Pan Tealight i Nakręcacz Dusz…

„… więc, chodziło o to, że ten dynks mu się zagubił.

Znaczy, nie żeby go nie pilnował, miał przecież przy nim ten breloczek z małpeczką i jeszcze kilka pozłotków, i pipczek taki, że jak się krzyczało, to wydawał dźwięki jak wyjące za zaspokojeniem dziewice ku księżycom Plutona czy innego tam Neptuna… a może i Posejdona… kurde, niektóre naprawdę są zdesperowane i uważają, że facet jest czymś, co jak powietrza potrzeba w życiu, znaczy no wiecie, nie da się bez nich oddychać, a i jakoś tak wygląda się przed psiapsiułami lepiej…

No co?

Nie myślą tak?

Zdziwić się możecie wy…

Ale jednak. Może one mają rację? Może ona wielke, gilgocząca ich wnętrzności, ona zamyślona lekko potrzeba mężczyzny, w niektórych kobetach wyzwala istnienie onej mitologicznej kobiety, baby prawdziwej, potwora, który straszy fryzurą postawioną tak, że każdy kurna włosek nie rusza się ze swojego miejsca nawet jeśli akurat schylają się po coś upuszczonego przez…

One najdroższe pociechy.

No ale… nie o to chodziło.

Znaczy dźwięk tak, taki właśnie był, ale przecież nie o niego i o nie chodziły, a o ten dynks, który się mu zapodział, chyba wtedy jak z Wiedźmą Wroną Pożartą Przez Książki Pomordowane sikał w krzakach w lesie, nie żeby gdzieś w widocznym miejscu, no normalnie… jak się z nią wychodzi na spacer, a inaczej nie daje się z nią porozmawiać, a i tak trzeba często stać i marznąć, bo ona zdjęcia robi i za statyw robić i rękę, nogę, inny członek wystawiać, no wiecie…

Nic za darmo.

A robota była…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Wicked” – … jakoś tak.

Jakoś tak zwyczajnie i nadzwyczajnie, chociaż ja i Oz niezbyt tak no pałamy do siebie miłością, a już do filmowej wersji w ogóle, musicale czy nie, nie moja to opowieść, jednak ona, biedna i skrzywdzona… widzicie, każdego można dziś nazwać jakoś i jeśli powiecie to pierwsi, przylegnie i ona osoba, może i niewinna będzie miała oną łatkę na sobie już na zawsze, bo kiedyś ktoś…

Coś.

Może i z nią tak było, a dokładniej na pewno.

I to nie tylko dlatego, że łączą nas pewne podobieństwa…

Chodzi o to, że ta powieść jest genialna. Genialna w onym przypomnieniu, że wszystko skądś się wzięło, a patrzenie na całość przez pryzmat jednej opowieści jest po prostu szkodliwe. I nieprawdziwe.

Prawda i kłamstwo w jednym stoją domu i nie mają dzieci… same nimi są.

Oz to tylko przygrywka. Opowieść o dziewczynce, która wjebała się w opowieść i skradła główną rolę. Nie wiem dlaczego nigdy jej nie lubiłam, może nie darzyłam jej taką nienawiścią jak Pinokia, ale jednak, tak buty z trupa, no weźcie no… jak w ogóle można, nawet dzieckiem będąc… A „Wicked” to historia dla starszych dziewczynek, dla kobiet, by przypomnieć im, że jesteśmy niesamowite, a każda z nas inna… wkurzająca może i czasem, mająca pragnienia i chcąca być…

Kochaną?

No ale… dostałam prezent!!!

Cuda!!!

Oj wiem, zaraz ktoś mi zarzuci, że starocie, ale pamiętajmy, że mi wsio zniknęło w 2019 roku i wciąż chcę pewne elementy przywrócić. Wiem, że wszystkiego się nie da, ale chociaż coś… przyznaję, że odbudowa biblioteki napawa mnie smutkiem i galopuje po mojej depresji jak… ech!

Smutne to…

Co na zewnątrz?

Pogoda wietrzna, czasem coś poświeci, chwasty rosną, raczej powyżej zera, fale szaleją… tak właściwie nie mam pojęcia co to za pora roku. Pewno coś nowego, wiecie, jakieś coś, o czym mówili w telewizji, a ja nie mam, więc nie wiem… albo gorzej, wysłali wiadomości na telefony, a u mnie znowu braki w zaopatrzeniu… a i wybór, by tego nie mieć. To tak ułatwia życie… serio…

Ale…

Mamy ten nowy rok, połowa miesiąca i większość oczywiście chora.

Nie wkopuje się w opowieści o pandemiach, bo zwyczajnie hejt ludzki mnie przerasta. Ono niemyślenie szokuje… Homo sapiens novinkus jest osobnikiem głupim. Trza się z tym pogodzić, iż Homo sapiens sapiens przeszedł jakąś ewaluację, czy też rewolucję w nieewolucji i stracił prawa do drugiego sapiensa.

I już…

Tak prościej.

… życie internetowe jest straszne. Życie pośród ludzi koszmarne, więc jak oddychać? Jak w ogóle być człowiekiem i po co? A może, jakoś tak, zwyczajnie, po prostu… wybrać sobie nową nazwę? I wypisać się ze społeczności?

I w las umknąć?

Albo na skały… ale z drzewami.

Nie umiem bez drzew.

Drzewa są ważne…

Nawet teraz, gdy są takie golutkie, ich wilgotna kora się zieleni i porosty oraz mchy szaleją, wiatr porywa o tylko może, no wiecie, chciwa bestia z niego… ale on tak lubi. I tak może i co mu zrobicie?

No co?

Człowiekowi chce się do lasu, ale zapomina, że to nie jakiś świąteczny czas, ino zwyczajowy, robota czeka, woł i tak dalej, a ty chcesz w las? Szczerze? W domu zapierniczać. W klawisze klikać i tak dalej. No wiecie, kto tam co lubi, wiecie… kto co ma. Kto co szuka?

Ale…

Las jest takim miejscem, do którego ludzie wciąż łażą jakoś tak nie tylko po to by psa wyprowadzić, a raczej by wyprowadzić siebie. Czasem myślę, że niektórzy to coś tam załatwiają jakieś ciemne biznesy w onych mokrych, wcale niezamarzniętych laskach i zaroślach, ale… może ktoś siku?

Czy coś…

Ale może poza onymi pokrętnymi interesami i całą tą sprawą rzeczywistości człowieczej, z którą niewiele mam wspólnego, to jakoś tak ino ludziom o drzewa chodzi. O spacery i ruchliwość wszelaką. Bo po co ćwiczyć w domu, jak możn zwyczajnie przegonić ciało i umysł po świeżym powietrzu…

No… chyba że Rosjanie znowu coś wypykli, ale, może nie…

Albo Wisła w morze się wlała?

Kto wie?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.