Czytanie, to czytanie… wiadomo, coś więcej niż uzależnienie, raczej jedna z funkcji organizmu. A jednak pisanie… to już coś zupełnie innego. Pisać muszę – podobnie jak czytać – ale jest w tym coś z wydalania. Opróżniania głowy z historii, cudzych losów, postaci namolnych.
Wiem, wielu z Was pisanie kojarzy się z tworzeniem fascynujących historii, pławieniem się w innych rzeczywistościach, ale w moim przypadku to cholerne opętanie. Wprost czuję, jak stworzone, podobno przeze mnie, postacie kryją się gdzieś pod czaszką, za którąś z żył, może i w szarej istocie. Czają się i tylko czekają na tę chwilę, w której odrzucam tzw. codzienność zwyczajową. I wtedy domagają się własnych praw. A tego, by pisać tylko o nich; przepychają się gdzieś w mojej jaźni, dziwnie paradoksalnie namacalne i niewidzialne! Okładają się wymyślonymi przeze mnie przydatkami, tylko po to, by wyjść mi z głowy. I w tym cały ambaras? Czy pod kopułą u mnie naprawdę tak źle się żyje? Dlaczego nie mogą zwyczajnie tam siedzieć i żyć?
Choć gdy czasem jakoś tak mocniej nerwowo szeleszczę i obluzowywują mi się zakładki, strzępi się wyraźnie okładka, a z rycin pozostaje wspomnienie, to sobie myślę, iż może tak naprawdę jestem tylko taką bramą. Dziwacznie skonstruowanym przejściem, które pozwala postaciom – wcale przeze mnie nie wymyślonym – przedostać się do tzw. codzienności? Że gdzieś tam jest jakiś dziwaczny nader świat, z opcją full wypas i all included, z którego ja tylko jakoś tak wyhaczam historie?
A może tak naprawdę nie mam wyobraźni i nikogo nigdy nie wymyśliłam?
Nawet samej siebie?
A pierun wie!
Prawda jest taka, że jak nie panuję nad czytaniem, tak nad pisaniem, to już w ogóle. Teraz na przykład mam taki awers do klepania w klawiszki, że Hej! Niemiłe uczucie bardzo!!! I kompletnie niezrozumiałe. No ale, trza się jakoś zebrać do kupy, poskładać puzzle i do pisania!!!
PS. Przeczytane i recenzje: „Reguła dziewiątek” i „Prawo matki”.
„Reguła dziewiątek” Terry Goodkind – zawiodła na całej linii. Jakoś tak ani nie wciągająca, przewidywalna, permanentnie niekonsekwentna… cóż, ale przeczytana, tylko, że na trybie nader szybkiego czytania 🙂
Teraz chyba biorę się za…