Pan Tealight i Prawdziwa Kapturka Story…

„Nikt nie znał prawdy, bo i po co. Prawda nigdy nie była modna, trywialnie romantyczna i przestrzegająca przed rozmowami z obcymi stworzeniami. Prawda była niewygodna i okrutna. Miała ponad dwadzieścia lat, nadmiar tkanki tłuszczowej nie tylko tam, gdzie trzeba było, nigdy nie miała chłopaka, a rodzice robili z niej służącą. W ogóle była adoptowana.

A cholerna Babcia była hipochondryczką!

Kapturek był czerwony tylko i wyłącznie z powodu uczulenia na las, który dzień w dzień pokonywał, by cholernej, nader sprawnej fizycznie leniwej staruszce, dostarczyć kilka flaszek bimbru i torebkę mordoklejek. Bo niby świeża żywność lepiej działa, a młodym dziewczętom potrzebny jest ruch. No cóż, do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale skąd wziąć homara, gdy do morza 400 kilometrów? Żesz się starej zachciało homara. Diler Wilk nie był w stanie go sprowadzić, ale Kapturek miał pomysł. Sklep Rybny może woniał na kilometr i właściwie nikt niczego tam nie kupował poza surowicą na ukąszenia żmij, ale coś uda się sklecić… no i po drodze, w lesie za wąwozem, znalazła fajne weki. Znaczy nawet nie weki, ale zdobioną, zakręcaną szklaną trumienkę z blond laleczką w środku. Z tą bladą skórą, karminem ust i cudaczną kiecką nada się na nadzienie. Uformuje się w homara, machnie bejcą i będzie. Sołtys na pewno pomoże, w końcu tylko Kapturek była w stanie znaleźć zioła, które wspomagały jego potencję. Cholerne podróże po lesie i znajomość bliska z Wilkiem czymś zaoowocowały. Nie tylko otarciami na pośladkach i kleszczami tam, gdzie słonko nawet wstydzi się zaglądać, ale wiatry hulają. Może i to był kanibalizm, ale stara wnerwiała wszystkich. Wredna gropa, wieczna księżniczka, nigdy nie odnaleziona przez swojego księcia…

Ostry Rybak, właściciel sklepu „Pod łuską” zdziwił się trochę na widok tak nietypowego ustrojstwa do przechowywania mięsa, ale nie narzekał. Był niedowidzący, a słuch trzymał się jego owłosionych uszu wyłącznie w okolicach Bożego Narodzenia. Gdy palce wymacały napis ŚNIEŻKA, ręka mu nie drgnęła…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Kuba i Mela. Dodaj do znajomych” to chyba horror i tyle, bo jeżeli tak wygląda współczesny świat, to ja go nie znam. Dla mnie to science fiction! Albo i gorzej. Dwoje rozwydrzonych, leniwych bachorów, technika współczesna i ich nieodpowiedzialni rodzice. A wszystko, co widać na pierwszy rzut oka – możecie wybrać, czy rzucacie lewe czy prawe – stylizowane na Mikołajka!

Kolejna książka napisana przez celebrytę! Prawdziwie przerażająca!


„Mężczyzna o twarzy mordercy” – naiwnie kierowana recenzjami w stylu „hip hip hurra!” dorwałam cienką powieść… i tyle. Ten autor może dla mnie nie istnieć. A tak fajnie się zapowiadało. Jest i rys etnograficzny i ciekawa społeczność, no i nagle człek trafia na niego! Główny bohater lekko ujmując, szwankuje. Właściwie ciężko myśli, ma problemy sam ze sobą i marzy wciąż o przeleceniu każdej, która się dość mrawo rusza. Niemrawej też by nie przepuścił. Może wszystko! Potrafi wszystko i z każdym ma kontakty. Wiem, że miała tam być historia kryminalna, no i chyba jest? Zaginęła jakaś kobieta, ale ego detektywa owo zaginięcie – zlecenie, przykryło.

Wielkie jak Matka Rassija!

Tia, pewno! Każdy będzie się kierował tym, iż to mieszanka literatury skandynawskiej z dobrym rosyjskim pisaniem. Zmyłka! Chociaż jedno mi się podobało – wymiar sprawiedliwości w osobie Korhonena mnie ubawił. Trzeba było jego uczynić głową tej historii! Nie, no pewno, że nie jest aż tak źle, ale w tej serii Wydawnictwa Czarne był Theorin. Dla mnie pewne rzeczy nie będą już naturalne, a panowie w chodzikami są morderczo usposobieni!

Wiecie co, czasem myślę, że jestem juz w wieku, w którym szkoda czasu marnować na kiepskie książki. Trzeba brać to co dobre, a nie zadowalać się bylejakością. W końcu jest z czego wybierać!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz