Pan Tealight i Pan Niewybredny…

Pan Niewybredny.

Tak, takowy istnieje.

No dobra, dokładnie jest go jedna, szczupła lekko łysiejąca sztuka, ale żeby nie było, że nie ma. Jest!!! I to serio całkowicie dostępny jest. Jakby byli chętni, to wiecie, on zapewnia niemarudzenie. Kompletną akceptację, a nawet z czasem może i względną istotną zaprzyjaźnieność się z daną sytuacją czy osobą.

Naprawdę.

On się postara, a nawet jeśli będzie seryjnie źle, to po nim nie poznacie. Ni hu hu. Kompletnie nie. Poker face, kurna!!! I wiecie, wdzięczny za przygarnięcie i okazywaną adorację, oraz oczywiście pączka dziennie, koniecznie z toffi, to on po prostu wszystko. Jest zresztą i tak idealnym kłamcą!

Naprawdę!!!

Ale przecież któż z nas nie jest? No tak naprawdę? Kto się przyzna, że przez cały czas wali prawdę i wciąż jeszcze żyje i wciąż jeszcze kumaty, i wciąż jeszcze ma dookoła siebie ludzi, którzy go znoszą? No więc wiecie, jeśli ktoś chce się zapisać na usługi, tudzież nawet życie z takim Panem Kompletnie Niewybrednym

… wciąż jest dostępny!!!

Naprawdę”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czasem się zastanawiam, czy tutaj serio tak wszystko jest powoli i wiecie, hasta manana? No tak jak mówią, czy też próbują wmówić nam w różnych miejscach wszelakiej użyteczności publicznej.

Jak w banku…

Nie wiem.

Czasem mi się wydaje, że tak naprawdę tutaj spieszymy się o wiele bardziej. Wiecie, żeby pójść do pracy, ale po drodze zajrzeć na plażę i wsłuchać się w szum fal, jakoś się naladować. A potem wracać do domu i może się zdrzemnąć, ale nic z tego nie będzie, bo znowu praca, coś do zrobienia też i tu i tam i jeszcze może spojrzeć na zachodzące słońce? A może spacer?

W końcu słońce zachodzi już później…

Ale nie, bo człek już taki zmęczony…

Ostatnio też męczymy się szybciej. Zbyt wiele się dzieje. Zbyt mocno, zbyt nagle, a może tak naprawdę inaczej nie potrafimy? Wiecie, rzucamy się od razu na głęboką wodę? Wmówiono nam, że trzeba próbować i doświadczać wszystkiego, więc choć nawet wiemy, iż się nie da, wiemy też czego na pewno nie lubimy i nie chcemy, to wciąż, to ciągle, tak bardzo się boimy coś stracić, coś przegapić, coś…

I nagle człek się łapie na tym, że mieszkanie w raju, to praca zbyt ciężka. Straszna nawet. Że dzień bez pływania w lecie, to dzień stracony, bo przecież wciąż słyszymy, że: „mieszkacie tak blisko.”. Albo „gdyby ja mieszkała nad morzem…”… tak, czasem serio tak dobrze nie słuchać ludzi.

Już nie.

Lepiej tak, lżej.

Tylko, czy się da? Nawet tutaj? Nie no, nie oszukujmy się, oni są wszędzie, w różnych postaciach, urządzeniach, a jakby co, to nawet list napiszą, czy coś… choć to rzadko. Bardziej niż rzadko!

Raj?

Tak, wiem, Wyspa ma się stać w pełni zielona, bez GMO czy innych tam śmieci, bez Randapów i wszelakich świństw i na dodatek każdy dom ma mieć samochód elektryczny. Tak naprawdę, nie oszukujmy się, traktują nas jak eksperyment. Zresztą, spokojnie, oczywiście, że tak jest. Nie dało się nas spędzić do getta w okolicach Kopenhagi, nie dało się zarzucić odpadami z atomowej rozprawy, więc…

… może posłużymy za zwierzątka laboratoryjne?

W końcu drzewa – lipy pamiętnej, wyciętej pod durną kopię kościoła na rondzie – nie udało się nam ocalić, ścieli ją nocą skurczysyńce, więc czemu nie? No i wybory się zbliżają, więc kiełbasa się wędzi, griluje, gotuje i jedzie na surowo też. Pogoda dopisuje. Zimno, więc może zbyt wielu się nie struje?

Nie wiem…

Zbyt wiele osób zapomina, że problemy mamy takie jak reszta świata, a naweet i ich więcej. Ograniczenie połowów? Nadal nie wiadomo, ale jak będzie, będą problemy. Kolejne ekologiczne popierdoleństwa tych konsumpcjonistow żyjących w miastach, co to mówią mojemu trawnikowi jak ma dla nich żyć… LOVELY! Czasem serio się zastanawiam, co wy tam wszyscy robicie. Serio?!!! Kto z was wysiał zioła zamiast jebanych pelargonii? No kto? A pomidorka może? A ogóreczka?

No dobra, zioła lepsze!!!

Czasem mi się wydaje, że każdy wie lepiej.

Wiecie, oczywiście większość z nich była tutaj raz czy dwa, albo przybywa w sezonie na tydzień i od razu specjaliści. Uwielbiam takich. Zawsze uciekam. Zresztą, nie oszukujmy się, uciekam od wszystkich. To fajna rzecz, no i wiecie, tylko szaleńcy podobno mieszkają tutaj, więc czemu nie mogę wykorzystać immunitetu szaleństwa? Seryjnie pytam, nawet bardzo…

No czemu?

Ech ludzie, weźcie się za nieśmiecenie i niekupowanie wciąż wszystkiego… bo męczący jesteście. Naprawdę.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.