Pan Tealight i Tajemny Stryczek na Tajemnym Stryszku…

Chatka Wiedźmy miała swój, nie do końca taki tajemny, Tajemny Stryszek i było jej z nim okay. W końcu jakoś musiał dzielić się na górę i dół. No i jakoś tak dach chciał mieć swoją miejscówkę, odosobnienie, ale też… widzicie, był tam Smok Grzejący i oczywiście Muszla Japę Drąca i jeszcze Wielka Otchłań. I tak właściwie, to do końca nawet sama Chatka nie wiedziała co się tam jeszcze sprowadziło razem z Wiedźmą Wroną Pożartą.

Naprawdę.

Bo widzicie, Chatka Wiedźmy bardzo chciała mieć Wiedźmę, więc najpierw, kilka lat temu – a może już u początku swego istnienia, wlazła w jej sny i zapisała się w jej pamięci, a potem czas dokonał swego. Dopełniło się. Stało się. Ale czy spodziewała się tego, co z nią się przywlecze? Chyba nie, ale zbyt głośno raczej nie narzekała. Naprawdę. Było wiecie, o wiele bardziej ciekawie i jeszcze bardziej dziwnie, i intrygująco… i czasem nawet była tym bardzo zafascynowana.

No ale…

Jeżeli chodzi o Stryszek, to był tutaj od dnia, w którym Chatka się narodziła. Był jej częścią jak drzwi, okna i cały ten wewnętrzny kram. Jej elementem anatomii. Czymś, na co nie do końca miała wpływ, ale też świadomość jego istnienia dodawała jej czasem pewności, a czasem wpędzała w kompleksy. No wiecie, w końcu był chudziutki i niziutki i raczej nic się nie dało z nim zrobić… właściwie nie do końca potrzebny. Nie do końca istotny, taki… nie do końca.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No to śnieg.

Pamiętajcie, że oczywiście i my mamy ono coś dziwnego, co kosztowało wiele baniek i właściwie działa sporadycznie, rzadko i ogólnie mówiąc… no dobra, stok narciarski najprawdopodobniej będzie otwarty w one wiosenne święta. LOL Znaczy jest otwarty, ale wieje tak, że serio mało bezpiecznie do niego dotrzeć. Lepiej zostać w domu… bo przecież pogoń za jajami też raczej odpada…

… chyba jej nie było.

Chyba?

Kurcze, w gazetce o tym nie wspomnieli, a powinni, więc może jednak, może wszystko się odbyło, bo tradycja to rzecz święta?

Może zwariowani na punkcie rywalizacji osobnicy postanowili stawić czoła i ciała mokrości i wietrzności i wiecie, polować na jaja na Bokulu? Bo pada i wieje cały dzień. Mokry śnieg, do tego deszcz. Nie wiadomo, czy pogoda nie może się zdecydować, czy jednak może, ale nie chce? No i te dzieci, zdolne zrobić wszystko dla wygranej?

Kto to wie?

Mi odpowiada pogoda jakby co.

Cudowna wietrzność za oknem, która pozwala ci na wszelaką leniwość i łóżkowatość. Mniam!!! Ale z dniem wiatr spowalnia i wieczorem nastaje dziwaczna cisza. Krojąca człowieka na kawałeczki. Nagle odbierająca ból głowy, ale wtłaczający w nią zbyt wiele pytań, pomysłów, wiecie, wszelki chaos. Nie jesteś już sam, tylko jesteś ze sobą i to zaczyna strasznie męczyć, gdy sobie w końcu nie przypomnisz, że przecież tak jest zawsze. Że przecież świat tak właśnie tutaj działa…

Znaczy… pogoda.

… a w ogóle to Mads się zagubił. Może ktoś widział?

Tak, w tym świecie to jest wielka informacja. Tak serio mam nadzieję, że psiak się znajdzie, ale z drugiej strony zaskakuje mnie, że tak długo to trwa. Bo przecież Wyspa jest mała i komu by się chciało zostawać w tej zimnej aurze na zewnątrz. A może Mads postanowił wybyć w jakąś większą podróż? Może poznał miłą suczkę ze Szwecji, no i wiecie, po prostu postanowił dać ogon. Bo przecież to wiosna, chociaż nie wygląda, a miłość to miłość, więc i pies może…

Poza tym może też się ślizgać gdzieś na śnieżnych pogmatwaniach, albo zwyczajnie wybrał się gdzieś, by pomyśleć. By po prostu pobyć sam ze sobą. Tylko co on je? W koszach na śmieci pewno coś znajdzie, bo raczej, choć wilki do Danii powróciły, to nie na Wyspę. Nie mieliśmy takich mrozów by morze stało się lodową ścieżką, więc nic z tego. Żubery też są na swoim miejscu, czego nie można powiedzieć o dziwnej i bardzo wszystkich zaskakującej sałatce owocowej…

A tak, sałatce owocowej.

Wyobraźcie sobie, że na morzu w okolicach Samsø rozbiły się dwa kutry. Owocowe kutry. No i teraz na plażach piętrzą się banany i awokado. Tak się zastanawiam, czy sobie to wyzbierają, czy po prostu ptaki się tym zajmą. A może ludzie? W końcu banany chyba da się uratować, a awokado dla mnie i tak jest dziwne, więc morska kąpiel im raczej nie zaszkodzi. To kto ma ochotę na sałatkę?

Za darmo…

No dobra, za bilet na Samsø.

Jakby co, mnie tam nie było, więc może warto skorzystać? Ale na bilet mnie nie stać, do tego ten wiatr… lepiej zostać na Wyspie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.