„Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki mamrotała coś pod nosem.
Nie szeptała, nie sprawiała, że czyjeś bezczelnie namolne, wyczulone, wstrętnie wrednie ciekawskie uszy byłyby w stanie coś usłyszeć. Nie, ona mamrotała miażdżąc słowa w ustach, międląc je i przeżuwając, wysysając i przetaczając je przez szpary między zębami, nie wydobywając dźwięków na zewnątrz.
Kleiła zaklęcie.
I chciała, by towarzyszyła jej tylko cisza.
Pięć planet skrzy się na niebie,
jedna poczwara na Ciebie.
Na lico zmienione nie poradzi
ten, co się ze mną tak wadzi.
Aczkolwiek odkupić grzechy,
zaznać jakowej pociechy…
mógłby on gdyby tylko znał,
tego, który mi obleśnik z klatki zwiał.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Świat jest gotowy na zaklęcia. To dobry czas, by coś wywołać, zrzucić czy też zarzucić. By powiedzieć najgłośniej: JA CHCĘ… proszę mi się wydaje, aczkolwiek ja chyba i wymuszam.
Z cyklu przeczytane: „Magia krwi”… Czekałam na tę książkę, ostrzyłam sobie pazury i naprawdę stroszyłam pióra. Miała być wyzwaniem, no i była. Teraz mi wsio oklapło. Nie, nie dlatego, że książka zła. Oj nie, raczej z powodu języka – choć szlag mnie trafia na korektę!!! byki ortograficzne? WSTYD!
Tak mnie to „u” zbiło z tropu, że całe rozsmakowanie gdzieś uleciało, a może to i sama historia. Jakoś tak forma nad treścią w tej książce gdzieś ulatuje. Z jednej strony rozpasanie językowe, gwara ulicy miesza się ze słowami, do których potrzeba słownika, a z drugiej, w samej historii, przy pełnym braku prostoty, gwałci mnie, napastuje wybitnie umiejętnie… przesada.
Opowieść Huso da się streścić w jednym zdaniu: było sobie Przeznaczenie i wygrało. Mamy dwójkę bohaterów z popapranym już na starcie losem, tajemnicze światy i jeszcze większe kolejne tajemnice i kolejne… i w końcu nic nie jest wyjaśnione. Choć tak wiele się dzieje, właściwie od początku, to jednak filozoficzne rozgawory na temat tego, czy zabić człowieka i dusić z niego moc, czy też nie, przytłaczają.
A przecież to nie jest zła książka. Kurcze, a może jednak jest?
Wymęczyłam ją.
W pewnym momencie sama chciałam się pociąć i coś wyczarować – jakieś cholerne dopełnienie tej opowieści. Z kilka tomów, w których ktoś umieściłby didaskalia i jakiś gratis słowniczek.
A może za głupia jestem i tyle? Choć z drugiej strony podobało mi się… zakręciłam się i tyle!!!
PS. Recenzja „Przypadki Pani Eustaszyny” Maria Ulatowska. Będzie jak skończę, choć już zaczęłam… ale TA PANI JEST ZWYCZAJNIE THE BEST!!! kilka słów tutaj „zwyczajnie” nie wystarczy 🙂