„Tym razem nie chodziło o miejsca, ale o utrudnienia. Podglądanie przez Wiecznie Zaszronione Okno łazienki, było zwyczajnie trudne. Ale nie niemożliwe. Nie dla Pana Tealighta i chochlika pisarskiego Wiedźmy Wrony w gaciach z rocznicowym Ciasteczkowym Potworem – optycznie obniżających zatrważająco jego chudą, drobną osobę – Chochela. Obydwaj tkwili zgięci i lekko skrzywieni, pomarszczeni i jakoś tak zmartwiali, przy niewielkiej, wychuchanej w szronionej sztuce dziurce i choć niczego nie widzieli… to słuchali. A Ojeblik, mała ucięta główka, chuchała dalej. Chuchała, by nie przymarzły im te wścibskie, a może tylko lekko zaniepokojone nosy, gdy Okno, które miało wyłącznie jedną obsesję – na punkcie prywatności – szroniało się nachalnie dalej. Wściekłe, że ktoś zepsuł jego robotę.
– Myślisz, że jesteś taki odważny? Bo spojrzałeś Wiedźmie w oczy? Na pewno w obydwa spoglądasz? Sprawdź lepiej… bo po prawdzie, to chyba nawet obydwa nie wystarczą. Widzisz, mawiają, że widać w oczach duszę. Chrzanione zwierciadełka! Ale nikt ci pewno nie powiedział, że taka wiedźma nie musi mieć jednej duszy. No jeszcze dwie to cycuś, jakoś dwie patrzałki nadążą… ale trzy? Jak przejrzysz się w trzech duszach? Jak one się odbiją, bo przecież muszą, tak mówi baśń, gdy jeziora są tylko dwa? Czyż jedna nie uzna się za brzydszą, gorszą, nabawi się kompleksów i wyląduje w klinice dla czubków? Czy to w ogóle ciebie obchodzi, nie! pewno! Ty tylko myślisz, że zdobyłeś kolejną sprawność w tym swoim dorosłym harcerstwie! Ale to nie symboliczne „Poskromienie WiedźmyZłośnicy”. Nawet nie jeden akt. Oto prawda… przerażająca, wstrętna i bolesna.
Pan Tealight nie wytrzymał i usadził swoją szarość na świeżo posadzonej choince – lizusowsko na trzy miesiące przed Yule Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki – stan na głodzie – już starała się zabukować sobie co lepsze gifty. – I ona tak do Lustra? Ale po co? Co ćwiczy? Na kogo teraz się zasadzi? Bo przecież nic nie wiem. Nic. I do Lustra w łazience? Ale dlaczego w łazience? Nie macie innych?
Chochel tylko pokiwał przecząco głową i przytrzymał gacie Chowańca w obydwu garściach. Jesień szła.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Ajajajajaj!!! Mam książkową chcicę i głód, a na głowie termin. Opowiadanie samo się nie napisze. Chociaż tak naprawdę to nie wiem. Cała historia buzuje mi w głowie, tłoczy swe tłoki, wywija na batucie… jest gotowa. Soczysta i dojrzała. A jednak wyjść nie może. Może jednak może ale nie chce? Nie wiem… Wszystko pewno przez X5 rocznicę ślubu. Cóż, raczej sporadycznie która rocznicowa żona dostaje bochenek chleba w prezencie! Logiczne, że się rozproszyłam.
Ha, ale on z Wikingów. Znaczy się wiecie, dla Wiedźmy cudowny i nie na turyściźnie w końcu pędzony!
Recenzja: „Saga o Rubieżach tom 1”