„On łkał, a Panu Tealightowi skończyły się chusteczki. Ojeblik – mała ucięta główka, która przywlokła ze sobą aż trzy rolki papieru toaletowego, meldowała szeptem rażące braki w Wygódce. Nie można było mu jednak przerwać. Pewne historie wymagały wybrzmienia do końca.
– Przybyły nagle. Zaczęły się teraz gromadzić w bandy, tak nas niewiele. Filują na uliczkach i dróżkach, na polach i łąkach. Wiedzą, że dla nas istotna jest ekologia. A potem… cóż, nikt mi nie uwierzy! Bo one takie kruche i lica rumiane, te włosy rozwiane, cholerne pantofelki i ameby… a nie, może ameby nie? – smarknięcie. – Mnie dorwały w Parku Narodowym. Nawet nie zdążyłem machnąć skrzydłami i było po mnie. Obudziłem się przywiązany do wieży. Jak pies! Smycz krótka, wzlecieć się nie da. I ta tabliczka na szyi nucąca ciągle, migocząca światełkami, że ze smokiem, więc gwarancja dziewictwa najwyższej jakości!!! Wstyd!!! Przecież znaleźć dziewicę to… – rumieniec wypełzł zasmarkanemu na policzki. – Bynajmniej mi dostała się jędza prawdziwa. Reklamę miała agresywną. Korona, ręka, głowa, nawet mózg… bardzo była napalona na to by się wydać. Królewicz miał mieć tylko metrykę i tytuł. Nawet grupa krwi nie była istotna czy też wskrzesalność… No wskrzesalność? Nie wiecie? Królewniczki są bardzo raptusowe, takie trudne we współżyciu, okrutnie porywcze. Chwyci toto za patelnię, nogę od łóżka z łóżkiem, albo lodówkę, wymusi posłuszeństwo. Królewicz w dzisiejszych czasach musi być troll albo zombie, wampir nie, choć można oszczędzić na oświetleniu, ale w cenie są podobno krasnoludy. A smok, ja Smok stałem się gwarantem dziewiczości towaru. Nie, no oczywiście, że potem nas wypuszczają. Nawet jest wynagrodzenie, bo klątwa roboty za friko na płodność działa. Ale jednak to zianie, ten ryk, to nie przystoi. Zresztą i tak większość z nas to kobiety, mamy swoje uczucia!!! Niektórzy z nas pochodzą z królewskich rodów. Jeden został nawet przez taką Królewniczkę… no zbeszczeszczono jego cnotę!!!
Ona smoka…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane – „Szczury i Morze Rozległe” – opowieści jak to mówią ciąg dalszy. Komplikacje, różnych członków racje, przepowiednie i mityczne stwory… do tego szczypta psychologii i orgazm fantastyczny. Krainy baśniowe i bohaterowie, którzy zawsze chowają coś w kieszeni.
Aczkolwiek powinnam wspomnieć, iż buja, bo w końcu czyta się po morzu!
Obfita kontynuacja „Sprzysiężenia Czerwonego Wilka” wciąga. Jest bogata, pełna i nadwyczaj przeobfita. Można się z łatwością zgubić w tych wątkach pobocznych, dokładnie opisanych żywotach każdego z bohaterów… ale można też się rozpłynąć. W treści. W opisach. W słowach. Wpakować się w opowieść z kopytami i kołem ratunkowym. W ten inny świat, tak naprawdę zamknięty na statku. W owej magii, przewidywalnej, ale i zaskakującej. Stworzeniach, które nagle otrzymują prawo głosu. Ale też czytać trzeba uważnie, by nie umknęły nam niuanse, nazwiska, by nie pogmatwały się postacie w głowie. Z czasem jednak wszystko staje się tak bardzo oczywiste, jakbyśmy nagle otrzymali mapę połączoną z drzewem genealogicznym, zespalającym wszystkich. Autor maluje obraz, przesuwa nam przed oczami klatki filmu, który wyświetlany jest tylko dla nas.
Specjalnie.
Co prawda na ten ciąg dalszy trzeba było czekać kilka lat… ale opowieść we mnie pozostała. Z każdą stroną na nowo odkrywałam to, co już przeczytałam. Pamięć się odblokowała. Ale jeżeli nie znacie tomu pierwszego, nie rzucajcie się na dwójkę. Nie warto. Pewne historie należy czytać od początku. A ta, to nadzwyczajna przygoda, w której wszystko jest możliwe i nic nie jest wiadome.
Zaś szczury… gadają.
Wszystkim Blogerom z okazji Dnia Bloga/Blogerów itp. itd. – życzę Wam zaskakująco miłych troli, żadnych spamów, krasnali pomocnych technicznie w świecie internetu wrogiego, no i stosów wielkich, oraz pomysłowości i może ludzi, którzy zrozumieją Waszą potrzebę pisania.