Pan Tealight i Pan Lim…

Pan Lim był chłopcem wyrzuconym z auta w wieku nazbyt dziecięcych i naiwnych lat. Niektórzy nawet twierdzili, że rodzice przywiązali go do drzewa tęczowymi pasami, które rozpuściły się dopiero, gdy zrozumiał… Inni znowu twierdzili, że tak długo kluczyli po lasach i mokradłach, by nie mógł ich dogonić, że w końcu sami skończyli miękko, choć żarłocznie wessani przez zawsze głodne bagna…

On tego nie pamiętał.

Albo nie chciał pamiętać?

Dorósł na Wyspie, przeniesiony tutaj przez Panią Wyspy i przez nią chroniony. Potem stał się opiekunem obejścia Pana Tealighta… choć on sam o tym dowiedział się dość niedawno. Pan Lim nigdy nie wspominał o tym co było przedtem. O wyrzuceniu, poszukiwaniach, o tych, których spotkał na swojej drodze, i którzy oszukali go obiecując pomoc. Pomocne dłonie zawsze raniły. Pomocne dłonie biły najmocniej i zostawiały nie rany i siniaki, ale wieczne blizny. Odejście od świata było najlepszym wyjściem. Był w końcu niepotrzebny od początku.

Na Wyspie jednak mógł być… po prostu być! Bycie jest ważne!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Lato na Wyspie w pełni. Dojrzałość oto nastała pełnej, skrupulatnej dojrzałości, gdzie soki zaczynają się gotować, a potem schładzane deszczem mieszają się, ustalają priorytety i określają smaki…

Mała Wiedźma zaopatrzyć się musi we wszelakie zielsko… dlatego prosiła i czekała. A potem suszyła, gotowała i czekała.

Cóż, teraz wydaje się, iż mam większe możliwości wyboru…

A wiecie, że w moim wiatraku wieczorami światła palą Nisseny? Może krasnale zgodzą się do niewolniczej pracy?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz