Pan Tealight i Wiedźma Osypująca…

„Gdyby ktoś powiedział, że taki widok pojawi się porankiem dnia niewiadomego przed Seniorem Windmillem, sam wiatrak zatrzasnąłby wszystkie okna, podkasał skrzydełka i umknął gdzie waniliowe pieprze rosną, wieprze latają, a wodorosty słyną z pulchnie wypiekanych bochnów zielonkawego chleba. Ale tego, co zrobi Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, do czego będzie zdolna, nie wie nikt…

Ale odmalujmy ową rzeczywistość tak, jak jawiła się w promieniach różowości porannej, owej delikatności, pulchności i słodyczy odchodzącej, ale i spoglądajacej tęsknie przez ramię Pani Lata… Wyobraźcie sobie też ściernisko. Nierówno rozłożone, lekko sfatygowane nierówności niegdysiejszych łanów. Drapiący raj dla wielbicieli akupunktury, masochistów i artystów zapewnie, oraz ziemię wyglądającą zza tego porzuconego złota. Bruzdy starych oraczy, pojedyncze, zapomniane kłosy i kilka płatków bławatka.

A na tym wszystkim Wiedźmę Wronę połóżmy. Rozchełstaną. Czochrającą się po każdej nierówności, korzystającą z każdego drapaka… i śnieg, który wokół niej tańczył. Dziwne, mleczne płatki… pieczołowicie zbierane przez Chochela – chochlika pisarskiego się czochrającej.

– Spaliła się, cierpiała, głaskała kamienie na plaży… teraz, to tylko ją swędzi, a Chatka ma już dosyć jej błagań, by ją podrapać, to przywlokła się rano tutaj. A ja sobie z tych resztek drugą wiedźmę ulepię. Może nie będzie taka sama, ale zawsze to niezły eksperyment? – wyjaśniał dziwnie poskakującemu Panu Tealightowi, który na ściernisku cierpiał męki, ale wolał się upewnić osobiście o co ten poranny raban. Chochel nagle przystanął, a z nim zapadła cisza. Potem wyprostował plecy, podciągał opadające gacie – jego jedyną elementarną cząstkę garderoby, tym razem brązową, z czerownym Mikołajem na boku… Mikołajem z bardzo kwaśną miną. – Zaraz… Ja chcę zrobić DRUGĄ WIEDŹMĘ? DRUGĄ? JA?

Pan Tealight tylko się wzdrygnął, wystarczyło. Ojeblik – mała ucięta główka, pomogła im dozbierać resztki osypanej wiedźmowej tożsamości i razem urządzili im pogrzeb. Morski. Ale na wszelki wypadek najpierw zmielili wszystko w moździerzu, a potem udeptali, potem jeszcze posolili i oblali sokiem z jabłek. A potem przypomniało im się czego Wiedźma Wrona naprawdę się boi… i dodali tego. Na wszelki wypadek i kosmicznych żartów przypadek.

Jedna Wiedźma to i tak ogromne obciążenie dla Wyspy. Wystarczy!!! Cierpienie tego świata jest i tak zbyt wielkie z jedną, czochrającą się na ściernisku o świcie, miotłolatającą. Litości, doprawdy!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Jesień się na Wyspie rozbija. Ma wypasiony, sportowy samochód we wściekle czerwonym kolorze, pomarańczowe światła i słucha muzyki… zbyt głośno. W tym roku chyba jest trochę denerwująca, na razie dziwnie, boleśnie, drapiąco sucha; jakaś taka w zapachu pieprzna i nałogowo paląca, a jednak, gdy tylko słońce dociera nad horyzont wieje chłodem.

Oszukańcza to bardzo Jesień.


Książka na dziś, a nawet dwie!!!

Pierwsza wydana przez Prószyński i Ska… oj kręci mnie nie tylko opis, ale ta objętość. Powieść doprawdy XXL, a dokładniej 2 w 1! Dodatkowo: „hiszpańskie fantasy”. Zobaczymy, posmakujemy.

Druga książka, to zbiór legend autorstwa Anny Koprowskiej-Głowackiej.

Przyznaję, że od zawsze uwielbiam opowieści. Legendy, mity, gawędy… potem pasjami pożerane mitologie, porównywane, mącące w głowie, aż do odkrycia dziwnego, wspólnego środka. Intryguje mnie…

Zresztą, Miś ją przytargał na moją Wyspę, więc musowo świetna lektura. Autorka znana jest z książek przynoszących tą fantastyczną historyczność, tego ludzia z przeszłości w opowieściach. A i sama Autorka to człowiek wielowarstwowy, wrażliwy, taki przepełniony wiedzą… intrygujący.

Warto poznać ją z każdej strony!

Czyli mam co czytać na chwilę. Też wpadacie w panikę, jak książki się kończą? Gdy stosy maleją, owe umocnienia wieży się sypią, dziurami straszą obronne mury, oddzialające Was delikatnie od tzw. prawdziwego świata… A może raczej macie takie ogromne, pachnące zapasy nie przeczytanych jeszcze powieści, że ze strachem myślicie o tym, co przed Wami? Słyszycie jak cichutko jęczą, błagają o przeczytanie? O dotyk, choć spojrzenie, muśnięcie myśli…

Nie straszą Was po nocach?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz