„Wiedźma Wrona Pożarta umierała już pięć razy… zaraz zaraz, moze i sześć, a kto ją tam wie. Śmierć Wiedźmy, jako że nie należała do najcierpliwszych, aczkolwiek do tych często zmieniających zdanie jak najbardziej, za każdym razem dobrze się przygotowywała. Najpierw szykowała czas. Dobrze go oliwiła, masowała, zapewniała całkowitą odnowę biologiczną i chronologiczną, dobierała dodatki, wysyłała liściki i zaproszenia. Potem rozglądała się za miejscem.
Musiało być doskonałe…
Gdy tylko je znalazła, obchodziła powoli dookoła. Sprawdzała każdy szczegół, a potem i tak coś zmieniała. Polerowała elementy ruchome, nieruchome przekształcała. Szorowała każdy skrawek, ozdabiała dodatkami, zaskakiwała kolorystyką… a potem i tak nic. A jednak się nie zrażała.
Z racji częstego obok siebie przebywania, zaprzyjaźniły się. Jedna drugą zapraszała na herbatkę – zieloną z poziomkami – Śmierć Wiedźmy zwykle starała się przemycić cytrusy, na które Wiedźma Wrona miała uczulenie, więc było miło. Czasem były ciasteczka. Częściej cukierki. Wiedźma wiedziała, że Śmierć ma problemy z uzębieniem… ale gdy rozmiawiały, czas zatrzymywał się i słuchał. Znaczy się słuchała. Bo w końcu Czas jest kobietą, czyż nie?
– Uważam, że bycie celebrytką w dzisiejszych czasach nakłada na mnie pewne obowiązki, jak rozeznanie się w kulturze odziewania ciał. Malowania go i uwypuklania elementami dodatkowymi. Nie rozumiem, ale ludzie chyba uznali mnie za najlepszą partię. Pannę młodą lub kawalera, o którego należy się starać od początku życia. Dla którego jest się pięknym, idealnym za wszelką cenę. Przez to zapomnieli żyć, ale co mnie to obchodzi… Jestem boginią wszystkich i wszystkiego. Chodzi mi o stroje. Już nawet nie pomniki. Te targane kamulce, rzeźbione potworki, zdjęcia przyklejane do nagrobków. Nawet te wiechcie stały się bardziej artystyczne, już nie mówiąc o ognistych perełkach. Aj te świeczuszki, te nagrobne migadełka… tego nie można już nazwać zniczem. Jednak to wszystko jest PO… po życiu. Życiu, które spędzają, by być dla mnie piękną i młodą. Widzisz jak oni się szykują. Każdy ma w głowie wprasowaną płytkę: żyj tak, jakbyś miał jutro umrzeć… i żyją. Żyją myśląc tylko o mnie. Pragnąc być pięknymi dla mnie. By, jak ich sztywniejących dorwą inni, mieć na twarzy makijaż. Kiedyś to były tylko czyste gacie – co muszę przyznać, że doceniałam – teraz mam pełny obraz tego, co jest życiem. A raczej powinno nim być… – Śmierć Wiedźmy splunęła, a zielony listek herbaty spoczął wilgotnie na czubku łysej głowy Pana Tealighta. Dziś i on był zaproszony. – Coś się tutaj nieźle pokiełbasiło. Ale co mi do tego, w końcu śmierć jest pożądana. Niczym prezenty na Boże Narodzenie. Jestem wszystkim. Tylko o mnie myślą, mną straszą… Jednak, czy tak naprawdę wciąż się mnie boją? Chyba już nie. Dziwnie być upragnioną, pożądaną, kroczącą ku ołtarzom zaślubin. Zawsze w odpowiedniej sukni. Nigdy tak naprawdę niechcianą.
Życie ma szczerze przesrane!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
W trakcie czytania – kryminalistycznie, historyczna opasłość… Powieść intrygująca, choć mocno szczegółowa przez co choć wciąga, lekko też ciąży przy owym wciąganiu. Ale kurcze warto!
„Którędy droga?” – to siedemnasty wiek i Anglia. To historia, w której poza samą zbrodnią jest tak wiele, iż przypomina bogato nadziane ciasto z bakaliami. I to ciasto nie stroniące od żandego ze smaków. Wprost przeciwnie, eksperymentujące z rozmaitymi dodatkami… i jeszcze zasmażka!!!
Ale więcej napiszę jak skończę.
Jest w tej jesieni coś, co pozwala człowiekowi się wyciszyć. Niby smaki i zapachy nęcą, ale wieczory chłodniejsze pozwalają rozwalić się w miękkim miejscu i zwyczajnie czytać… tylko czytać. Co we mnie jest takiego, że jednak nie chcę ludzi namawiać do czytania? Wprost przeciwnie, a niech nie czytają.
Czytanie jest moje!
Zawistnie pragnę być ONE AND ONLY!!!