Pan Tealight i Wyspy Zwichrowanie…

Wyspa kompletnie, z dziko rozwianym włosem, w szlafroczku co to się rozchylał i własnym życiem tętnił, bez makijażu, ani nawet barwinki na licach… z owym spojrzeniem zagubionego bazyliszka, co to nie pamięta czy to kamień był czy nie, stuka i puka, próbuje i wciąż nie wie, no wiecie, w owych odmiennych stanach świadomości, w których unikali jej wszyscy, a Wiedźma Wrona wyrażała obrzydliwe, przerażające wszystkich zaciekawienie…

Bynajmniej Wyspa wciąż się miotała i nie mogła się zdecydować czy kwitnąć, czy też jednak jeszcze nie.

Odpuścić sobie płatki i kolorki, zapachy i bzyczenie, motyli i rozrzutną barwność? A może jednak w całości rozbuchać każdy badylek, poruszać motylek i bzykać co się rusza i co się nie rusza tyż!

Właściwie pąki były już gotowe. Pęczniały i pączniały, ociekały sokiem niczym tłuste placki, oj tak Pan Tealight miał ochotę na placek. Albo lepiej, no na pączki! Tłuste takie z syropem i lukierem, z dżemem i serem i bez dziur w środku, te z dziurami to były totalnie wybrakowane. Jakby duszy pączastej nie miały. Jakby drożdże się zbuntowały i wybuchły, wyrąbując sobie drogę na zewnątrz… smak uciekł z więzienia. Tłuste i pulchniutkie, nie Pan Tealight nie miał problemu z puszystością. Dlatego dorzucił do wizji obżarstwa jeszcze sadzone jajca w sosie z Żarłocznych Żonkili

Niektórzy mieli proste marzenia.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Ha! W końcu się ukazał „Dziewiąty Mag” – za pierwszym razem się na książkę nie załapałam, ale teraz musowo to nadrobić. W końcu o smokach!!! Oczywiście należy też nadmienić, iż Autorka mnie próbuje zniechęcić do treści poznania, znaczy coś ukrywa na pewno… znaczy musowo czuję się zdeterminowana, by książkę dorwać.

Bezczelność takie Autorki no!!!

People meet Swindon, Swindon meet People and Dragons, and Zombies, Monsters, Elves, Dwarfs… and so called Family!!!

Ruti – You are the best!!!

Grabowski, please do not bite Swindon’s ear! Come one! Be a nice monster, or just pretend, only for this photo!

Z cyklu przeczytane: „Czarny deszcz” – historia sensacyjna z elementami Majów, Amazonki oraz zimnej fuzji. Zawiść i chciwość współczesnych tuzów i organizacji miesza się z dzikością świata, wciąż pełnego tajemnic. Bo mity zawsze mają w sobie choć iskrę prawdy…

Opowieść wciągająca, typowo dla wielbicieli gatunku – na podróż dobra, pojemna. Właściwie wiadomo jak się to skończy i pewne jest, że 2012 gdzieś się przewinie… ale trzyma w napięciu. Ma ową dawkę tajemniczości, ciągłą akcję, drżenie członków i pytanie: kto to wszystko przeżyje?

Może i bohaterowie trochę niedopracowani, ale to opowieść dla dreszczyku nie psychologicznych bohaterów.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz