Pan Tealight i Strach na Dzieci…

„Właściwie, to był to i Strach i Strachowa, ale kto by się im tam do majtek dobierał? Głupio tak przy pierwszym spotkaniu. Chyba? Czy zasada trzech randek ma zastosowanie też w przypadku interesantów odesłanych z Białego Domostwa, wielce rajcująco bezbożnego od czasu przeprowadzki Pana Tealighta, czy nie? Znaczy odesłanych do Chatki Wiedźmy, wiecie, niczym to kurze jajo, co to zbyt długo leżało i niczym snajper niesiesz je, by podrzucić komuś innemu, kto, może i całkowitym przypadkiem, sprawdziłby jego datę ważności… i zachował wiedzę dla siebie?

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki otworzyła drzwi myśląc, że to Listonosz. Nim zdążyła je zamknąć, widząc swoją pomyłkę, Pan Tealight przejął obowiązek gospodarza. Zaprosił gości do środka i dyskretnie wypychając Wiedźmę do pokoju, zajął się wszystkim. Wysłuchał opowieści, uzgodnił, gdzie będą mieszkali i odesłał ich z powrotem do Białego Domostwa. Może i od Annasza do Kajfasza, ale poskutkowało. I tylko zapomnieć nie mógł… W jaki sposób dzieci współczesne nie boją sie niczego? Zagłębił się w trzewia internetów, nie zważając na wiedźmie się krzątanie, i postanowił jakoś to wszystko naprawić. Bo w jaki sposób układać ten świat bez owego specyficznego, dziecięcego strachu? Nie tego szkodliwego, prawdziwego przerażenia, ale tego lekkiego, małego, dziwnie otępiającego i dające większym prawdziwą przewagę. Na przykład, gdy ktoś sika ci w twarz, albo rzuca w ciebie owsianką, tudzież… podkłada klocki i gdy idziesz w nocy do kibelka, nie możesz powstrzymać krzyku umierającej stopy! Przecież nie możesz im powiedzieć, że obetniesz im kieszonkowe, bo go nie mają, prezenty też wiedzą, że dostaną, no zawsze dostają, jak nie dać dziecku prezentu…

Długo się zastanawiał i długo myślał.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_9694

Z cyklu przeczytane: „Na glinianych nogach” – … bo twarde. No pewnie, że nie po raz pierwszy, ale jakoś tak fajnie wrócić do tej książki jakos tak od nowa. Nie do końca dziewiczo, ale jednak… pozwolić sobie odkryć w niej coś więcej.

Z Pratchettem to działa zawsze!

Czytanie od nowa.

Odkrywanie perełek. W tym przypadku pytanie się po raz kolejny, czy to opowieść o człowieku, czy władzy, o koronie, czy osobowości? O płci, czy też o… człowieczeństwie w ogóle? Naprawdę? A może jednak o chciwości, albo może to pochwała życia z zasadami? Zwykłej świadomości jakimi drogami się chodzi?

Nauczyłam się już, że Prachetta albo ludzie kochają, albo totalnie nie tolerują. Nie zachęcam do czytania jego książek. Po prostu, lubię się czuć dziwna i nietypowa. Jedyna w swoim rodzaju i totalnie zakochana w powieściach tego autora. Uwielbiam do nich wracać, pozwalam sobie zapomnieć co było gdzie, pozwalam sobie nawet czasem na dziwne zaskoczenie w stylu: ale jak to, to on o tym pisał? To było wtedy? A może jednak później, co czekam mnie za kolejną stroną?

Jeśli chcecie zacząć czytać Pratchetta, to nie od tej książki. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele przed Wami, „Straż! Straż!” lepsza. Jeżeli lubicie tego autora, to tym bardziej guzik Was obchodzi moje zdanie LOL… a jeśli jeszcze tego nie czytaliście, ale znacie cykl, to powiem Wam tylko, że Marchewa tu jest i Nobby i Vimes oczywiście. I golemy!!! A poza tym Vetinari w swej mega formie! I miasto…

Bo wiecie, TO miasto gra tutaj główną rolę.

IMG_2643 (3)

No kurcze…

Niby nie po raz pierwszy mnie Wyspa zaskoczyła, ale i tak czuję się lekko oszołomiona. Wysupłuje się człowiek z domu, wyłazi w dzicz, dociera do Almindingen, a tam śnieg… i choinki i śnieg a na gałązkach sopelki kryształowe… I śnieg. Może i lekko skostniały, ale jednak. Może i pod nim tak spora warstwa liści, że z łatwością zapaść się można w błotko, ale wciąż. To on. Śnieg. I górka działa… nosz kurna niczym w Austrii, czy innych tam zwyczajowo śniegowych miejscach. A na dodatek temperaturka właśnie opadła poniżej – 6 Celków… Może i będzie mroźność zimowa, jakowaś? A nie tak jak dzisiaj, ino – 1. No ale ten śnieg… Powiem Wam, że odkrycie śniegu w Almindingen mnie rozkosznie rozbawiło. Takie to wszystko tutaj bajowe, takie znajome. Idzie sobie człowiek śniegową ścieżką, a dookoła choinki, lekkie przecinki między nimi wpuszczają słonko, a górą niebo błękitne tak, jak tylko zimą być może.

