Pan Tealight i Wiedźma Titaniczka…

„Za każdym razem byli tego świadkami i naprawdę nie rozumieli. Pan Tealight nawet robił pomiary, wiecie, czy słona, czy słodka, a jeśli słona, to jakie zasolenie, no i czy to co w niej mieszka, to mieszka tam naprawdę, czy ino ściemnia? I ten Kraken i Pięć Krwiożerczych Ośmiorniczek, no i czy pływają po niej Krowe Tratwy Ratownicze? I czy czerwone rybki sa trujące, a zielone powodują wyłącznie sraczkę, te w ciapki wymioty, a tamte z dziwnym paskiem potrafią zjadać własne oczy?

Czy ci, co wstaną w nocy na siku zatoną, czy jednak… zmieniają się w Tymczasowego Jezuska i stąpają suchą łapą? A może… może wszystko zanikało w momencie przebudzenia, albo wiecie, tylko się im tak wydawało? Może chodziło o głębokość snu Wiedźmy Wrony, która powiązana była z głębokością owej wodnistości i czy naprawdę to, co spadało noca z łóżka od razu tonęło? A może jednak można było to uratować? Tylko jak… jeśli się śpi, no i co z moczem? Znaczy wodną tonią, która chlupocze i wpływa na pracę pęcherza? No co? Czy zwiększa, czy jednak swoją niejednostajnością go usypia, a ze snami? Czy stają się bardziej wilgotne?

A może jednak chodzi o potwory?

Że wiecie, no one też chciały mieć trochę tego świata dla siebie, a że tylko nocą się im udawało dobrać do niego, ukradkiem lekko, więc dlaczego nie? Przecież nie ma w tym nic dziwnego, że morskość taka, nie do końca słona, bałwanowata i wyspiarska, tworzyła się wokół śpiącej…

A tak… dookoła posłania Wiedźmy Wrony Pożartej co noc tworzyła się Wodna Oaza Specyficzności. Gotowa was zatopić, ale i tylko zjeść.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_2329

Z cyklu przeczytane:Niezwyciężony” – … Kenyon. Autorka fatum. Niby tylu ją lubi, w USA kochają, a jednak sprzedaż kuleje. Kolejne wydawnictwo z ledwością wydało drugi tom… i raczej więcej nie będzie. WKURZA MNIE TO!!!

Wkurza mnie to, bo książka serio fajna. Dowcipna, giętka i prężna, a przede wszystkim chociaż bohaetr jest czternastoletni, całkiem dobra nie tylko dla nastolatków. Mamy tutaj Mrocznych Łowców, mamy i… w pewnym sensie Łowcowe Mapeciątka! LOL Są demony, zombie, więcej demonów i garść pradawnych stworzeń, a poza tym Nowy Orlean. Doskonała mieszanka przygody, intrygi w humorzastym sosiku. Szkoła i zwyczajowe, codzienne utarczki, ale przede wszystkim oni… niesamowicie skleceni bohaterowie Kenyon. Niepowtarzalni, każdy z nich wnosi do fabuły coś intrygującego. Naprawdę. Wszystko nie trzymałoby się kupy, gdyby nie oni, na przykład taki…

A nie, nie powiem Wam, powiem tylko, że WARTO. Nawet jeśli młodociane opowieści nie są dla was. Tym bardziej, że w gej historii przez cały czas wydaje się wam, że wiecie, co jest za zakrętem, a jednak… autorka zaskakuje. I jest tam Simi… ekhm, a no, nie miałam mówić o bohaterach. Kurcze, ale strasznie mnie korci!!!

Może rzeczywiście ludzie wolą kraść książki z chomików i innych miejsc. Tylko jak wtedy będziemy je wydawać? No i dlaczego autorka, której tak wielu podobno pragnie, całkowicie się nie sprzedaje? Może ktoś wie?

IMG_6815 (3)

Nowe jedzonko!!! Dziwny zestaw, sama przyznaję, ale jakoś tak wiecie, baby to mają raz to, potem tamto i w ogóle. Kobieta nie tylko jest zmienną, ale przede wszystkim różnorodnie czytającą!

