Pan Tealight i Sezon na Niechciane Księżniczki…

„Były wiązanki, zwykłe wiechcie spętane sznurkami i kraskami, wstążkami i koronkami, z doczepionymi motylkami i pszczółkami. I wieńce. Wielki i ciężkie, pełne zielonych orzechów i kasztanów, zdobione w pęki dziwnie niedojrzałych żołędzi i lekko już żółkniejących liści… i były wianki. Splątane zbyt lekko, tak łatwo puszczające tych, z którymi ktoś je powiązał. Plecione ze stokrotek i dziwnych, zbyt zmęczonych upałem trawek. Były płatki róż. Gotujące się, lekko przypalone nadmiernie gorliwym słońcem. Czerwone, różowe, herbaciane i jasne, jakby zbyt niewinne… wszystko to unosiło się w przerażająco ciepłej i płytkiej wodzie.

Dziwnie gęstej.

Dziwnie pozbawionej wszelkiego życia…

… a one nawet nie pływały. Nie unosiły się. Nie tańczyły ten ostatni raz, nie śpiewały swojej ostatniej pieśni, pełnej bólu odrzucenia. Nie doceniały owego blichtru, owej mocy pożegnania. Nie przemykały się między płatkami, nie bawiły z pyłkami, nie przyklejały do pączków.

W tym sezonie nadzieja nawet nie była drobiną piasku męczącą śluzowkę oka. Nawt piórkiem unoszącym się na wietrze, który postanowił posprzątać w końcu umęczony żarem świat. Niechciane Księżniczki spoczywały na dnie. Pozbawione wszystkiego, odarte nie tyle z godności i dumy, co kompletnie wyssane z marzeń i oczekiwań. Z tego, co mogłby się wydarzyć, co zasilało sny i samotne chwile, co za zamkniętymi oczami rodziło najpiękniejsze obrazy, przygody i spełnienia. Fala, która miłościwie miała złożyć je na kamieniach, leniwie wypełniała swoje powinności. Nikt w końcu nie miał wysłuchać ich szeptanych opowieści. Morskich historii. Jakby pogodzone z losem nie dbając o eleganckie pląsy, o wyjście z podniesioną głową… zresztą nikt nie miał pewności, co tak naprawdę było głową w owych falujących pięknościach, bo i po co? Nikt nie patrzył, nikt nie zwracał uwagi, nikt nawet nie myślał o nich. Gdy przykleiły się do czyjejś podeszwy, nieuważnej, miażdżącej kamienie i piaski, nikt nie zauważał.

Choć w grupie, każda odchodziła samotnie.

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, osobista ręka do wszystkiego z co najmniej trzech ramion Pani Wyspy, robiła co mogła, wiedząc jakiego pochówku się domagały. A raczej jego braku…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Wilczy trop” – kolejny zawód… wyjący! Nie chodzi o to, że nie lubię wilkołaków i w ogóle, bo lubię, kręcą mnie, ale to wszystko już było. To wszystko jest tak boleśnie przewidywalne, tak koszmarnie pozbawione pewnego połączenia, czegoś głębszego, jakiejś iskry!

I dlaczego w każdej książce to napięcie seksualne tak musi wszystkich przytłaczać. Możnaby pomyśleć, że wygodniej i w modzie epatować wyłącznie cielesnością, niż czymś bardziej… nieoklepanym.

Rozumiem wilcze namiętności, ale serio? Ile można? Wilk to inteligentne zwierzę! Nie jakaś pełna chuci kudłata i zmienna osobowość. Nawet jeżeli często łazi na dwóch łapach, na pewno nie!

„Fatum” – zaskoczenie. Nie lubię cienkich książek, dostaję tików nerwowych, gdy książką określa się coś poniżej 300 stron. Ale się przełamałam i nie żałuję. Te perełki, miniaturki, obrazki są po prostu cudowne! Zabawne, inne, odważne, a jednocześnie pozbawione owej wszechobecnej ogłupialności!

Naprawdę warto zajrzeć i dać szansę mniej znanemu autorowi, który nie wrzeszczy na was z każdego bilboardu!

Pomijając rybę, smakoszkę jąderek, wody wokół Wyspy serio się zmieniły. Są dziwnie gęstsze, jakieś cieplejsze, czyste, ale jakby w innym smaku, czy nawet kształcie co wydaje się być kompletnie absurdalne, wiem… Ale przede wszystkim są Niechciane Księżniczki. Ogólnie mówiąc kompletnie nieruchawe! Nawet nie zombie! To takie smutne. Pomijając mój strach przed chełbią modrą, czy jak ja zwą, jest w niej owo galaretkowate piękno. Jakaś taka możliwa zmienność nawet w umieraniu. Jest przyszłość, choć wyłącznie w wysuszaniu. W owej ostatniej posłudze niechcianych koronowanych, modrokrwistych, by oddać całą swoją wilgoć Wyspie.

Boję się ich, ale nie mogę oprzeć się fascynacji. Temu, by dziabnąć, sprawdzić co mają w środku, by się przekonać, by dotknąć magii…

Strach nie niszczy piękna. On tylko czasem wkurzająco nie pozwala go dojrzeć. Jakby chciwie zatrzymywał go wyłącznie dla siebie. Bo i czemu nie. Ten, kto posiada piękno, posiada wszystko.

A jednak… wciąż pragnie. Bo gdy się ma wszystko, pragnie się mieć wszystkiego więcej i więcej i więcej!!! Bo przecież można?

Czyż nie?

Zawsze można…


Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.