Gdy człowiek człowiekiem był…
Więzi międzyludzkie to mit, legenda, bajka… teraz nie znamy sąsiadów, nawet tych z jednej klatki schodowej. Nie tworzymy dobrowolnie wspólnot, chyba że wirtualnie, niczym Simy z zielonymi diamencikami nad głowami. Nie interesujemy się, nie obchodzi nas. Tak jest wygodniej… a często i bezpieczniej. Człowiek teraz wygląda, nosi, prezentuje się, przynależy, ma kolor, ale tak naprawdę… nie JEST.
Maria Ulatowska posiada rzadki talent opowiadania o ludziach, którzy są nietypowi, niewspółcześni, zaangażowani. Jej bohaterowie cenią podstawowe wartości, a jednocześnie nie brakuje im finezji, nie cierpią też na chroniczną powagę sytuacji. Jak autorka są otwarci i nie baczą na wyznanie, czy kolor skóry. Są tymi, o których myślimy słysząc: „Miej serce i patrzaj sercem”.
Nie inni zaludniają „Kamienicę przy Kruczej”.
Najnowsza powieść Ulatowskiej toczy się w jej ukochanej Warszawie. Tuż przed wybuchem II wojny światowej. To tutaj w kamienicy przy Kruczej 46 żyją ludzie. Żydzi i chrześcijanie, ci wierzący mniej i bardziej. Ale żyją nie tylko ludzie, również i zwierzęta, bo jakżeby to miało być inaczej. Wszyscy coś przeczuwają, ale koszmaru, w którym wielu z nich będzie brało udział, nie przewidzieli. Wraz z nimi wkraczamy w świat targanej wojną stolicy. Obserwujemy ją od tej najbardziej osobistej, ludzkiej strony. Kobiet walczących i bojących się o swoje rodziny, mężczyzn stawiających wszystko na jedną kartę. Miłość. Bo w końcu tylko ona – miłość – nie baczy na wojny, politykę i wyznanie… ona się zdarza. A wraz z nią dzieci. Jak Tosia, która zespaja swoimi narodzinami historię mieszkańców tej kamienicy.
„Kamienica przy Kruczej” to piękna, jak najbardziej patriotyczna – choć wielu przeraża to słowo – powieść o człowieku. Zwykłemu, poddanemu przemianom państwa i siebie samego. Tym ludziom kochającym i pragnącym być kochanymi. Tym walczącym i tym, którzy zwyczajnie się boją. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o rodzinie. Takiej, którą niekoniecznie tworzą więzi krwi i o sile, jaką dysponuje jednostka, zdolna poświęcić się dla innych. Brzmi pompatycznie? wcale tak nie jest. Maria Ulatowska jak zwykle swoją prawdziwą opowieść zabarwia lekkim humorem. Jej bohaterowie nie są święci, gorzej, oni miejscami są całkiem zwyczajni… ale jednak jakby do ich masy dodano trochę innej glinki. Tej samej, z której stworzono moją Babcię! A te tradycje, gry i zabawy? Ta przeszłość w pigułce spod trzepaka, gwizdów chłopaków z ulicy, uśmiechów od dziewcząt z warkoczami. Wydaje się, iż mimo wszystko… to życie było niegdyś tak jakoś bardziej normalne?
A może ja się starzeję? Niby biologiczny fakt, ale jednak…
I ten język! Tak tylko pisze Maria Ulatowska!
„Kamienica przy Kruczej” jest piątą powieścią autorki. Chyba najpoważniejszą. Jak w jednym człowieku mogło znaleźć się tak wiele emocji? Albo nie! Jak jeden człowiek jest w stanie oddać, opisać te wszelkie emocje, prowadząc nas od bajki o ludzkości możliwej: „Sosnowe dziedzictwo”, „Pensjonat Sosnówka”; poprzez humor kobiety w wieku odpowiednim: „Przypadki pani Eustaszyny” po… zwyczajne życie, co boli: „Domek nad morzem”… nie wiem!
Ale intryguje mnie co będzie dalej!
„Kamienica przy Kruczej” Maria Ulatowska, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2012.
A TUTAJ wspaniała Anna Seniuk czyta powieść!
Pingback: Pan Tealight i Tajemnice Wiedźmy… | Chepcher Jones