Pan Tealight i Wiedźmy Obrazowania…

„Zachciało się Obrazom Wiedźmy… się pokazywanie. Zachciało im się sławy i chwały, szampana lejącego się strumieniami i diamentowych kolii, oraz wszelakich marek, no i jeszcze koafiur i botoksów, białych nakładanych zębów i przyklejanych szponów, operacji płótno naciągających i spa pieszczących ramy… ot oczytało się tałatajstwo brujkowców i zachciało być super chruper selebrity!

… więc zawlokła obrazy Wiedźma Wrona na 3760 Wystawę. Niech się tam puszą, niech nadymają, niech biel ścian muzeum, lekko chropowatą, nasycą swoimi opowieściami. Niech w końcu przestaną w Chatce rozrabiać. Przekrzykiwać się, który to bardziej opisowy, albo co gorsza w siebie sięgać i wyciągać tych niekoniecznie z tego świata, albo co gorsza tych, których ów świat miał nadzieję się już pozbawić.

Ale tylko weszli, mając nadzieję, że wciąż niewidzialni, tylko dopychani wiatrem przycupnęli wszyscy pod ścianą – choć Wiedźma Wrona Pożarta to do razu zrejterowała i udawała wielce zajętą czynnościami dla inncyh niewytłumaczlanymi… a już się Obrazy Wiedźmy przeraziły. Szepty Pierdliwe zaczęły ich ścigać, natrętne, że oto przylazły obce dziwactwa, takie jakoś nazbyt małe, że takie jakoś nie zwyczajne, że nie jak inne są, że dziwaczne. Że kolory to nie te, a i pewno raczej nierówne… że w ogóle po co to się pcha na ściany, kto TO będzie chciał oglądać?

I co TOTO namalowało. Takie jakieś dziwne, takie jakieś dziwne nie tak jak się dziwnym być powinno…

Oj przeraziły się obrazy zewnętrznego świata, w ramach swoich sosnowych jeszcze bardziej skurczyły, dotąd ukochane płótna im się zaczęły rolować, drzwi w nich zaklęte, takie do innych światów prowadzące, z trzaskiem zamykać… historie wymalowane się obraziły i zaczęły blaknąć, a pozostawione wspomnienia i kłaczki z pędzli, z szumem opadać i umykać posuwistymi ruchami po drewnianych płytkach… Ot, stwierdziły Obrazy, za wysokie te dla nas progi, za płaskie ściany widać… ale gdy się zdecydowały, gdy postanowiły i się naradziły, że czas wracać do domu… jakoś nigdzie nie mogły znaleźć swojej Wiedźmy Wrony.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Grobowa Wiedźma” – lekkie zaskoczenie. Takie powieści, dziejące się w świecie, który akceptuje mniej lub bardziej swoją na nowo odkrytą magiczność, prawdziwość baśni i legend, rządzi się własnymi prawami. Główna bohaterka najczęściej jest w miarę nieskomplikowana i z chęcią się w kimś zakocha, problemy się piętrzą i nie wiadomo o co chodzi i jak się to też skończy… ale jednak siedzi się i czyta. A jak jeszcze bohaterka jest intrygująca, to już w ogóle. Ta może nie nadmiernie, ale ma fajnego pieseczka!!!

A książka, jest taka, jakiej się człek spodziewa. Magia, duchy i cienie, oraz zakochany Śmierć w czaderskim podkoszulku! I tajemnice!!!

Mój świat się zbielił. Wyspa postanowiła olać totalnie wkurzającą nachalność Pana Wiosny – bo w tym roku ona nie jest kobietą… obrazującą się w totalnych, nietwarzowych zielonkawościach i swędzących, wybijających na powierzchnię pędach i… przykryła wszystko wiatrem, a potem mrozem, potem dorzuciła trochę, lekko już przeżutego śniegu… i mamy zimę.

Tylko, tylko no, tylko że ja kocham te śnieżne zawieje, zamiecie i snestormy. Latam wtedy, specyficznie frywolna, nie niepokojna przez nikogo i nic. Wszystko dookoła objęły we władanie Śnieżne Zjawy i Jednonogie Tancereczki, anorektyczne damulki w ponętnych koafiurach i zlepionychpajęczynach, strąkach włosów, tańczące pojedynczo lub seksualnie, grupowo się gnące i wirujące modlitewnie; w szatach i toaletach wcale nie ocieplających… wieją i przewracają myśli kołaczące się w pustawych główkach. Bawią się czym tylko się da, nie zwracając uwagi na to, co nie jest istotne, a może jest i tak znajome… czyli Wiedźmę.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz