Pan Tealight i CSI Ziemia…

„Na świeżo ulepionym człowieku pozostały odciski Boga. Ślady namacalne jego mijającej obecności, dominant wszelkiego przyszłego rozwoju i istnienia. Znaki zapowiedzianej i dokonanej zbrodni na tym, co nazywamy swobodą i wolnością. Piętno niewidzialne, którego nie sposób się pozbyć. Niewidzialne, ale jakże odczuwalne. Swędząca metka z dziwnie zawstydzającą ceną i opisem towaru, numerem licencji i obiektu, kodem paskowym, datą przydatności do życia, z instrukcją jak prać, prasować i na co stosować, z czego wykonano i właściwie gdzie…

Od początku namaszczone kontrolą, przeznaczeniem, zemstą na stworzonej ziemi… zwykłe ciało.

Demiurdzy mają to do siebie, że gdy tworzą naprawdę, to nie baczą na to jak. Nie interesują ich rzęsy i włosy zagubione w dziele, ślina, którą rozrobili farby i dorzucone resztki jedzenia. Paskudnie to wszystko brzmi, ale nauka lubi wszelką paskudność wydzielin i rozkładu, więc dlaczego nie… oprószyć człowieka, zdjąć odciski, oddzielić narzucone DNA, ową boską iskrę, ten wszelaki pęd ku tworzeniu?

Jednak, gdy go poznasz, czy wciąż będziesz sobą? A jeżeli się okaże, że Bóg wygląda jak ów najbrzydszy z ludzi? A jeżeli stworzył cię na podobieństwo, ale owej wyfotoszopowanej serii zdjęć spod prysznica? Z lekką nutką dekadencji, tłem z palemkami i oświetleniem aż nazbyt sprzyjającym?

Co wtedy?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Świat Wyspy jest ciemny. Ekologia wymusza na dwunożnych, dziwnie ślepych stworzeniach ograniczenie nocnych podróży, gdy światło skąpi swoich mocy. I dwunogi jakoś to znoszą. Co do reszty świata, tego z bijącymi sercami i tych, którym już mało co tam bije… jakoś sobie radzą. I tak myślę, że bez światła nocą da się żyć. Że jeżeli śpisz, to na kija ci ono potrzebne – poza widoczną drogą do kibelka?

Iluminacje Wyspy mijają z tajemniczą Północą. A może chodzi o to, że jesienią i zimą Północ zwyczajnie oszczędza na makijażu i chodzi w szlafroku i jakoś tak sobie nie życzy, by ją w owej koafiurze oglądać? Któż to może wiedzieć? Jest ciemno tak, że… no nic kompletnie nie widać. Poza dziwnymi światełkami, gdy to zderzony z twardą powierzchnią mózg ofiary zaczyna się buntować przeciwko jego własnej ciapawatości i brakom w ewolucji, która nie przemyślała montażu lampki na czole… takiej niewielkiej, zasilanej od dupska strony?

Ale czy wtedy w ogóle ktoś pozwoliłby nam na odpoczynek? A tak przynajmniej robić możesz… niewiele. Wyspa wymusza na dwunogach zwyczajowe wstań i śpij. Czas na pracowanie i czas na śnienie. Jakby kompletnie nie wiedzieli, co tak naprawdę dla nich dobre? I może tak jest? Wiem, bo po raz pierwszy od… chyba nigdy siedzę w łóżku i nie mogę się ruszyć. Atawistyczny głos przeszłych dusz, owo śmieciowe DNA zmusza mnie do pracy, ale jednak ból hamuje. Gdzie z tymi pomysłami na szorowanie półeczek? Raz w roku wytarczy!!! A ogród sam się wysprząta!!!

Poczucie winy, tłuste i dziwnie rozbawione rechocze w kącie. Oj tak, masz się dobrze świntuchu! Tylko jak się ciebie pozbyć? Autochtoni i tubylcy maści wszelakiej na Wyspie potrafią odpoczywać. Wakacje są wielokrotne i powtarzalne, a w ciągu dnia posiłki należy spożywać i odpoczywać. Jest to normalne zachowanie, niczym wdalanie i wydalanie, więc dlaczego do grzyba zielonego tak trudno mi to od nich zgapić? Wbić do tej durnej makówki? Dlaczego!!!?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.