Pan Tealight i Trawy Sensy Bytów…

Pana Tealighta obudził hałas. W tym, że go obudził nic nie było dziwnego, bo Pan Tealight jak najbardziej znajdował się w stanie śpiącym, a i hałas był donośny na tyle, by powołać pod ponowne ożywienie każdego umarlaka. Dziwna może była pora, bo dzień zdążył już wstać, zeżreć śniadanie, jakieś kilka przekąsek i zabrać się za komponowanie obiadu… ale nie ma w tej historii nic do rzeczy. Zaskakujący nie był też sen, choć śnił się Panu Tealightowi po raz pierwszy i był zaskakująco wyrazisty, kolorowy i soczyście brzęczał i nucił kościelnymi dzwonami, no i tulił Kobaltową Ławką o subtelnym pragnieniu opowiedzenia historii modelujących ją pośladków…

To był też tak bardzo piękny pogrzeb, a stypa właśnie miała się rozpocząć!

Mniejsza o didaskalia!

Pan Tealight został obudzony raptownie, co nawet jego pradawną cielesność, a i wszelakie zamieszkujące go duchy, wkurzyło. Do tego Ojeblik – mała ucięta główka, obudziła sie wraz z nim, potoczyła mało fortunnie, aczkolwiek barwnie rozbryzgując saganek z sokiem marchewkowym… no i chyba ktoś czochrał się o Seniora Windmilla. Zboczeniec drewniany i uskrzydlony jęczał radośnie, ale nowi mieszkańcy nie byli zadowoleni z poruszeń, postękiwań… choć niektórzy może byli tylko i wyraziście wyłącznie zazdrośni?

Ogólnie dzień zaczął się dziwny i w dziwnej porze. Co do hałasu… dochodził z trawnika Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki. Ale jej samej nie było widać. Tchórzliwa Miotła z niej! Pragnęli zakląć wszyscy. Za to na pewno było i widać i słychać Chowańca Wiedźmy, który tańczył. A raczej, na ile dojrzeć można było z małego okienka, wymagającego naprawdę mycia i dezynsekcji może, uprawiał on balet, aerobik, callanetics oraz tańce wojenne w tym samym momencie. To jednak nie wyjaśniało drżenia nowego Sklepiku z Niepotrzebnymi!

Pan Tealight ostrożnie doczołgał się do drzwi i uchylił je… to co stało się później było mową trawą. Jęczeniem zieleni. I krwawieniem wszelakich wonności polnych. Banda trawek, listków, chwastów i badyli pod wodzą Gwardii Nietykalnych Stokrotek próbowała namówić Seniora Windmilla na wzajemne pocieszanie oraz może i coś jeszcze. Kilka tabunów ździebełek rozłożyło się obozem na drewnianych schodkach, obrażone na ziemię, glebę i piaski. Podcięto je. Na nic się zdały tłumaczenia, iż to dla ich urody i dobra, dla mniejszych tabunów robali podgryzających… one na to, że sprytna Gildia Karłowatych ocalała, że niskich oszczędzono, a tylko wyżsi, wspinający się ku słońcu i oświeceniu… skróceni zostali.

Za co?

Za pragnienie rozwoju?

Za moc intuicyjnego wzrastania!?

I tak się czochrały trawy z wiedźmowego, krótkiego wielce łysolowego trawnika i tańczył dalej Chowaniec ze swą buczącą maszyną – Zjadliwym Podgryzaczem, Okrutnym Fryzjerem, i przybywały źdzbła i bardziej stękał Senior Windmill… i niektórym było nawet przyjemnie.

I nikt się nie spytał, dlaczego tego dnia Pan Tealight nie wstał jak zwykle o świcie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane – „Tae ekkejr!” – muszę przyznać, że zaskoczenie… które na dodatek się wrednie we mnie utrzymuje!

A opowieść taka się zdawała być prosta… Miał być on i on, przyjaźń, wyzwania, różnice i przełamywanie stereotypów. Co dostałam? Czyste, kapitalne zaskoczenie. Przede wszystkim stylu, narracji, otwartości, wolności słów i myśli. Dwie osobowości, tak podobne do siebie i tak różne…

Oj powieść dostałam, pewno, ale choć przygodowe fantasy ludzko-elfie, tak cholernie też mądrą książkę! Niektórym może się wydać przegadaną, inni wytkną jej lekkie pomieszanie, brak wartkiej, szybkiej historii, ale mnie akurat to ujęło. Owa subtelna inność i odwaga Autorki, by zaryzykować… by dać czytelnikowi coś fantastycznego, ale i coś innego, coś więcej. I choć wielu opowiada naszą codzienność poprzez fantasy, tak ona robi to specyficznie. Gawędziarsko, poplątanie, ale naprawdę wciąga i jakoś tak pozwala się łatwo czytać.

I nurtuje i męczy.

I potem człek pyta siebie… a jak widzę świat ja?

Czytać mi się chce strasznie! Książki pożeram, zapas szlag trafił… znaczy przeczytanie, co ja gadam znaczy piszę! A tutaj jesień idzie, a i zima, żadna ze nie wiewiórka, zapasów nie mam… żesz no!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz