„Zamówili sobie wiedźmę, dziwni ludzie. Myśleli, że to tak prosto, że ot wystarczy napisać, złożyć zamówienie, stronę jakąś oblukać, że będą do wyboru, ze zdjęciami w pozach odpowiednich. Że ot wymiary starczy podać i gotowe, ważne, coby pod schodami się zmieściła, coby cicha była, mało jadła. Że mogą sobie kolor określić, myśleli, rozmiar i gibkość, umiejętności i brak wszelakich niedogodności. Że trafi im się taka wiecie, pokazowa bryka, super wypasiona, aczkolwiek niezbyt wielka; może i metalik, może i po tuningu? Że w wymiarze wzrastającego na wiedźmy popytu, to oni będą mieli taką zwyczajnie swoją, na własność, ot tak.
Bo to trendy i posh jest, bo to akurat teraz fashion i w modzie…
Bo i po co się dzielić?
Bosz przecież teraz bycie poganem fajne jest…
… i przyszła paczka. I złożyli ją do kupy… nawet się nie opierała, kołeczki do dziurek pasowały. Ale gdy zapalili świeczki, gdy błysnęły żaróweczki, a powietrze zasnuł sosnowy dech… nic się nie wydarzyło.
A może tylko niczego nie widzieli?
Może nie dorośli, może zdurnieli?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Ma się Wyspa słonecznie. Kwiaty i inne podejrzane w wyglądzie, dobitnie falliczne, choć i w żeńskiej napaści, twory spod wciąż zaspanej ziemi wyłażą. Właściwie człek winien być przystosowany, w końcu nie pierwsza wiosna jego żywota, wprost przeciwnie, jakoś woli nie myśleć ile to tych wiosen już przetrwał ile pyłków, cebulek i listów doświadczył. Jak bazie napastowały go co świt i zmrok, jak nader obrzydliwie wciskała się ta żywotność w niego wszędzie o tym czasie…
… a wciąż jednak coś go to zachwyca. Że zmartwychwstanie jest takie jakieś normalne i naturalne. Że tak naprawdę wymyślono je na samym początku, a nie w wirującym tańcu mężczyzn w sukieneczkach, konfesjonałów i wszelakich tam złoceń. Pośród tych wypasionych świątyń i wszelako często niezrozumiałych mamrotań. Ksiąg właściwie niedostępnych i mądrości wcale mało mądrych. Klasztornych i wszelakich murów, dywaników wcale nie latających, relikwii często jednakowoż zobrzydzających, krwi pijącej nieczęsto i ciałka zagryzająco-jedzącego…
… że to takie oldfaszjon!
Ech! Każdy teraz nagle taki pogański, a prawdy w tym tyle, co w kłamstwie. Ot znaleźli sobie swieżutkie hobby, każdy wiedźma, czarownica i druid. Każdy nagle jest. A intuicja leży i kwiczy. Wszystko to zaczyna przypominać zwyczajną chrześcijańską cudowność… ino bogi troszku się zmieniają, imiona lekko inaczej brzmią. I dlaczego? Pogaństwo to dusza, to owo subtelne czucie, że pasuje się do drzew i morza, nieba i ziemi… nie made in china zabaweczki i amulety!