Na choinkach, niczym jakieś skarby, wyłącznie w rejonach nietykalnych nawet dla tych bardziej wyrośniętych osobników, wiszą sobie ogromne, podłużne szyszeczki. Od czasu do czasu można zauważyć popłoch między zielonymi gałązkami, obsypującą się śnieżność i chrupanie. A potem w łeb dostaniesz, bo przecież jak się wyjada orzeszki z szyszeczek, to łupinkami fajnie celować w ludzi, co nie? Gdy tak idziesz, wszystko dookoła jest pełne szmerów i szelestów, a jednocześnie ni śladu. Na trawach i niskich krzewinkach wciąż siedzi sobie śnieg. Nie może tutaj być ktokolwiek, no przecież to niemożliwe, a jednak… więc może tutaj, o tutaj pod tymi sosnami, tutaj, gdzie śnieg zamienił się w lodowe kuleczki, a mszany las wybił się ponad nie i karmi się teraz wszelaką, zimową promieniością? Może… może te szmery słyszę tylko ja? Kto to wie? Jak to opisać, jak to znieść? Jak nie uciec?

Jak wyjść z tego lasu? Po prawej maciupkie brzózki. Naprawdę miniaturki z przyjaciółkami, maciupeńkimi sosenkami i świerkami. Takie to wszystko miniaturowe! A po lewej… ogromne sosny! Giganty, ciemne miejscami, prawie czarne, gdy wchodzisz między je wiesz, że zaraz coś ci spadnie za kołnierz, za szalik, odnajdzie najcieplejsze miejsce na twoim ciele, które zachowałeś sobie na potem, by pamiętać, że suche i ciepłe istnieje i jak wygląda i jak smakuje… a śnieg to zniszczy. Zwyczajnie. Aaaaaa!!! No i oczywiście na pewno nie zauważysz tego rowu z wodą, czy też drążącego sobie drogę strumyczka zasilającego wszelaką żywotność. Nie zauważysz go, a raczej dostrzeżesz dopiero w ostatniej chwili, gdy zmoczysz buty, ale i tak zapatrzysz się w tej głęboki granat wody i jakby nakładające na nie miód, słoneczne promienie… Nawet jeżeli mokniesz i tak cię to zachwyca. Po chwili, gdy lekki mróz zmienia twoje członki w lodowe sopelki… cóż, urok mija, ale nie do końca. Zamykając oczy nie pozbędziesz się tego wrażenia, tych kolorów, tego wszystkiego…

IMG_6576

Biegówki…

Znaczy wiecie, dla jednych górki, dla drugich ino ścieżki, drzewiej zwane rowerowymi… a dokładniej, to znowu będą rowerowe, gdy białość zniknie. Na razie specjalnie przygotowane rowki – sorry, nie znam się na terminach deskowych – czekają na tych, którzy mają i czas i ochotę, i jeszcze narty odpowiednie. W końcu pomiędzy drzewami aż chce się odepchnąć. I mknąć. Po prawej mijają lasy mocno zmieszane, po lewej pewno kurhan z epoki żelaza, a może i nawet brązowy on? Okolony brzozowym młodniakiem zdaje się podglądać każdego i wszystko. Ciekawski się zdaje, ale i dziwnie… mało góruje nad wszystkim. Naprawdę bardziej mi przypomina milusiego, włochatego, zwiniętego sennie pluszaczka.

Biegacze…

Nadal obecni. Mimo dość zwodniczej nawierzchni, ośnieżenia miejscowego, błotnistości w miejscach, które… no, są błotniste, oni wciąż są. Może trochę bardziej odziani i mają fajne czapeczki, ale są. Tacy sami. Zwykle łatwo odróżnić tych, którzy mieszkają na Wyspie od tych… przyjezdnych. Bo nasi się uśmiechają i mówią CZEŚĆ!!!

Zagłębiając się w te leśnie ścieżki, w większości bardziej przypominające dobrze utrzymane drogi, ubite i mało grząskie, całkiem proste nawet, człowiek idzie trochę po omacku. Wącha i się dziwuje temu co po bokach, temu co nad nim i po czym stąpa. Jakby po raz pierwszy to widział, co widzi i… może tak jest. Jakoś serio czasem mi się wydaje, że widzenie znajomego drzewa z innej strony, to całkiem odmienna przygoda. A potem nagle… szosa. No wiecie, jakkolwiek byście się nie rozpędzili zawsze dojdziecie do jakiejś szosy! I może do czerwonego domeczka, wiecie tego w postaci zastarzałej lekko krwi, typowego dla Wyspy.

A teraz znowu prószy.

Pięknie prószy… Kiedy ostatnio słuchaliście, jak pada śnieg? A deszcz? Nie no, pewno deszcz częściej słychać, mocniejszy i bardziej agresywny lubi walić… By dosłyszeć wszelkie rytmy i rymy w Pieśni Upadających Płatków, trzeba po prostu niczego nie mówić i wszystko wyłączyć. Być samym sobą i tylko ze sobą… a to przeraża. Naprawdę. A jednak… warto! Posłuchajcie!

IMG_6698 (3)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.