„Wiedźma Wrona miała marzenie.
Wielkie i specyficzne, miejscami włochate, choć dość uczesane. Naturalne, nie sztucznie pędzone, nie barwione… choć skłaniało się ku błękitom i wszelakim niebieskościom kobaltów. To marzenie miało wiele aspektów, kształtów, odcieni i wymiarów geograficznych… całkiem możliwe, iż posiadało własne asteroidy i układy planet, a może i mieszkańców? Jednak wyróżniało je jedno, marzenie było stałe. Miało zarys i określone miejsce. Prawdopodobny rozmiar i własne marzenia.
Zdawało się w końcu oddychać.
Tak naprawdę Marzenie Wiedźmy… żyło.
Marzenie było bardziej żwawe i ludzkie, niż sama Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki. Ale to ona planowała obsadzić je rozmarynem i lawendą, otoczyć drzewami, orzechowcami, jabłonią, czereśnią, krzakiem pigwy i dzikiej róży. I jaśminem, koniecznie jaśminem i bzem.
Marzenie oddychało, pożywiało się, rozwijało i kwitło czym tylko mogło, ale jednak wciąż trzymało się od swojej Wiedźmy z daleka. Jakby się naprawdę bało spełnienia. Choć może juz zrobiło pierwszy krok? Może tak naprawdę wyglądało zza rogu, może pchało pierwsze płatki zapowiedzi? Może było tak naprawdę żółte na niebieskim i Pan Tealight właśnie marzł w jego cieniu?
Bo marząca Wiedźma była czymś strasznym.
Tak naprawdę większej grozy nikt nie znał. Bo Wiedźmie Marzenia miały to do siebie, że zawsze się spełniały, ale wrednie same wybierały swój czas… I nie zwracały uwagi na nikogo poza Wiedźmą. Świat dla nich nie istniał. Wyznawały tylko i wyłącznie sprzeczne dobro Marzącej Wiedźmy.
Demiurga Marzeń.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Marzenia chodzą swoimi, dziwnymi drogami… czasem wcale nie pragną zbliżać się do tego, który marzy, ale czasem…
… czasem daje znak, tylko jak to wszystko czytać?