Pan Tealight i Podłóżkowy…

„No więc…

Tak, pewne rzeczy należało sprecyzować i to chyba od razu, bo w końcu takie zdziwaczenia to na pewno nie są codziennością…

Chociaż…

Może czasem to tego gadania jest za wiele. Znaczy pisania. Wiecie, przecież nie każdy musi wiedzieć jak kto żyje i dlaczego tak, no i po co i jeszcze, w jakim celu robi to tak a nie inaczej i kocha krzyżówki, puzzle i takie tam, albo zbierać serwetki, wiecie, no hobby może takie, czy coś…

Ale jednak…

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane sypiała na materacu, bo od zawsze tak sypiała. Miała mały epizod łóżkowy, ale nie dość, że spadała, potem bała się, że spadnie, potem jeszcze kilka razy spadła i w ogóle miała uraz, więc sypiała na materacu na kilku deskach, niczym lekko rozwinięty średniowieczny osobnik niskiego nader stanu… no wiecie… chłopek roztropek.

Albo coś.

Dlatego jeśli chodziło o one Podłóżkowe Potwory i Stwory, wszelakie byty i niebyty, no musiały trzymać dietę. Wiecie, mogły pić sporo, ale raczej trzeźwo i żadnego pędzenia własnych trunków, bo przestrzeń kiepska, niska i skumulowana i jeszcze… nie, nie mogli być nazbytnio wielcy.

Płaski był w modzie.

Z wyciętymi żebrami, albo wersja balon… no wiecie, normalnie wielki, a jak co do czego, to jakoś takoś, no normalnie, potem ziuuuuu i po powietrzu, ale wraz z powietrzem uchodziły te różne myśle i pomysły…

Ech…

Podłóżkowi mieli problemy, a już szczególnie jeden z nich!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Trylogia Baskijska” – … ech. Nie wiem jak opowiedzieć o jednej z moich najukochańszych powieści. A właściwie o trzech… a może jednej w trzech odsłonach…

No bo przecież to wszystko to trzy książki.

Trzy książki dość obszerne, cudownie spisane, po prostu niesamowicie dopracowane, ociekające magią i mitologią Basków, dodatkowo jeszcze… ona, główna bohaterka… chociaż nie do końca główna… Zwyczajna kobieta i nie do końca zwyczajna, dziś może powiedziałby człek, że wiedźma, ale wiecie, uśmialiby się, chociaż… są karty, jest przepowiednia, są szczątki i niesamoiwta rodzinność… jeżeli chodzi o ukochaną ciotkę, ale nie całą resztę…

No właśnie…

Bo właściwie, to o czym to jest?

Tylko kryminał? Throller, czy raczej opowieść o społeczności, próbie ucieczki z niej… ale też i o miłości. O rodzinie, która tutaj znaczy coś więcej. O duchach lasów i jaskiń, o dziwnych paniach, potworach i władcach dziczy…

I jeszcze… ludzkiej podłości.

O onej podłości, która zawsze zdaje się być oną niewyobrażalną…

Zaskakującą, z którą mierzy się bohaterka „Kształtu serca”. Żona, dziecię społeczności, geniusz, a może tylko dziewczynka zagubiona w burzy, naznaczona przez te skały i wiatr i rzekę oczywiście. Bo przecież… rzeka jest tu nader ważna.

Te książki się połyka.

Nie można się oderwać i tak, do nich się wraca. Dobrze przeczytać raz, odstawić, choć trudno, no i później, znowu wrócić i odkryć inne sprawy, które nam umknęły. Sprawy trzech sióstr. Sprawy nadziei, zmian, dorastania, opowieści o sukcesach i porażkach, ale wszystko skąpane w onym odbiciu tarota, w kryształowej kuli…

W kroplach deszczu, śpiewie fal rzeki…

Bo tutaj nic nie jest tylko dobre lub złe.

Nic.

W sprawie sztuki, wiecie, samo zdjęcie mówi za siebie…

Wiele mówi.

A w ogóle, to obecnie się chyba skupiamy na architekturze, wiecie… czemu nie. W końcu mamy ją piękną i szaloną miejscami. Tak szczerze… architektura na Wyspie, jadąc od prehistorii po czasy stare, poprzez wszelakie przedwojenia i oną sztukę domową współczesności, przemycaną tu i gdzieś tam…

Nieczęsto…

Mamy piękną architekturę. Zdywersyfikowaną miejscami, czasami będącą tylko wspomnieniem, bo kto pamięta on dom z widokiem na Hammershus? A hotel, któy tam stał, albo… no właśnie, tamten dom spod kościoła w Østelars? Tak, nie ma go, będzie parking, no ale…

Nie, nie samymi gaardami Wyspa stoi i barwnymi szachulcowymi domkami. Czy też czasem pruskim murem…

Czasem.

Można się zakochać…

Za to ja zaraz dorwę sąsiada, wiecie, ten paranoid android od kosiarki, nosz kurde no!!! Nie spałam w nocy, w dzień jak się zapewne domyśliliście tyż nie wyszło, więc… chyba go dorwę i szczerze, będzie następnym razem wpierdalał tę trawę sposobem starodawnym. Zębiszczami.

I nie, nie jestem aż tak wkuta, bo pełnia, chociaż szczerze mnie dojechała…

Ogólnie jestem wkuta i wolno mi!!!

Świat jest… popierdolony i tyle.

Wiem…

Niby Wyspa, spokój i tak dalej, co nie?

Ale gdzie tam, nie oszukujmy się, każdy naprawdę chce tutaj tylko zarobić. Wydoić z tego miejsca ile wlezie. Dlatego przyjeżdżają tutaj ze swoimi pomysłami, może i nie do końca z dupy, ale nie kumając ekosystemu wcale… no i wiecie, potem trzeba sprzątać. Albo oglądać wwciąż i wciąż jakieś wymyślne, popierniczone rzeźby jakichś osobników z niewiadomokąda pierniczonego…

… co to po prostu wiecie…

Zrobili wam prezent, więc macie się cieszyć.

A jak się zniszczy, to naprawiacie!!! LOL

Albo nie, zarośnie toto, ntura może przejmie, tudzież, wiecie, coś innego tym ktoś zrobi. No przecież… zawsze, ale to zawsze ci co nabroją tutaj, to potem uciekają i już… ale najpierw odbierają swoje nagrody i przez roku w gazecie siedzą, bo czemu nie… zresztą, co tam można innego wsadzać do onej gazety?

Opowieści o sztuce?

A może i tym co kto kupił.

No i za ile?

Ale nic to, zaraz kolejny sezon, zlecą się kolejni, z takimi samymi pomysłami, ponownie chcący nawróci ten mały świat na swoje i wiecie… przynieść mu oną cywilizację, jakieś tam samoloty, czy coś w ten deseń, wycieranie pup, mycie wszelakich górnych i dolnych rąk, i jeszcze…

No dobra, dość nabijania się, ale to taka smutna prawda.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.