Pan Tealight i Pan Koszyczek…

Pan Koszyczek ma swój koszyczek, oczywiście…

Oczywiście pełny.

I wiecie, idzie do Babci.

Ogólnie mówiąc, nie do końca wiadomo jakie są ich stosunki, ale… może i lepiej nie pytać? Weźcie no, taka tam odrobina prywatności się takiej celebrytce jak ona przecież należy. No w końcu, dlaczego nie, zarobiła sobie na to, teraz emeryturka łagodna, spokojna w lesistości wszelakiej, gdzie sobie wilki hoduje. Wiecie, ale nie że takie żywe, znaczy zaraz, zdechłe też nie… no hoduje je sobie na… nie, nie na tyłku. I nie, nie przez zimne kamienie, betony, czy takie tam, w doniczkach.

Tak, istnieją wilki doniczkowe.

Serio są przesłodkie i widzicie początkowo Pan Koszyczek był azaliż wżdy wyłącznie i onym suplajerem ziemi doniczowej i specjalnie wypalanych pojemniczów koniecznie z trzema dziurkami w dnie… ale z czasem. No Babcia jeszcze przecież jest aż nadmiernie ruchawa i tak dalej. Coś się jej od życia seryjnie należy bo przecież przed tym wielkim debiutem w Czerwonym była marnie zarabiającą, chociaż bardzo dobrą, sumienną i utalentowaną aktorką… dlatego później zrobili ten serial i jeszcze trylogię przed i po. No więc teraz… ogrodnictwo zawsze było jej pasją, a wilczki przesłodkie, puchate takie, niektóe nawet jadalne…

A Pan Koszyczek

Ekhm, młody był może, znaczy młodszy mocno, no ale… fetysz miał.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Rønne.

To jest chwila.

Naprawdę, naprawdę wybitnie krótka, malutka chwila, kiedy to miasto wygląda tak puszyście i wesoło. Czas konfirmancji, ale wciąż jeszcze czas pewnej pustki, bezuturystowienia. Wiecie, kiedy idziecie i udaje się wam odkrywać maciupkie uliczki, zamieszania wąziutkie między domami. One czarowne krainy z lampami jak z Narnii. Te domki, nowe kolory, stare odnowione…

… po prostu bajka.

A do tego oczywiście pojedyncze drzewa, bo mimo onej betonowości, czy raczej kamienistości, drogowatości i cegiełki, wszystko tutaj łka ku błękitnemu niebu i jakiejś tam zieleni, więc… przy ścianach już pojawiły się dość wysokie kępki zielonych liści, które wkrótce staną się malwami. W wielkich donicach kryją się i bratki i tulipany. Kolorowe drzwi, barwne okna, ustrojone, wystawiennicze…

Ale przede wszystkim te minimalistyczne ogródki, które gdzie niegdzie się zachowały. Białe płotki, jakaś taka dziwna omroczność, która sprawia, że wierzycie naglę, iż wszystko jest możliwe. Bajki, baśnie, mity i wiary… marzenia, zwątpienia, a i kopy w dupę dla tych złych, co to naprawdę zasłużyli, a co zdają się opływać we wszystko najlepsze, najdroższe i najłatwiejsze…

… karma…

Ogródeczków pełych kwiatów i puszystej, wczesnej zieleni oczywiście niewiele, ale stare, niesamowite bryły architektoniczne ocieniają pojedyncze drzewa, które sprawiają, że nie tylko lepiej słychać onych darmowych śpiewakaów – no i co, że srają pod siebie, kurde no każdy sra, no, tak działamy! – ale przede wszystkim to właśnie one nadają tej puchatości miastu. Onej lekkości, przymilności, wszelkiej pluszowatości.

To zaraz minie.

Za chwilę, dzień.

Już opadają płatki z kwiatów czereśni i jabłoni. Już liście dotąd puchate i jasne, często różnokolorowe zmieniają się w tą narzuconą zieleń. Wiecie, niczym mundru. Rąbana żołnierka chlorofilowa! Wszystko stanie się latem, choć wciąż przecież dość zimno, szczególnie spoglądając na poprzednie dwa, strasznie parzące lata… naprawdę zimno. Kurcze no. I jeszcze ten wiatr, nie żebym narzekała…

Dziwuję się… wiecie…

Rzepaki.

Dzień Matki. To wiecie, no raczej nie był rzepakowy, ale ludzie rzucili się wybitnie w tym roku czycić. Tak, dziwnie właśnie w 2019 kwiatów kupiono więcej podobno nawet kwiaciarnie się obłowiły, nie tylko Lidl. Ale jeśli chciałeś najtańszy bukiecik, to sorry, ale co najmniej 50DKK trzeba było wydać i to tylko jeśli złapałeś ten w Lidlu. Jak nie utrafiłeś, to zostały już tylko te droższe.

A może coś w doniczce?

Przeceniona choineczka? Ja kupiłam sobie… 10DKK!!! LOL

No ale… pola płoną żółcienią. W tym roku serio zaszaleli i cała Wyspa umowiła się na olejowanie. No wiecie, w końcu tak lepiej. Raz to, raz tamto i jakoś interes się kręci. Chyba? Przyznaję, że wolałabym pole kalafiorowe, no ale. Biel głowy kalafiorwej widać nie jest dość fotogeniczna.

Biedny kapustowaty!

Oczywiście, że nie o instagramy chodzi, ale jednak one pofalowane, pofaldowane pola, miejscami przerywane pojedynczymi drzewami, ścieżką, dróżką, płotkiem, jakąś zagubioną ruinką, szopą bardzo czerwoną czy niewielkim lasem i rzeczką… potafią zaczarować. Pachną może dziwnie… gdzieś na pograniczu „to cuchnie” i „o kurna, ale miodowo”. Nigdy nie potrafię się zdecydować. Naprawdę. W ogóle wydaje mi się, że zapach rzepaku się zmienił. Kiedyś rzepak seryjnie walił, a teraz…

… tak bardziej nie do końca…

No ale wciąż żółci pyłkiem wszystko.

Dziwne tylko to, że pszczół nie słychać. Że więcej ich u nie nad ziołami, gdzie rozmaryn szaleje fioletem swych kwiatuszków, niż tutaj. Przecież powinny tutaj być. Zbierać pyłek i tak dalej. No wiecie, pszczelić się… czy to już te pojebane czasy nadeszły, kiedy nie ma pszczół? Kiedy niczego zapylać w rolnictwie nie trzeba?

Każdy rolnik postępowy sam zapyla?

Tak to szło?

Nie wiem… no ale, jeśli wybijacie na weekend, to na pewno załapiecie się jeszcze na rzepakowe łany i ich morskie opowieści.

Bo jak najbardziej je mają.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.