Pan Tealight i Mrówki Torturówki…

Mrówki miały się dobrze.

Więcej, nawet świetnie. Zupdateowały sobie dom na taki gigantyczny, naprawdę luksusowy, nawet z basenem, sauną i milionem garaży, chociaż nie do końca było wiadomo, czym jeździły…

… lub i na czym?

No wiecie, dziwnie zapytać.

Tak się kurde człowiek czy ino człowiekowaty, to raczej bali wprost zadać jakieś pytanie, jakby to była jakaś wielka tajemnica, czy coś… no wiecie, skąd one to biorą, jak im się powodzi i wszelako posuszy i jeszcze, czy naprawdę mają tak dobrego brookera i polityków przekupionych, no i oczywiście onych… wiecie, wielkich i złych prawników. Znaczy, nie że grubi, wiecie, po prostu wielcy w swej mocy i potędze przekonywania wszystkich, każdego i wszystkiego…

No wiadomo.

Wiecie, niby mrówka jaka jest, każdy widzi, te nie były jakieś ogromne, no spore, ale nie dziwacznie, nie że atomówki, czy coś, ale jednak, kurde, no jakoś tak… emanowały czymś, co odpychało nadmerne pakowanie nosa, kończyn, a czasem, to nawet i myśli… kurde jakby już coś po skórze sie pałętało, jakby wszelakie biliardy malutkich łapek postanowiło znaleźć najlepsze, najbardziej bolesne miejsce, skryte, może i lekko nazbyt osobste, ale przecież nie dla nich, co im tam, one miały tylko jedno zadanie…

… wykarmić, przynieść, pracować…

… gryźć!!!

No więc…

Zdziwiło wszystkich Centrum Mrówczej Konsultacje, które wybudowały pięć metrów i dwa cale, ciekawe dlaczego tak, od swojego mrowiska. Pan Tealight był mocno podejrzliwy, a nawet i więcej.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Zdrajca” – … chyba… Tak, to jedna z moich ulubionych części tej serii, jak na razie?

Chyba tak.

No bo jak inczej nazwać opowieść, w której pewna sprawa się zamyka, pewna znajomość się rozwiązuje, pewien konflikt pojawia się znowu i jeszcze… no właśnie jeszcze ten ból głowy, kurcze, jak długo będzie go jeszcze bolał ten łeb. I co to oznacza? Niby oczywiście, zna kogoś o lekko, czy mocniej, lekarskiej profesji, ale jednak… no jednak zbyt wiele się dzieje. Trzeba przecież stanąć ponownie po czyjejś stronie, a na dodatek pojawiło się nowe zło w mieście.

Ech, zawsze tak jakoś się życie mu toczy, czyż nie?

Dresden ma dar, a może i przeznaczenie, by wpadać w każde gówno, co to się mu w mieście zalęgnie, ale też jest wciąż Strażnikiem, więc gdy przybywa on, musi się tym zająć. Jakkolwiek jest to dziwaczne i pokręcone, może i ma przyjaciół, ale jednak, czy nie ciągnie za sobą jakiegoś pecha?

No cóż, wiadomo jedno, zlo znowu jest zbyt blisko, a Mag musi sprostać i zwykłemu laniu po mordzie i konfliktowi buzującemu we włsnej duszy. Szczerze, chyba wolałabym tę mordę. Poboli, ale wiecie…

Naprawdę przełomowa część serii.

A tutaj nowe smaczki, a raczej nowe stare, wiecie, wciąż opłakuję moją biblioteczkę, wciąż staram się coś przywrócić, co miałam i przyznaję, że bardzo to trudne. Ale też uświadomiłam sobie, że są książki, których może nie chcę przywracać? Może chcę o nich zapomnieć?

I pada…

Nie myślałam, że można zapomnieć, ja brzmi deszcz. Jakie cudowne pieśni wygrywa, jakie wiersz potrafi wyszeptać, jak bardzo kocha uderzać, ale i muskać, ile ma stron, postaci, natężeń, naprawdę… jak wiele w nim jest. Jak wiele niesamowitości, którą tak łatwo zapomnieć, gdy wpada się w ramiona suszy. Strasznej, bolesnej, miażdżącej mózg suszy, która ostatnio właściwie…

Przytrafia się nam co roku.

Niestety.

Ale przy tylu wyciętych drzewach, tak wiem, upierdliwa jestem z tymi drzewami, straszliwie, ale gdybyście widzieli wybrzeże przed i teraz, a planują jeszcze większą wycinkę, usuwanie krzewów, szczerze, głupota goni za dumą człowieczą i zadufaniem, oraz dziwnymi stopniami wykształcenia, w które przestaję wierzyć… i wiem, że świat się zmienia, że przecież nauka wie teraz więcej, ale ja jestem zdania, że jednak nie tyle wiemy więcej, co większość nabrała w sobie onego zadufania pełnego i pewnego, że wiedzą już wszystko, nie ma co odkrywać i tak dalej, a ci, co wątpią, to wiecie, głupki i spiskowcy terytorialni…

Za długo żyję, teorie spiskowe ostatnimi czasy tylko zyskują potwierdzenie, za jedne przepraszają, inne ukrywają…

Dziwny ten świat.

Na szczęście wciąż mamy deszcz… i wiecie, dzięki niemu można posłuchać coś mądrzejszego, niż utyskiwania, że ci czy tamci to głupki, a my są z Kopenhagi, więc całujcie nas w pięty i dywany na glebę!!!

Ale ten deszcz…

Pada i nagle przestaje, potem znowu, zaczyna mocno, albo słabo, jakby się zastanawiał, aż w końcu leje, ale tylko przez chwilę, jakby nagle zawstydzony przestaje tak z nienacka, by potem, nagle znowu zacząć, albo nie… i pozostaje ino ona niesamowita, cudowna, lekko ciężka mgła… wilgotność w powietrzu wszelako odczuwalna, no i ten chłód cudowny, zapomniany…

Naturalny nie z AC.

Wiecie, dziwne rzeczy się z człowiekiem dzieją, gdy tak mu się wszystko przegrzeje i tak dalej. Zapoci się tu i ówdzie, no i potem tak jest, nagle od nowa musi się uczy tego, że ten potliwy koszmar, to nie jedyna rozrywka tego świata, wiecie, że jest coś więcej, coś, czego już doświadczał przecież…

Ale jednak…

Zapomniał.

A teraz gapi się na te krople stukające w drewniany taras, na one pojawiające się odbicia, w tych płyciutkich wilgotnościach, które otwierają portale do innych światów, w których może pada częściej, mgła jest częściej, może i chłodniej jest, wiecie… może i jakoś tak, są te rzeczy, których potrzebujesz…

Wszystkie.

Naprawdę.

I ten deszcz, ta muzyka, świeżość, jakby świat chciał ci coś wynagrodzić, oną normalnością przecież ino…

Oną…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.