Ale idziemy, dookoła morskiego jeziorka, przez róże dzikie, w górę, w dół, przysiadając na chwilę i pijąc woę bardziej z rozsądku niż potrzeby ciała, bo ciało postanowiło sie wysuszyć…

… przynajmniej moje tak lubi.

Nie wiem dlaczego.

Może jednak ze mnie camel?

I w końcu, po kolejnym zakręcie i zwątpieniu jest… ona chatka dwuolorowa, gdzie można odpocząć by pójść już w znane części Tjurpannan, skoczyć na oną wysepkę, sprawdzić czy są muszele – nie ma, zdobyć sól – nie ma… tutaj jednak padało. Nie jest aż tak gorąco, choć w morzu wielkie, parzące meduy są…

Sama już taką jestem gdy wracamy do domku z dwoma krabimi szczątkami… widzieliście jak fascynujące są one kraby, jakby ćmy miały na plecach… och nocy, bądź zimną… na szczęście była…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.