Pan Tealight i Zakonnica bez Boga…

„Widzicie, bo chodziło o ten habicik, zasłonki, o oną ochronę cielesną, przeciwkoczłowieczą, ale i boską… by nikt jej nie nagabywał. No i coby wiedzieć codziennie co założyć. Wiecie, nie przejmował się modą, paznokciami, makijażem i fryzurą i torebką i takimi tam…

No co?

Że nie można być zakonnicą swego własnego zakonu? Z własnymi zasadami, modlitwami lub nie, nonami, tercjami, tymi tam no wiecie, refektarzami i tak dalej. Z po prostu oną zakonniczością… odmawiającą teraźniejszości. Oną ucieczką od świata, fartuchem na twarzy, wszelaką cudownością zawsze dostępną, ale jednak nie wymaganą. I może jeszcze zniżką na prom?

A czemu nie?

W końcu modliła się.

A że nie do końca każdy wiedział do kogo, dlaczego i tak dalej, no przecież jak wszędzie można było, można było wykupić sobie karnecik. Miała takowy u pasów, które wieloma splotami opasywały jej talię… mogłeś się wpisać. I wiecie, podobno działało. Bo jako dziwnie neutralna zakonnica miała wzięcie tam na górze. Jak się okazało to teraz bogowie o nie zabiegali…

… i czasem o nich, wyznawców.

A ona, była taka idealna i dostępna.

I miała nawet paypala i jakby co, to ustrojstwo do kart zawsze przy sobie! Co jak co, ale dziewczyna umiała o siebie zadbać!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Chłopaki Anansiego” – … genialna.

I tyle.

No co mam powiedzieć o jednej z książek, którą czytam już kolejny raz? Wiecie, niektóre książki człek kupuje w lepszym wydaniu, twardej okładce, by były na zawsze i Gaiman dla mnie jest autorem, którego powinni od razu wydawać tak.

Dobra, wiem iż większość ludzi sięgnie po tę powieść teraz z powodu serialu. Wiem to. Takie czasy. Gdy mówię innym, że kochałam GOT nim był popularny, to się dziwią, bo raczej mało kto pamięta o książkach… z oglądaczy. Podobnie pewno będzie z „Omenem”, który obejrzę, mam nadzieję. Więcej, mam nadzieję, że uda mi się dostać na DVD podobnie jak „Chłopaków…”, którzy mi się marzą, bo wiecie…

… jak zombie nadejdą, to co?

LOL

Powieść Gaimana jest niesamowitą historią ludzkości, USA i wszelakiej deickości. Tak w skrócie. To nie tyle opowieść o facecie i jego żonie – spojler MARTWEJ – o nim nie wiedzącym co zrobić, o nim doświadczającym, właściwie o nim będącym nieistotnym, będącym cieniem tego, co się dzieje. No tak… o Cieniu. O człowieku, który go zatrudnia i innych, które dane jest mu spotkać.

O bogach.

Tych przywiezionych na te ziemie. O bogach wyniszczonych o tych zapomnianych, o tych wciąż jeszcze trzymających się cienkiej nitki wyznawczych oddehów i o tych nowych. Nowoczesnych i silnych!!! Nadchodzi wojna. I tak naprawdę wszyscy wiedzą, że nie będzie tutaj zwycięzców. Gorzej… możliwe iż obserwujemy tych, którzy przegrają. Albo i już przegrali? Azaliż wżdy… może? A może… tylko wkraczamy w niesamowitą opowieść o ludzich, którzy wciąż nie wiedzą czy wierzyć, czy wiedzieć…

A może…

Może chodzi o to, że czytając tę powieść ponownie zderzam się z tęsknotą za właśnie takimi, niesamowitymi, dojrzałymi historiami, pełnymi osobowości i słów… których obecnie nie ma, albo bywają sporadycznie bo TLDR…

Ta książka to Biblia.

Zajrzyjcie.

Wypadek.

