Pan Tealight i Zapomniany Narzeczony…

„Stał pod płotkiem…

… płotkiem lekko pochylonym, już nie białym, obłażącym, się lekko chwiejącym, wychudzonym, ale nie leżącym, wciąż istniejącym, wciąż definiowalnym… stał i serio trudno było go odróżnić od innych sztachet.

Chudziutki taki, ale wciąż zaprasowany.

Wiecie, skarpety i portki w kant, garniak, krawat, choć czasem zdawalo się, że mucha. Włoski nażelowane, lakierki na nogach. Takie to wszystko dziwne, takie ready to use. Takie dziwnie się marnujące… bo przecież on tak chce. Już narzeczony, jeszcze nie poślubiony, ale gotowy. Na przyrzeczenie, na palec, obrączkę, na wierność, miłość, w zdrowiu i chorobie, nieależnie od wyznania czy jego braku, że będzie, że na zawsze, że naprawdę, że zrobi wszystko, złe odgoni i będzie przy niej. Po prostu. Zwyczajnie tak, jak drzewiej bywało. Bo tego chce, bo kocha, bo taka jest kolejność, bo takie wychowanie, ale przede wszystkim jego pragnienie.

Że trwać będzie.

… że pomoże…

… że nie zapomni ni garów pozmywać ni urodzin uczcić. Że nie będzie chciwy, że nie będzie… ale też, że może ona będzie.

W końcu będzie.

Tylko, że…

… komu to wystarczyłoby w dzisiejszych czasach? W tych dziwnych, wirtualnych… nie no, pewno, że w końcu otwozył bizness Fake Śluby za Cenę Niewielką. Tylko, że… cóż, któż może być pewny tego, że wszystko to było fake?

Na to pewności nie dawał.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Bieganie…

Tak, sport bardzo popularny na Wyspie. Czasem się zastanawiam, gdyby w jednym rogu postawić biegacza, w drugim rowerzystę, to jak szybko by się wykończyli i, czy w ogóle któryś by wygrał? No ale… kronprins przyjeżdża, by se pobiegać. Oczywiście po ostatnich wypadkach, ostrzeżeniach lekarza i tak dalej, będzie biegł z dziećmi i starszymi, ale… i tak serce Małżonki pewno już bije mocniej. Co się ona z nim ma. Ech! No, ale jak wiecie, jak się tak wygląda…

… to się myśli, że może…

Że wciąż się może za dużo.

Nie wiem, czy to taki okres, czy co, ale natknęłam się na tyle wiadomości o złamanych biodrach, problemach pomaratonowych, ludziach, którzy trenowali miesiącami, a potem skończyli jako inwalidzi. Nie no… oczywiście, że jestem w stanie to zrozumieć. Tak, uwielbiam się wymęczyć i ostatnio zrąbałam sobie ramię, ale…

Czemu to sobie robimy?

Chcemy coś udowodnić, czy nie?

A może jak ja, po prostu chcecie uciec od codzienności. Jakoś tak. Mocno. Szybko. Prawie za darmo, jeśli nie okupiliście się w jakimś sportowym sklepie. Truchtanie, bieganie, skakanie, zgięcia, wygięcia…

Pot, zmęczenie… ucieczka do czegoś, co jest tak bardzo podstawowe, tak bardzo normalne. Zmęczenia, potu, śmierdzenia. Do tego, co widać, można pomacać, co jest tak inne niż ta cała, dziwna cywilizacja, tak bardzo wirtualna. Tak bardzo pokręcona. Tak bardzo… taka bardzo zbyt bardzo. Taka… ciężka. Tak, nawet tutaj. Przykro mi, ale to, że okolica piękna, nie znaczy, że podatki znikają, że nie ma głupoty, że jakoś tak, wiecie, jest utopijnie, chociaż tak nas opisali przecież w National Geographic.

Hmmm…

Las pomaga, morze też, ale jednak wiecie, to zwykłe życie.

Wciąż.

Havgus i rzepakowo.

Wstajecie i obserwujecie, jak narasta. Ona dziwna, zimna mgła. Czasem jednak niosąca ze sobą dziwną pomroczną gorączkę, wrzącość powietrza. Częściej jednak lepka i zimna. Omiatająca się, włażąca w kości, zaczepiająca się o ubrania, zahaczająca się o myśli. Ciągnąca ciebie gdzieś, pozwalająca się zagubić, a potem zdecydować, czy się odnaleźć. Dziwnie nieprzymuszająca do niczego.

Dziwnie…

Najpierw mgła rośnie.

Jakby się obżarła i puchła, jakby była w ciąży i miała wydać co najmniej miot w ilości wielunastu króliczków o bardzo mocno puchatych futerkach. A potem, zaczyna się poruszać. Jej kłęby jednak nie są jak zwyczajowe mgliste kłęby. Oj nie. To raczej osobne byty, jakby havgus był mitycznym stworem zdolnym nie tylko wytworzyć macki, ale też i odczepiać je, chociaż… tak naprawdę, jakoś tak, wiecie, nie odczepiają się często od głównego członu.

Czasem może tak, ale nie na długo.

A nawet jeśli, to jednak zaraz wracają do kupy. Jakby coś je przyzywało. Jakby miały jeden, wspólny mózg, a może w rzeczywistości kochały być razem.

Tak po prostu.

A już ta żółtość neonowa, która w tym roku znajduje się prawie na każdym polu… no tak. W tym roku jak najbardziej jest u nas rzepakowo. Nie wiem, czy wszyscy się umówili, czy co, ale naprawdę, jak przez kilka ostatnich lat trudno yło znaleźć oną kolorowość, to w tym roku zaszaleli. Pola się ciągną, wyżej i niżej. Falują, może nie do końca pełne i wyrośnięte, bo wciąż pogoda specyficzna, ale…

Piękne są.

Niesamowite.

Jak z innego świata, a na dodatek razem z oną mglistością… po prostu są czarowne. Może i rzeczywiście neonowe, zaskakujące, ale jakby i pasujące. Jakby bez nich to wszystko nie wyglądało… odpowiednio i zgodnie z protokołem.

Wyspa. LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.