„Wyglądały jak kamienie. Albo jak lekko zmurszałe kawałki nadmuchanego dziwacznie drewna… albo mózgi, aczkolwiek z mało rozwiniętą i porowatą strukturą szarą i białą, i tak zresztą monotonnie brązową. A może raczej jak głowy rodzących się potworków? Takich trochę mechatych, nawet wyrodnie pluszowych? Specjalnych zwierzątek dla ludzi z problemami. Wiecie, dla tych, którzy po prostu byli inni i zwyczajnie zdarzało im się usiąść na pupilu – oj przypadek i mała koordynacja dupna, albo rzucić nim o najeżoną kolcami ściankę od rozgrzanego kominka… Oczywiście, że żałowali swego postępowania, pękało im serce, więc musieli mieć kogoś do kochania, kto był w stanie wytrzymać więcej i nie pękał im serca zbyt często.
Musieli!
Ale tylko Wiedźma wiedziała jak to z nimi naprawdę jest. Od dnia, w którym pod zmurszałą, pokrytą mchami wieków ławką, znalazła je po raz pierwszy. Gdy dźgnięte niecierpliwym kijkiem, który w rękach dziecka – choć już przecież Wiedźmy i to Wrony, choć tego jeszcze nie była do końca świadoma – był okrutną bronią, zemściły się i jęknęły, no i tak zwyczajnie zapyliły jej świat. Wybuchły milionami stworzeń, które bardzo pragnęły żyć. Najlepiej w ciepłej i przytulnej Wiedźmie. A co sobie będą żałować! Zresztą sny, które w sobie nosiły, zasługiwały na nowe życie. Ktoś musiał zauważyć ich dyskretne podpowiedzi i rozpoznać znaki. Ktoś musiał. Musiał się ich bać i się w nich rozkochać, nie chcieć się budzić, albo też na odwrót, pragnąć snić i noc i dzień. A ludzie w miarę i nazbyt zwyczajni, przestali zwracać uwagę na sny. Chcieli je tylko przespać, wyspać ciała, odpocząć umysły… jakoś przetrwać ciemność i tak rozświetloną tożsamością elektroniki i nowatorskich migotek.
Bo i po co… to TYLKO sny. Choć był też Paszczak Marnotrawny. Ale o nim to już nikt nie pamiętał. Nawet Pan Tealight, który wyprowadzał Purchawki czasem na łąkę i w sezonie, by się ładnie rozniosły po turyściźnie, rozsadzał je po Wyspie, miał tylko o nim owo mgliste pojęcie.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu książka na dziś – „Moc i cesarzowa” – dostana od Zbrodnia w Bibliotece, bo pewni ludzie słowa dotrzymują, a niektóre wydawnictwa robią człowieka w… nie da się opisać jednym zwierzęcym słowem tego, co się stało, więc każdy może sobie umieścić w trzech kropkach to, co dla niego zrobienie „w totalnego junikornowego przeraźliwie rogaczo-horsa” określa.
A niebiosa nad Wyspą płaczą falowo, no i jakieś burczenia w okolicach mojej szklanej kuli się rozlegają… znaczy się jak będzie burza, to wiecie, gdzie mnie znaleźć! Pod stołem, albo pod kołdrą, pod koce i poduszkami, oraz może w szafie… jeżeli tylko się zmieszczę. Oj nie, no szafa sporawa oczywiście, ale a małej liczbie, no i aczkolwiek wypchana do granic swojej szafowatej pojemności.