No niestety. Zdarzyło się. To przypomina jak naprawdę trzeba uważać na wodzie. I nie, nie podniecajcie się tym, że polska łajba, Turyścizna była z Niemiec. LOL Niestety jedna osoba wylądowała w szpitalu, więc wiecie, nie do końca wszystko szczęśliwie, ale jednak przynajmniej nikt nie zginął. Wciąż jednak mnie intryguje jak sporawy prom władował się na łódkę, tudzież odwrotnie?

Bo jak było naprawdę?

Prawda jest na pewno taka, że jeszcze i w dzień później promy z Ystad miały problemy. Wszystko jest tak bardzo napięte, że jak jeden się spóźnia, to reszta już przez dłuższy czas będzie kuleć. To wydaje się dziwne, ale mało kto w ogóle kuma jak to jest z tymi promami. Że to kurde nie autobusy co to mogą się zatrzymać gdzieś indziej, obok, na ulicy, pod płotem i tak dalej. Nawet nie mają innego pasa. Niby kurcze jak najbardziej port w stolicy rozbudowany, mają zabrać nam kawał zieleni – taka to wiecie, ekologia – ale wciąż promy są traktowane inaczej.

Pokrętnie i dziwnie.

Czyste szaleństwo.

Może jednak powinno się nad tym pomyśleć, bo jakoś wszystkim wciąż w głowach siedzi, że ludzie po wodzie i jeżdżą i chodzą, i tym podobne. A promy obecnie serio bujają się na wodzie mocno przeciążone. Lekko obniżone ceny biletów i już ludzi masa. Aż strach czasem pomyśleć, że przecież ilość ludziny potraja się tutaj, a nawet…

Hmmm, zwykle jest nas około 40 tysięcy.

I to wiecie, moim zdaniem są naciągane wyliczenia… ale w sezonie, to już po prostu szaleństwo. Ten natłok człowieczeństwa przytłacza nas, mieszkających tutaj rok cały, co to jesienią, zimą i właściwie przez pół roku widzą ino znajome, nieliczne, twarze na całej Wyspie

… dziwne wrażenie.

No ale.

Taka uroda miejsca, które dla wielu poza latem jest ostoją depresji. A tak, tak też nas nazywają. Podobno nawet mieszkam i uwielbiam oną najbardziej depresyjną część Wyspy, więc może się zgadza? Ja w końcu zdiagnozowana, to wybieram sowje, co nie? Pewno, że to nic śmiesznego, no ale… lepiej się śmiać, niż znów się ciąć. Tak wiem, brzmi to dla was normalnych drastycznie, ale ja już z tym żyję…

Długo.

No ale…

Sezon sezonem, lody już są dostępne, kwiaty kwitną, drzewa powoli, ale jednak kurna się robi zielono. Wiecie, tak puchato zielono, przecudnie, przepięknie, przemiękko!!! Nawet w mieście, nawet na polach, nawet na drogach, ścieżkach, które odkrywa się nagle, nowe, albo na nowo, stare, znajome, ale jednak inne.

Może i susza znowu, może i podlewanie trzeba uskuteczniać, ale nie jest źle, ino te mgły. Ludzie, używajcie syren mgielnych, bo przecież na morzu widoczność i nadmierne zaufanie onym elektronicznym urządzeniom jest słaba. Wciąż pamiętajcie, że jest niebo i wyznacza kierunki i wciąż nie myślcie, że nawet gładka tafla oznacza bezpieczeństwo. Bo nie oznacza. Wprost przeciwnie.

To ostrzeżenie i czekanie…

Ech…

Jesteśmy w końcu morscy.

Choć wielu zdaje się o tym zapominać. No naprawdę. Też i państwo narzucając jakieś ograniczenia połowowe, zamiast przemyśleć sprawy zarybienia i jednakowoż lekkiego odfoczenia.

Może w menu powinny się pojawić tłuste foczki?

Bleeee…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.