IMG_0724

I pada…

Zwykle nocą, ale jednak w końcu pada. Od razu dół lesistości, a i inneych, bardziej odkrytych miejsc Wyspy się… ekhm, zazieleniło. Brzmi to trochę jak durna kreskówka z Simpsonów – ta o seksie, znaczy króliczkach. Wiecie, wstydliwe to lekko. Tak ta zieleń się spojawia, powoli pożera stare, zeszłoroczne liście. W tej wiosennej walce, w której może się krew nie leje, ale wiecie, krzyki słychać… cudownie spojawiają się na nowo lesne ścieżki. Jakby wszystko było w końcu na swoim miejscu. Bo może i te ścieżki były na wakacjach, może i za granicą…

Pąki też są, co garść drzew stoi jakaś kwitnąca dama w przyszłości owocowa… niczym biała zjawa, niewiasta w bieli, dziewica przed nocą poślubną i zaślubinami też… tudzież pranie w jakimś tam wypasionym odplamiaczu, co zeżarł wszystkie kolory. I tak stoi niczym ten obłoczek pomiędzy różnokształtnymi gałązkami, tymi nie do końca ukształtowanyi pączkami, albo maciupeńkimi, zielonymi listeczkami… Kurde, jakie one są słodziutkie, takie wilgotne się zdają i śliskie i z puszkiem na brzegach, no jakby wiecie sie dopiero narodziły i jeszcze nie zdecydowały, czy zostać, czy wrócić do drzewnego łona? Niezdecydowane, szczególnie w tym wietrze…

A tak, wieje, duje i ogólnie mówiąc tarmosi.

Wychodzi człek w naturę, a tu igły stare z góry desant przeprowadzają. Wbijają się w policzki, zatrzymują się we włosach, dobrze wiedzą, że kurde nikt ich sta nie wyciągnie przed prysznicem. Bo przecież spacery trwają i trwają i trwają! Najbardziej przerażające są jednak liście, serio! Biegną za człowiekiem wydając tak dziwne, człowiecze dźwięki, że już, już jesteś pewien, że zaraz i już jakiś morderca zetnie ci łeb, by krwią wypisać na brzozowej skórze: Kocham Matkę… a to tylko liść. Zwinięty, dziwnie opierający się temu, co zwiemy przemijaniem. Jak moja nauczycielka od rosyjskiego – a tak, uczył się człowiek tego przez tyle lat… bynajmniej kobieta wyglądała jak mumia za życia. Zbyt wiele opalania, suchość wszelaka i papieroski. No konserwa na amen. Pewno wciąż żyje i nikogo nie ljubljuje… Miała kobieta swoje szaleństwa…

IMG_9608

Jak się okazało… i to całkiem organoleptycznie, no cóż, należy uważać po czym się w lesie pokrytym starymi liśćmi chodzi… bo można wpaść. I to całkiem mocno. Widzicie, u nas na Wyspie jest woda i to w różnych, czasem zaskakujących miejscach. Miejscach, w które ciecze sobie spływają, muliste mocno i raczej smrodliwe, a przykryte całkiem niewinnie wyglądającą warstwą liście i trawki!!!

A może to była zasadzka? W końcu, co ja tam wiem o Wyspie? Chyba trzeba spędzić tutaj co najmniej trzynaście żyć, by jakoś w ogóle to ogarnąć.

Naprawdę.

W końcu z czegoś robią te hamburgery, co nie? Może w te pułapki się coś, lub ktoś łapie, a potem jakoś sobie wszyscy radzimy? Bo przecież odcięcie od świata ogranicza nam nie tylko bufet, ale i zapasy, no i ten dostęp do smakołyków światowych. Nic ino banany i lekko zeschnięte winogronka. Wiecie… morze dookoła. Owoce powinniśmy chyba jednak znajdować gdzieś indziej.

Ech… jak na razie ptasie trele są, kwiaty i wszelkie wiosenności, łącznie z aromatami odchodowymi też. Prom znowu jest on, więc przybywajcie ludzie na Wyspę. Może i większość sklepów otworzy się dopiero na majówkę, ale co tam. Na co Wam sklepy! przyroda wystarczy!!! Aczkolwiek… powinnam o tym wspomnieć chyba, tak dla uczciwości, że kleszcze już się obudziły. Jakoś tak wredole nawet do mnie się dostały, a raczej starają się mnie unikać. Takam dla nich zwykle toksyczna. Pewno to wiedźmowość, a może mój okresowo cięty język?

W piątek mamy święto, więc wiecie, módlcie się!!! I radujcie też. LOL

IMG_8257 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.