„Pan Tealight był przerażony.
Niepotrzebność rosła w siłę.
Do jego Sklepiku przybywały rzeczy, które jeszcze nawet nie wypełniły swojego przeznaczenia, a już były nieistotne. Już dawno zastąpił je ktoś inny… kto właśnie pukał do drzwi Sklepiku. Smutne, niespełnione, żałośnie nierozpoznawalne… Chowały się wewnątrz Starej Siwej Taczki. Tej idealnie stalowej, zawsze błyszczącej. To tam, przykryte zieloną plandeką w różowiutkie tulipanki, pragnęły być niewidoczne, dziwnie zawstydzone swoją zbędnością.
Pan Tealight westchnął, a potem przez te obrzydliwie rażące tulipanki, przypomniał sobie jak to było z Ojeblikiem. Nie, mała, ucięta główka nie była nieprzydatna. Nie była zbędna i niechciana, ona jako jedyna tutaj sama zdecydowała o swoim losie. Uznała za zbędny korpusik, naprężyła się, nadęła i… nawiała.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
PS. Przeczytane: „Miasto upadłych aniołów”… czyli pewnej opowieści ciąg dalszy. Kto wie o co chodzi, to wie, a kto nie wie, to niech od końca nie zaczyna.
No dobra, ciąg może to i jest dalszy, ale strasznie wymęczyłam ten tom. Do końca nie wiem dlaczego. To wszystko zdaje się być już takie znajome. Wciąż przeciskają się przez fabułę te same mity, jakby nikt nie używał wyobraźni, a tylko wyszukiwarki. I te postacie, przecież oni mają bigla, mają w sobie coś, a w tym tomie tacy wszyscy papierowi, nijacy i… przykro mi za te słowa, ale KURDE NUDNI!!!
A potem z wywieszonym językiem sięgnęłam po: „Akta Dresdena. Front burzowy” – no i znowu skucha. Choć, może zwyczajnie nazbyt wiele ostatnio oczekuję po tej tzw. literaturze?
Nie, wcale nie było źle, tylko przewidywalnie i gdyby nie BOB… oj BOB jest super, trza było z nieo uczynić bohatera, a nie z kolejnego kolesia co to wytrzymuje wszelkie klątwy i kołem łamanie, a potem i tak świat się kręci. Dobra, pewno marudzę. Śledztwo choć przewidywalne jakoś się tam kręciło, książkę dało się szybko przeczytać, a że magii jak na lekarstwo, jakby na przylepkę… może to i moja wina?
Tak sobie pomyślałam, że to ino ja, no i że z następnym tomem będzie lepiej… ale nie było. I choć zakończenie, ta pewna z demonem rozmowa rozbudziła moje zmysły, to jednak nie. Chyba nie sięgnę po kolejny tom. Bo ta historia jest zwyczajnie nazbyt płytka. Spisana jak dla osobnika, co to nie myśli. Nie lubię jak się mie tak traktuje. Potrzebuję głębi, rozkochania się w świecie i bohaterach… TEJ CAŁEJ MAGII!!!
Owego prawdziwego czytania.
Ale tutaj tego nie otrzymałam. Ot prosta historia, trochę krwi, bohater płytki… no ale BOB!!! Koniecznie poproszę BOBa pod choinkę!
Podziękowania za urodziny! Wielkie i gigantycznie rozbuchane podziękowania ślę wszystkim tym, któzy sprawili, że się uśmiechnęłam, albo oplułam monitor!!!
Cudownemu portalowi Nakanapie.pl zaś za książki dziękuję!
No dobra, ale „Błędne siostry” to sama sobie wygrałam. Ha!!!
Aj no i dzisiaj, hej przyszły książki dzisiaj… co prawda te dwie to już mam, ale może znajdę kogoś chętnego na jakieś wymienianki?
W znaczeniu wymienię dwa rzeźniki na nowego pachniucha i ciężarną nikłoduszną!!!