Pan Tealight i Spadające Gwiazdy…

Ojeblik, mała ucięta główka, co ostatnio miała straszną jazdę na celebrytów, z niecierpliwością i rozchwianą stabilnością ruchową, wypatrywała Spadających Gwiazd. Przygotowała się dobrze, miała lepy, uczepce, haki i wędki, reklamówki, na wszelki wypadek z dziurkami, doły i pułapki celujące, miała sieci i nęcące wonie, rozpyliła nawet jakieś feromony, co to nikt nie chciał wiedzieć spod czyjego ogona je wzięła. Miała dookoła siebie zgraję świetlików, transparenty powitalne i napis SALE, i ładnie ubity pas lądowiska. Obczytała się dokładnie we wszelkich bajecznie barwnych pisemkach i śledziła cały zapaprany nieboskłon. Poznała to, co kompletnie niepotrzebne i dodatkowo zrobiła sobie listę, by odsiać niepotrzebne… Sama zaś niecierpliwie, jednocześnie spoglądając, kulała się boleśnie to w dół, to w górę po kamiennych stopniach schodków prowadzących do Białego Domostwa i wcale, ale to wcale wcale nie słuchała!

Za to myślała o owinięciu się w folię bąbelkową, to mogłoby trochę zniwelować owo obijanie…

– Ale co zrobisz, jak już złapiesz? No co? Ludzie nigdy nie myślą, co będzie gdy się im marzenia spełnią, nigdy. A one ptoem radosne przybiegają z wywieszonymi językami, obsikując kąty, popuszczając z wrażenia i spotykają ludzi kompletnie na nie nieprzygotowanych. A przecież prosili… No co zrobisz, jak złapiesz? Nawet jeżeli tylko jedną? One noszą się przecież tylko w markowych łaszkach! Drogich ciuchach i żłopią wodę wyłącznie marki Donpierdolista. Nie ma u nas takiej. Może i przyoszczędzisz na jedzeniu, one zwykle chude takie, szkieletowe, na zajęcia z anatomii doskonałe, ale jak ci się trafi bulimiczka, to co, zarzyga chatę, a trudno ten smród wyprowadzić za drzwi i rozwiać wspomnieniem? A ćpunka? Dragi są drogie i trudno dostępne, nie uspokoisz takiej rumiankiem i miętą. No i leki! One najczęściej mają lekarzy od wszystkiego i wciąż się naciągają. Kto niby miałby to robić? Nie dyskryminując: rąk do tego potrzeba. I na pewno nie da się takiej gwiazdy trzymać w budzie dla psa, nawet takiej frywolnej, dmuchanej! I musisz wiedzieć, że one przyciągają robale. Prawdziwe Papparrazzi Parazyty! Co to się namnażają, trzeba do nich wychodzić, pozowa im, bo inaczej użrą cię w dupę i po świetle gwiazdy!

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Córka Twócy Królów” – za każdym razem, gdy sięgam po książkę tej autorki przypomina mi się lektor przekręcający jej płeć i opisujący jako Filipa. Ale nic to. Oto kolejny obraz Anglii na krok przed Tudorami. Fascynujący, odkrywczy. Piękny, a jednocześnie boleśnie prawdziwy. Autorka ponownie do końca zespala się z opisywaną postacią. Jest jak ona naiwna i głupiutka. Indoktrynowana od zawsze, zwykła marionetka, co ma rodzić i siedzieć cicho, a jak się da spełnić rolę chłopca do bicia. Ot taki los dziewczynki…

Powieść nie jest łatwa, miejscami dla wielu przydługa, wkurza opisami, językiem, ale gdy zrozumiecie dlaczego to robi, jest piękna. Doskonała składając z owych okruszków postacie pomijane w historii. Owe, co to nawet daty narodzenia i śmierci mają przybliżone, jak właśnie Anna Neville.

„Zwycięzca bierze wszystko” – zawiodłam się. Wiem. Trudno się przyznać nawet przed samą sobą, ale się zawiodłam. Trzeci tom, oczekiwałam rozwoju akcji, jakiejś spójności, połączenia, scen zaębiających się ze sobą… A tego nie ma. Coś się rwie, coś się rozbija, coś ze sobą walczy. Niby nasi bohaterowie powracają do mniej magicznego świata, do owego bardziej znajomego jej, niby przeszłość Dory dochodzi do głosu, mogłoby być ciekawie, jakoś tak pełniej, ale za mało tego. Niczym źle okraszone kruszonką drożdżowe z rabarbarem. Związek trójcy miejscowo świętej też się jakoś nie spaja, a cała reszta… nie wiem. Nie ma to ręców i nogów, ani nawet pożądnego ogona, choć postać tatusia piekielnika rozmiękczyła mi serducho! Jakby jeszcze na jakąś adopcję się zgodził, to ja chętnie!!!

Aż mi głupio, bo nie wiem, czy zbyt wiele oczekiwałam, czy po prostu jakaś durna taka jestem i seksem nie daję się przekupić? Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że dla mnie to chyba koniec wycieczki.

Wiatery powróciły na Wyspę. Chłoszczą ją, gną, podduszają i pętają. Nie są spolegliwe w stosunku do obiektów, które chcą iść prosto, lub stać niechwiejnie choć przez chwilę. wszystko co się da kopią, zginają, pochylają, jakby w dziwnym, nakręconym szaleństwie religijnym dla nader czołobitnego bóstwa. Tudzież zwolennicy zmutowanych cuzamen do kupy pillates i jogi?

I dobrze. Tęskniłam za nimi. Za owym obmiataniem, podmiataniem, zwiewaniem i ogólną niespójnością ruchów narzuconych. Bo z Wiaterami nie wygrasz, ale jak będziesz grzeczna, może być nawet przyjemnie! Tęskniłam za owymi odgłosami, za tą ścianą deszczu nagle opadającą z niebios i ciężko stukającą w Wyspę.  Za ciężkością wielkich kropli, jakby łkali Olbrzymowie.

Czyżby po Wielkiej Suchej miała nadejść Wielce Mokra? Jak na razie lepiej na prysznic nie wychodzić, przywala tak jak bicze wodne za czasów wielkich pielęgniarek w komunistycznych krochmalonych fraczkach. Cierpie! Ale z drugiej strony masochostyczna dusza łka z radości!

Coś za coś!

I tylko niewiedza mnie swędzi pod łopatką… czy serio koniec juz upałów, czy też te koszmary, co mi dziś w nocy namokrzyły kołdrę jeszcze wrócą? Dziwny człowiek ze świecącymi oczami kryjący się w jakiś piwnicach, cieniach, zaszafiach… znam go, lecz dlaczego wrócił męcząc moje i tak dziwne sny? Wyskakuje, gdy w końcu się budzę juz jest za późno, siedzi mi w głowie, kołacze się, męczy…

Boję się, zwyczajnie, po dziecinnemu, bo wiem, że potwory i strachy istnieją.

A teraz dość dywagacji, bo mam do napisania kolejne opowiadanie do debeściarskiego tomiku 31.10, nadchodzi Halloween 3… a ja wiem o czym pisać, opowiadanie rozsiadło mi się we łbie, domaga się drinków z palemką i ogólnej czołobitności!

Cóż, jak mawia Kleopatra do Sizara – DO ROBOTY!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.