Pan Tealight i Wiedźma Codziejna się…

„Hodowla Uszanych Palcatek nie prosperowała, choć była taka potrzeba. Umieszczone na wyciągniętych palcach wszelkich dłoni malutkie, srebrne uszy, były w stanie pomieścić więcej niż zwyczajne uszy, a jednak… Pan Tealight uważał, że Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki nie tylko bezczelnie oraz rozmyślnie gnębiła, ale i sabotowała uprawy. Wielkie, kobaltowe wazony i donice wcale nie chciały słuchać, a newielkie sadzonki, choć z dostatecznie rozwiniętymi pąkami, zamiast pracować, rozwijać się, wolały zwracać się ku Ciszy

Ludzie mówili…

Wiedźma słuchała codziennie…

Słowa wypływały z nich, a raczej wypadały, uciekały z nazbyt dla nich paskudnych ciał, dziwnie postrzępione. Jakby niedoskonałe, niedorobione. Właściwie nie gotowe jeszcze na życie. By tworzyć obrazy, opisywać, opowiadać. Komunikować ciała i zmysły, łączyć i dzielić. Ostrzegać i budować pieśni. Odgrywały role, do których jednak nikt nie podrzucił im scenariuszy. Wysypywały się słowa z ust i oczu, wyskakiwały z trzepoczących dłoni, takie dziwnie niezauważone. Mowa ciała dawno straciła zdolność komunikacji, a języku wachlarzy i spojrzeń niewielu potrafiło odczytać.

A jednak brzmiały. Wyskakiwały z ciał i odbijając się o przeszkody: ludzi, drzewa i domy… brzmiały. Nie łączyły się już z innymi, nie pragnęły zmieniać… a może zwyczajnie zatraciły w sobie ową umiejętność, a może nie były już potrzebne?

Bo czy wciąż je rozumiano?

Czy w ogóle ktoś słuchał?

Słowa nosiły łaty, cery i dziwaczne dodatki, poskładane były z dziwacznych tkanin i tworzyw nader sztucznych, posklejane, pozszywane a nawet zczepione tylko agrafką o nadgryzionym łebku. Niektóre przyklejały do siebie plastikową, całkowicie krzykliwą, nie pasującą do kontekstu biżuterię, inne znowu odziewały się koronki, choć wpadały w brudne kałuże. Słowa nie tylko czuły, one zwyczjanie były zagubione. Nie posiadały domów i rodzin, znajomi dawno dali sobie z nimi sposób, a systemy pomocy przymykały na nie oko. Były coraz cichsze, jakby w ten sposób chciały zwrócić na siebie uwagę, przekornie, ale nie udało się. Dlatego czepiały się Wiedźmy, bo wpojona jej grzeczność nakazywała słyszeć i pamiętać…

… codziennie. Codziennie działo się słuchanie. Ale te Słowa, które nie załapały się na ową codziejną chwilę, upadały na ziemię, wcierały się w podeszwy i opony, a potem milczały. Niektóre jeszcze łkały przez chwilę, nim rozniosły je na kawałeczki szpilki, klapki i gumowe podeszwy, koturny i kalosze… nim przejechała po nich ciężarówka z mąką i traktor, który poprowadził pierwszą orkę.

Ale ludzie wciąż je produkowali. Zaraz gdy się przebudziły, niczym niechciane dzieci ludzie usuwali je z siebie, wykrzykiwali, wyszeptywali, wypluwali w potokach śliny, wklepywali w otchłanie wszelakich możliwych sieci… Myśleli, że tkają dzieła, tacy pewni swej wielkości wyśpiewywali je dla swych przyszłych pominków czczonych przez potomnych… ale tak naprawdę nikt nie słuchał.

Nikogo już to nie obchodziło…

Wiedźma słuchała, by wpojono jej grzeczność, stręczono jej wolą i siłą, by była użyteczna dla innych…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „EONA” – kontynuacja wspaniałej opowieści o smokach, prawdzie i ciężarze kłamstwa, o pragnieniu władzy i mocy, oraz miłości. Piękna i dziwnie doskonała, taka, w której gdy uświadamiamy sobie, że to koniec, odczuwamy głęboki smutek, by potem zwyczajnie umieścić tę naszą własną kontynuajcę na liście pożądanych snów… i śnimy dalsze opcje. Bo ta historia nie może się skończyć. Bo przecież tak wiele jeszcze mogłoby się wydarzyć…

… tak wiele.

Gdy na Wyspie nie wieje, Cisza pierze swoje ciężkie prześcieradła. Te w małe, różowe różyczki i bukiety tulipanów, te ciemne, jakże drastycznie frywolne, te odświętne i codzienne, owe już łatane, ale ukochane bo tak miękkie, oraz te nowe, jeszcze zbyt twarde dla ciał, zbyt obce, choć gotowe, by je odkryć.

Prześcieradła bez wiatru opadają na Wyspę i uspokajają niepokoje, ściskają lęki i pozwalają nie oddychać, bez żadnych konsekwencji…

… bo Cisza pozwala na wszystko to, co kompletnie niemożliwe. Na będące przeciwnością latania spokojności prawdziwe. Na powolność, rozbuchanie nadziei i wszelką marzycielskość. Na wszystko to, co da się ukryć pod prześcieradłem, na wszystko to, co się dzieje na nim…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.