„Było to na tyle dziwaczne, zmyślne i słabo oczekiwane, że zasługiwało na miano oszczędnej i specyficznej normalności, właściwej miejscowej świadomości.
Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki tańczyła… znaczy tak jakby. Gdy spojrzało się pod pewnym kątem, zmrużyło oczy, a jeszcze lepiej – szczelnie się je zamknęło, zasłoniło ścianą z żelazobetonu i stali, omotało starymi skarpetkami, naprawdę była nawet w tym całkiem niezła. Ot tuż na polance, przy rzeczce z „å”, w towarzystwie Wielkiej Włochatej Niebieskiej Torby, aparatu i przydatków, nie zwracając uwagi na Chochela w wianuszku z przebiśniegów oraz gaciach Chowańca – bez niego w środku, za to z Cookie Monsterem – zamotanych wokół skąpych bioderek i wybitnej męskości, Ojeblika w kłączach niedźwiedziego czosnku i Pana Tealighta pogryzającego słodkie, świeżo klute, pączki wiśni, ona się jakby tak poruszała. Znaczy nogi jej chodziły o tak, wiecie jak w pozdrowieniu Wulkanów, co to Chowaniec nie umie tak zrobić za nic! Łapy tak na boki, jakby serio nie chciały tu być, włosy dawno pożegnały się z jakkolwiek względnym wyglądem i się wstydziły, nos parł, gdzie zwykle nosy prą… czerwona na twarzy, resztę mając zakrytą bawełną, więc nie wnikajmy… cykała foty światu. Bo świat to lubił. Ale cykała je tak, jakś ostrożnie. Z rozmysłem, jak cały Greenpeace i jeszcze TOP. Przechodzące cienie, ot wycieczka rodzinna, z podziwem spoglądały na kwiaty, które wymijała, nie wiadomo którym zmysłem – bo nie wzrokiem przecież kurde! – wyczuwając ich obecność. Jak z rozmysłem i humanitanie stąpała tylko po śpiącej jeszcze trawie i drewienkach dawno zdechłych, jak unikała niszczenia tego co biło do góry, wybudzone, żądne życia, naiwne młodością…
Jakasz miła i grzeczna, rozpaczliwie nie chcąca nikomu uchybić.
Nie wiedzieli raczej, że Wiedźma Wrona, choć do zdjęć niewolniczo przystosowana i sztuki spragniona, to jednak z Wiosną zawsze na pieńku miała, a ta ją buntowniczo i wkurniczona owym brakiem czołobitności swej majestatycznej płodności, zwyczajnie gryzła. Naprawdę niezbyt majestatycznie! Gdy się Wiedźma odgryźć próbowała, następował cały zwrot zdarzeń, którego chór chłopięcych słowików by nie wytrelił, a kończył się on na wyrzutach sumienia i dołach… więc wiecie, Wiedźma nie gryzła, nie w towarzystwie, no dobra, czasem, znaczy nie zawsze.
Naprawdę starała się cywilizować siebie!
Tylko, że tym razem coś było nie tak. Bo choć słonko grzało, wiaterek tylko muskał spocone czółka, to jednak było nazbyt gorąco, jakoś tak żar aż bił i mutując pędy spod stóp i innych, zawsze nazbyt bliskich podłożu cząstek i okolic Wiedźmy Wrony, życiowością żywotności wybijały… i gryzły!
… mocno żarły!
– Znowu ma gorączkę? – spytał Pan Tealight wsuwając do całkiem nieświadomego i nieistniejącego na pewno otworu kolejną gałązkę, niczym kolbę mutująco anorektycznej kukurydzki.
– Całą Anginę – pochwalił się Chochel i dorzucił do wianka kilka pierwszych pierwiosnków w liliowym odcieniu.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Złowieszczy Mrok” – cykl „Septimus Heap” skradł moje serce wydaniem, przygodą i osobowościami bohaterów… a wiecie, dla autorki Angie Sage, raczej nie byłam targetem!
… chyba, że takim sporo po best before!
Opowieść o siódmym synu siódmego… no wiecie, znajomy myk, o pewnym Zamku, Księżniczce, magii, duchach, stworach i potworach, smoku, a przede wszystkim rodzinie i tym, co się z nią wiąże… jest naprawdę świetna. Pełna, soczysta, a jednocześnie wciąż dla młodszego czytelnika. Szanująca ową naturalność i swobodę niedorosłości, ale też nie robiąca z dorosłych idiotów. Przepełniona duchami, szanująca mądrość, potępiajająca głupotę i nagradzająca odważnych. Naprawdę niesamowita i pięknie napisana… oraz zilustrowana!
Tym razem nasi bohaterowie, oraz ich przyjaciele, wchodzą w ową prawie dorosłość. Jenna i Septimus kończą 14 lat. Niby po raz pierwszy miała być impreza, ale najpierw pewien duch znika, pewna Czarodziejka nie wie co zrobić, pewien chłopiec przywołuje Mrok, a przeszłość odzywa się wszystkim czkawką. Trzeba zawalczyć nie tylko o dom, ale o tych, których się kocha. I podjąć pewne decyzje, które mogą wszystko zmienić… Bo bohaterowie Sage dorastają. Odpowiedzialni, specyficznie naznaczeni poprzez urodzenie i decyzje innych, sami teraz pakują się w ich buty.
W końcu świat kołem się toczy…
… choć tutaj nigdy do końca nie umiera!
Naprawdę świetna powieść do czytania sobie, lub razem z dorastającym – dla wielu rodziców nazbyt szybko – dzieckiem. By młodsi pamiętali, że dorosną, a dorośli, że byli dziećmi… No i smok jest!!!
A gdy jest smok, to wiecie, całkiem wtedy inaczej brzmi cała historia!!!
Wiatera wepchała się na Wyspę.
Z nadzwyczajnym PMSem, rozbudzonym i łaknącym wykorzystania instynktem gniazdowania, sprząta stare liście, pochyla lekko otrzepując dopiero co wybudzone kłącza i muska pączki. Tu podmiecie troszkę zeszłoroczności ot pod darń, tam znowu złoży malowniczą kupkę w krzaczkach, a tam pryzmę ku przyszłym pokoleniom przysposobi. Ot czas na porządki widać… aczkolwiek wiecie, tak w porywach i z miejscem na herbatkę z ciasteczkiem. Słońce się wszystkiemu przygląda i grzeje… dość intensywnie. Ale mroźna sprzątaczka nic sobie z tego nie robi, olewa i dalej ożywczym chuchem w tych, co się zamyślą i szalika zapomną zamotać…